Zagubiona w macierzyństwie: Jak odnalazłam siebie dzięki wierze i modlitwie

– Mamo, gdzie są moje buty?! – krzyknął Kuba z przedpokoju, a ja, z mokrymi rękami po zmywaniu naczyń, rzuciłam się szukać ich pod stertą kurtek. W tym samym czasie Zosia płakała w swoim pokoju, bo nie mogła znaleźć ulubionego misia, a najmłodszy Staś rozlał mleko na świeżo umytą podłogę. Mój mąż, Tomek, jak zwykle wychodził już do pracy, rzucając przez ramię: – Nie zapomnij o wywiadówce! – i zamknął za sobą drzwi. Poczułam znajome ukłucie w sercu – to nie była złość, raczej bezsilność. Od lat byłam tylko matką i żoną. Zapomniałam, kim byłam wcześniej.

Wieczorem, kiedy dzieci spały, usiadłam przy kuchennym stole. Wpatrywałam się w swoje odbicie w oknie – zmęczone oczy, włosy związane w niedbały kok, cienie pod oczami. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz zrobiłam coś tylko dla siebie. Nie pamiętałam. Moje życie kręciło się wokół dzieci, domu i Tomka. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam być Anią – stałam się tylko „mamą” i „żoną”.

Pewnego dnia wszystko się posypało. Tomek wrócił późno do domu i nawet nie spojrzał mi w oczy. Zamiast tego rzucił kurtkę na krzesło i zamknął się w sypialni. Przez drzwi słyszałam jego cichy głos – rozmawiał z kimś przez telefon. Kiedy weszłam do środka, spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Aniu, musimy porozmawiać.

Serce mi zamarło. Bałam się tego, co usłyszę.

– Ja… nie wiem, czy tak dalej możemy żyć. Ty jesteś wiecznie zmęczona, ja czuję się jak intruz we własnym domu. Nie rozmawiamy ze sobą. Każde z nas żyje swoim życiem.

Nie odpowiedziałam. Łzy same napłynęły mi do oczu. Przez kolejne dni chodziliśmy obok siebie jak cienie. Dzieci wyczuwały napięcie – Zosia zaczęła moczyć się w nocy, Kuba był opryskliwy, a Staś płakał bez powodu.

Któregoś wieczoru nie wytrzymałam. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Cicho, żeby nikt nie słyszał. Czułam się zupełnie sama. Wtedy przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Kiedy nie wiesz, co robić – módl się”. Dawno nie byłam w kościele, ale tej nocy uklękłam przy łóżku i zaczęłam szeptać modlitwę. Najpierw nieporadnie, potem coraz pewniej. Prosiłam Boga o siłę i wskazówkę.

Następnego dnia poszłam do kościoła. Usiadłam w ławce i patrzyłam na światło wpadające przez witraże. Poczułam spokój, jakiego dawno nie czułam. Po mszy podeszła do mnie starsza pani – pani Helena.

– Dziecko, widzę smutek w twoich oczach. Chcesz porozmawiać?

Nie wiem dlaczego, ale opowiedziałam jej wszystko – o samotności, o tym jak zatraciłam siebie w codzienności, o kryzysie w małżeństwie.

– Musisz znaleźć czas dla siebie – powiedziała cicho. – Bóg chce twojego szczęścia, nie tylko poświęcenia.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam codziennie chodzić na krótkie spacery po lesie. Modliłam się podczas tych spacerów, rozmawiałam z Bogiem jak z przyjacielem. Powoli zaczynałam czuć się lepiej.

Pewnego dnia zapisałam się na warsztaty rękodzieła organizowane przez parafię. Bałam się zostawić dzieci pod opieką Tomka, ale on tylko wzruszył ramionami:

– Może to ci dobrze zrobi.

Na warsztatach poznałam inne kobiety – każda miała swoją historię. Okazało się, że nie jestem sama ze swoimi problemami. Zaczęłyśmy spotykać się regularnie – rozmawiałyśmy o wierze, rodzinie i własnych marzeniach.

Z czasem zaczęłam rozmawiać z Tomkiem o tym, co czuję. Na początku był zdystansowany, ale widział zmianę we mnie. Pewnego wieczoru usiadł obok mnie na kanapie.

– Wiesz… chyba też muszę coś zmienić w swoim życiu – powiedział cicho.

Zaczęliśmy chodzić razem na niedzielne msze, potem na wspólne spacery z dziećmi. Powoli odbudowywaliśmy naszą relację.

Najtrudniejsze było nauczyć się prosić o pomoc i pozwolić sobie na własne potrzeby bez poczucia winy. Dzieci widziały szczęśliwszą mamę – Zosia przestała moczyć się w nocy, Kuba zaczął opowiadać mi o swoich problemach w szkole.

Dziś wiem jedno: nie można zapominać o sobie nawet wtedy, gdy kocha się innych ponad życie. Wiara i modlitwa pomogły mi odnaleźć siebie na nowo.

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: „Czy naprawdę musiałam tak bardzo się zagubić, żeby odnaleźć własną wartość?” A może każda z nas musi przejść przez swój kryzys, by nauczyć się kochać siebie? Co Wy o tym myślicie?