Zabrał mi dwa kotlety z talerza i powiedział, że powinnam schudnąć: jak stałam się „winna” mając trójkę dzieci w wieku trzydziestu sześciu lat
Zanim zdążyłam przełknąć pierwszy kęs, poczułam jak ktoś wyrywa mi widelec z ręki. Spojrzałam zaskoczona na męża. — Iwona, ile razy mam ci mówić, że musisz schudnąć? — powiedział, zabierając mi dwa kotlety z talerza. Dzieci zamilkły, a ja poczułam, jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Siedziałam przy stole, z trójką dzieci, z których najmłodsza, Hania, miała ledwie siedem miesięcy, a starsi – Kuba i Lena – patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami.
— Ale ja cały dzień nic nie jadłam… — wyszeptałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.
— To nie jest wymówka. — Andrzej nawet nie spojrzał mi w oczy. — Jak tak dalej pójdzie, to będziesz wyglądać jak własna matka. — dodał z pogardą, a ja poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
Zawsze byłam szczupła. Przed ślubem ważyłam pięćdziesiąt dwa kilo, chodziłam na fitness, miałam czas na paznokcie, włosy, na spotkania z koleżankami. Po ślubie wszystko się zmieniło. Najpierw pojawił się Kuba, potem Lena, a na końcu Hania. Z każdym dzieckiem coraz mniej było mnie dla mnie samej. Andrzej pracował w banku, wracał późno, a ja… ja byłam w domu. Gotowałam, sprzątałam, prałam, odrabiałam lekcje z dziećmi, biegałam po lekarzach, robiłam zakupy, a wieczorami padałam na łóżko jak nieżywa.
Nie miałam już siły na ćwiczenia. Czasem, gdy próbowałam zrobić kilka przysiadów, Hania zaczynała płakać, Lena chciała pić, a Kuba pytał o zadanie z matematyki. Mój dzień był jak niekończąca się lista zadań, a ja coraz bardziej znikałam. Przestałam kupować sobie ubrania, bo wszystko było za małe. Przestałam malować się, bo nie miałam kiedy. Nawet fryzjerka pytała, czy coś się stało, bo moje włosy były matowe i zaniedbane.
— Mamo, czemu tata zabrał ci kotlety? — zapytała Lena, gdy Andrzej wyszedł do salonu.
— Bo… bo czasem dorośli się kłócą, kochanie. — odpowiedziałam, starając się nie płakać. Ale w środku czułam się jak śmieć. Jakby wszystko, co robię, było nieważne. Jakby moje poświęcenie nie miało żadnego znaczenia.
Wieczorem, gdy dzieci spały, usiadłam na kanapie i rozpłakałam się na dobre. Zadzwoniłam do mojej mamy, ale ona tylko westchnęła:
— Iwonka, takie życie. Każda kobieta przez to przechodzi. Ja też nie miałam lekko z twoim ojcem. Zacisnij zęby, dzieci są najważniejsze.
A ja nie chciałam już zaciskać zębów. Chciałam, żeby ktoś mnie zobaczył. Żeby ktoś powiedział: „Dziękuję, że jesteś. Dziękuję, że się starasz.”
Następnego dnia Andrzej wrócił z pracy i rzucił mi na blat gazetę z reklamą siłowni.
— Może się zapiszesz? — rzucił z przekąsem. — Albo chociaż przestaniesz jeść tyle ziemniaków.
— Nie mam kiedy, Andrzej. Ty wracasz późno, a ja jestem z dziećmi sama. — odpowiedziałam cicho.
— Zawsze masz wymówki. — warknął. — Może jakbym miał w domu zadbaną żonę, to bym się bardziej starał.
Zamarłam. Czy on naprawdę to powiedział? Czy to ja jestem winna temu, że nasze małżeństwo się sypie?
Wieczorem przyszła do nas jego matka, pani Teresa. Zawsze była chłodna, ale tego dnia przeszła samą siebie.
— Iwona, kobieta powinna dbać o siebie. Mój Andrzejek zawsze lubił zgrabne dziewczyny. Może powinnaś poprosić go o pomoc, żeby cię zmotywował? — powiedziała, patrząc na mnie z góry.
— Mamo, ja naprawdę się staram… — zaczęłam, ale przerwała mi ruchem ręki.
— Starasz się? To dlaczego wciąż wyglądasz tak, jak wyglądasz? — zapytała, a Andrzej tylko się uśmiechnął pod nosem.
Wtedy coś we mnie pękło. Przestałam się odzywać. Przestałam się tłumaczyć. Położyłam Hanię spać, a potem wyszłam na balkon i długo patrzyłam w ciemność. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – uśmiechniętą, pewną siebie, z planami na przyszłość. Gdzie ona się podziała?
Kolejne dni były coraz trudniejsze. Andrzej coraz częściej wracał późno, coraz częściej komentował mój wygląd. Dzieci zaczęły to zauważać. Kuba przestał się przytulać, Lena była rozdrażniona, a Hania płakała bez powodu. W domu było zimno, choć kaloryfery grzały na maksa.
Pewnego dnia Lena przyszła do mnie z rysunkiem. Była na nim cała nasza rodzina. Ja byłam największa, z wielkim brzuchem i smutną miną. — To ty, mamo — powiedziała. — Bo jesteś zawsze zmęczona i smutna.
Zrozumiałam wtedy, że nie tylko ja cierpię. Że dzieci widzą więcej, niż myślę. Że jeśli nie zawalczę o siebie, to one też nauczą się, że kobieta ma być niewidzialna, cicha i winna wszystkiemu.
Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Magdy. Nie rozmawiałyśmy od miesięcy. — Iwona, co się dzieje? — zapytała od razu, słysząc mój głos.
— Nie wiem, kim jestem. Nie wiem, czy jeszcze jestem żoną, czy tylko matką i sprzątaczką. — wybuchłam płaczem.
Magda nie oceniała. Słuchała. Potem powiedziała: — Przyjedź do mnie na weekend. Zostaw dzieci z Andrzejem. Musisz odpocząć.
Bałam się. Ale powiedziałam Andrzejowi, że wyjeżdżam na dwa dni. — Co? Zostawiasz mnie z trójką dzieci? — oburzył się. — A kto im obiad ugotuje?
— Ty. Tak jak ja robię to codziennie. — odpowiedziałam spokojnie.
Pojechałam do Magdy. Przespałam całą noc. Rano wypiłyśmy kawę w ciszy. Poszłyśmy na spacer nad Wisłę. Poczułam się jak człowiek. Jak kobieta. Jak Iwona.
Gdy wróciłam, w domu panował chaos. Dzieci były głodne, Andrzej był wściekły.
— Nigdy więcej tego nie rób! — krzyczał. — Nie nadajesz się na matkę!
— Może nie nadaję się na żonę dla ciebie. — odpowiedziałam cicho.
Od tamtej pory zaczęłam walczyć o siebie. Zapisałam się na terapię. Zaczęłam wychodzić na krótkie spacery sama, choćby na piętnaście minut dziennie. Zaczęłam rozmawiać z dziećmi o emocjach. Przestałam przepraszać za to, że jestem zmęczona.
Andrzej nie rozumiał. Coraz częściej się kłóciliśmy. Jego matka przestała przychodzić. Ale ja zaczęłam widzieć w lustrze siebie – nie tylko matkę, nie tylko żonę, ale kobietę, która ma prawo być zmęczona, która ma prawo do szacunku.
Nie wiem, co będzie dalej. Może nasze małżeństwo się rozpadnie. Może Andrzej się zmieni. Ale wiem jedno: nie jestem winna temu, że poświęciłam się rodzinie. Nie jestem winna temu, że moje ciało się zmieniło. Nie jestem winna temu, że chcę być szczęśliwa.
Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: ile jeszcze kobiet w Polsce czuje się tak jak ja? Ile z nas codziennie słyszy, że jest niewystarczająca? Czy naprawdę musimy być winne wszystkiemu, żeby ktoś nas zauważył?