Kiedy miłość ukrywa się w talerzu zupy – opowieść o rodzinie, która prawie się rozpadła

Zupa wykipiała na kuchenkę, a ja stałam nad garnkiem z łyżką w dłoni, drżącą tak, że aż bulion rozlewał się na blat. W przedpokoju trzaskały drzwi – wrócił mój mąż, Artur. Znowu za późno. Znowu bez słowa. Znowu z tym swoim zmęczonym spojrzeniem, które kiedyś kochałam, a dziś budziło we mnie tylko irytację.

– Gdzie byłeś? – zapytałam, zanim zdążył zdjąć buty.

– U mamy. Musiałem jej pomóc z komputerem – odpowiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.

– A ja tu sama! Z dziećmi, z obiadem, z rachunkami! – głos mi się załamał. – Ty zawsze masz czas dla wszystkich, tylko nie dla nas!

Nie odpowiedział. Przeszedł do kuchni, usiadł przy stole i zaczął nalewać sobie zupę. Pachniała koperkiem i domem, ale w powietrzu wisiała gorycz. Nasza córka, Lena, weszła do kuchni z zeszytem pod pachą.

– Mamo, pomożesz mi z matmą? – zapytała nieśmiało.

– Za chwilę, kochanie – rzuciłam przez zęby, bo już czułam, że zaraz wybuchnę.

Artur jadł w milczeniu. Każda łyżka brzmiała jak wyrzut sumienia. W końcu nie wytrzymałam:

– Pożyczyłeś znowu pieniądze Krzyśkowi? Przecież on nigdy nie oddaje! Mamy kredyt, Lena musi zapłacić za korepetycje, a twoja mama chce nową pralkę! Kto to wszystko ogarnie? Ja?

Artur odłożył łyżkę i spojrzał na mnie tak, jakby pierwszy raz widział mnie naprawdę.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Chciałem pomóc…

– A kto nam pomoże? – syknęłam. – Ty nawet nie widzisz, jak się staram! Wszystko na mojej głowie! Nawet dywan od miesiąca nie oddany do pralni!

Lena uciekła do pokoju. Słyszałam trzask drzwi. Wtedy do kuchni wszedł mój syn, Michał.

– Możecie przestać się kłócić? – rzucił z wyrzutem. – Mam dosyć tego cyrku!

Zrobiło się cicho. Artur spuścił głowę. Ja poczułam się jak potwór. Przecież nie chciałam tak żyć. Nie chciałam być tą wiecznie rozgoryczoną kobietą.

Wieczorem zadzwoniła moja mama:

– Aniu, co się dzieje? Lena płakała przez telefon…

– Nic, mamo… Po prostu życie…

Mama westchnęła:

– Pamiętasz, jak twój tata wracał późno z pracy? Też byłam wściekła. Ale potem zrozumiałam, że on po prostu nie umiał inaczej…

Odłożyłam słuchawkę i poczułam się jeszcze gorzej. Czy ja też nie umiem inaczej?

Następnego dnia Artur wrócił wcześniej. Przyniósł kwiaty – zwykłe goździki z bazarku.

– Przepraszam za wczoraj – powiedział nieśmiało. – Może pójdziemy razem na spacer?

– Nie mam czasu – odburknęłam odruchowo. Ale potem spojrzałam na niego: siwe włosy na skroniach, zmarszczki wokół oczu. Kiedyś był moim chłopakiem. Tym, który śmiał się najgłośniej na całym osiedlu.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Lena i Michał patrzyli na nas podejrzliwie.

– Dzieciaki… – zaczęłam drżącym głosem. – Przepraszam was za wszystko. Za krzyki, za nerwy…

Michał wzruszył ramionami:

– Po prostu przestańcie się kłócić.

Artur ujął moją dłoń pod stołem. Poczułam ciepło, którego dawno nie czułam.

Ale życie nie dawało nam spokoju. Tydzień później zadzwoniła teściowa:

– Arturze, musisz przyjechać! Pralka się zepsuła!

Artur spojrzał na mnie pytająco.

– Jedź – powiedziałam cicho. – Ale wróć na kolację.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Zupa była już zimna, ale atmosfera trochę cieplejsza.

– Aniu… – zaczął Artur niepewnie. – Może pojedziemy gdzieś na weekend? Sami?

Spojrzałam na niego zaskoczona:

– A dzieci? A twoja mama?

– Poradzą sobie. My też musimy o siebie zadbać.

Zgodziłam się. Pojechaliśmy do Kazimierza Dolnego. Spacerowaliśmy po rynku jak dawniej zakochani studenci. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

Wróciliśmy inni. Bardziej dla siebie niż przeciwko sobie.

Ale życie znów dało nam pstryczka w nos: Michał miał problemy w szkole, Lena zaczęła zamykać się w sobie. Musieliśmy nauczyć się rozmawiać bez krzyku.

Pewnego wieczoru Lena przyszła do mnie ze łzami w oczach:

– Mamo… boję się, że się rozwiedziecie…

Objęłam ją mocno:

– Kochanie, czasem ludzie się kłócą, ale to nie znaczy, że przestają się kochać.

Wtedy zrozumiałam: miłość to nie wielkie słowa ani kwiaty z okazji rocznicy. To codzienność: wspólna zupa, rozmowa przy stole, wybaczenie po kłótni.

Dziś wiem jedno: można przejść przez burzę i nie zgubić siebie nawzajem. Ale trzeba chcieć zobaczyć w drugim człowieku tego chłopca czy dziewczynkę sprzed lat.

Czasem wystarczy odłożyć łyżkę i po prostu przytulić się w milczeniu.

Czy wy też czasem zapominacie o tym, co najważniejsze? Czy potraficie wybaczać i zaczynać od nowa? Może właśnie dziś warto spróbować…