Cień pod jabłonią – historia jednej decyzji
Wszystko zaczęło się w sobotę, kiedy wróciłam do rodzinnego domu w Zawadach. Był świt, a ja już czułam w powietrzu ciężar rozmowy, która miała się wydarzyć. Mama siedziała przy kuchennym stole, zaciśnięte dłonie na kubku herbaty, oczy czerwone od płaczu.
– Zosia, nie rób tego – powiedziała cicho, ledwo słyszalnie. – Ten dom to wszystko, co nam zostało po tacie.
Miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że nie rozumie, że nie widzi, jak bardzo się duszę w tej wsi, gdzie każdy zna każdego, gdzie plotki są szybsze niż internet. Ale tylko westchnęłam i usiadłam naprzeciwko niej.
– Mamo, ja nie chcę tu zostać. Przepraszam. Potrzebuję pieniędzy na mieszkanie w Krakowie. Z Michałem chcemy zacząć nowe życie.
– Michał… – prychnęła. – On cię zostawi jak tylko znajdzie lepszą. Tak jak twój ojciec zostawił mnie dla tej… tej…
– Mamo! – przerwałam jej ostro. – Tata nie odszedł dla innej kobiety. Umarł na raka! Ile razy mam ci to powtarzać?
Zamilkła. W kuchni zapadła cisza, którą przerywało tylko tykanie starego zegara po dziadku. Wtedy weszła babcia Wanda, opierając się na lasce.
– Zosiu, nie kłóćcie się z matką. Każda z was ma rację po swojemu. Ale dom… dom to nie tylko ściany. To pamięć.
Spojrzałam na babcię i poczułam ukłucie winy. Przecież tu się wychowałam, tu biegałam boso po trawie, tu pierwszy raz pocałowałam chłopaka pod jabłonią. Ale teraz wszystko było inne. Ojciec nie żył od trzech lat, a mama coraz częściej zamykała się w sobie.
Wieczorem przyszła ciotka Irena z wujkiem Romanem.
– Słyszałem, że chcesz sprzedać dom – zaczął Roman bez ogródek. – A co z babcią? Gdzie ona pójdzie?
– Babcia może zamieszkać z nami w Krakowie – odpowiedziałam szybko.
Babcia tylko pokręciła głową.
– Ja już stąd nie ruszę. Tu umrę.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Widzisz? Nawet twoja babcia wie, co jest ważne.
Wyszłam na dwór, żeby się przewietrzyć. Michał zadzwonił.
– I co? – zapytał od razu.
– Awantura jak zwykle. Mama płacze, babcia się upiera, ciotka straszy sądem rodzinnym…
– Kochanie, musisz być twarda. To twoje życie.
Patrzyłam na stary sad za domem. Jabłoń, pod którą całowałam się z Tomkiem z sąsiedztwa, była już prawie martwa. Tak samo jak moje dzieciństwo tutaj.
Następnego dnia przyszła sąsiadka pani Halina z plackiem drożdżowym.
– Zosiu, twoja mama mówiła… Może byś się jeszcze zastanowiła? Tyle lat tu mieszkaliście…
Miałam ochotę krzyczeć: „To nie wasza sprawa!” Ale tylko podziękowałam za placek i zamknęłam drzwi.
Wieczorem mama zaczęła przeglądać stare zdjęcia. Przyniosła mi album i usiadłyśmy razem na kanapie.
– Pamiętasz to? – pokazała zdjęcie z mojej komunii.
– Tak…
– A to? Tu jesteś z tatą nad Wisłą.
Łzy napłynęły mi do oczu. Mama też płakała.
– Nie chcę cię stracić – wyszeptała. – Najpierw tata, teraz ty…
Objęłam ją mocno.
– Mamo, ja zawsze będę twoją córką. Ale muszę żyć po swojemu.
Następnego dnia rano babcia Wanda poprosiła mnie do swojego pokoju.
– Zosiu, mam coś dla ciebie – powiedziała i wyjęła spod poduszki stary zeszyt.
– Co to?
– Pamiętnik twojego ojca. Pisał go przez całe życie, ale nigdy nikomu nie pokazał. Chciałabym, żebyś go przeczytała zanim podejmiesz decyzję.
Zeszyt był gruby, kartki pożółkłe od czasu. Zaczęłam czytać jeszcze tego samego wieczoru. Ojciec pisał o swoich marzeniach – o tym, jak chciał wyjechać do miasta, ale został dla rodziny; o tym, jak kochał mamę nawet wtedy, gdy ona przestała go rozumieć; o tym, jak bał się śmierci i zostawienia nas samych.
„Może kiedyś Zosia przeczyta te słowa i zrozumie, że dom to nie miejsce, tylko ludzie” – napisał na końcu.
Poczułam się rozdarta na pół. Czy powinnam zostać dla mamy i babci? Czy powinnam walczyć o swoje szczęście?
Następnego dnia rano zebrałam wszystkich w kuchni.
– Podjęłam decyzję – powiedziałam drżącym głosem. – Sprzedajemy dom. Ale pieniądze podzielimy tak, żebyście miały gdzie mieszkać i żebyście były bezpieczne. Babciu, jeśli chcesz zostać na wsi – kupimy ci małe mieszkanie obok kościoła. Mamo… możesz zamieszkać ze mną w Krakowie albo zostać tu z babcią.
Mama rozpłakała się na dobre.
– Nie chcę być ciężarem!
– Nie jesteś ciężarem! – krzyknęłam przez łzy. – Ale ja muszę żyć swoim życiem!
Babcia pokiwała głową ze smutkiem i dumą jednocześnie.
Ciotka Irena jeszcze próbowała mnie przekonać:
– Zosiu, pomyśl jeszcze…
Ale byłam już pewna swojej decyzji.
Dziś minął rok od tamtej rozmowy. Babcia mieszka w małym mieszkaniu przy rynku, codziennie odwiedzają ją sąsiadki i ksiądz proboszcz. Mama została ze mną w Krakowie – czasem płacze za dawnym życiem, ale coraz częściej uśmiecha się do wnuczki Poli.
A ja? Czasem śni mi się stara jabłoń i tata siedzący pod nią z zeszytem na kolanach. Budzę się wtedy z pytaniem: czy mogłam postąpić inaczej? Czy szczęście zawsze musi kosztować aż tyle?