Zamiast mnie ona – historia o zdradzie, rodzinie i walce o dziecko

— Mamo, nie chcę tam jechać! — krzyk Igora rozdarł ciszę sobotniego poranka. Stałam w kuchni z kubkiem zimnej już kawy, a on wbiegł do mnie w piżamie, z oczami pełnymi łez. — Proszę, nie każ mi…

Zamarłam. Jeszcze wczoraj Igor cieszył się na weekend u taty. Ale dziś… coś się zmieniło. Uklękłam przy nim, objęłam go ramionami i poczułam, jak jego drobne ciało drży.

— Co się stało, kochanie? — spytałam najdelikatniej, jak umiałam.

— Bo… bo ciocia Sylwia powiedziała, że tata już mnie nie kocha. Że teraz będzie miał nowe dziecko i ja nie będę mu potrzebny…

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Sylwia — nowa partnerka mojego byłego męża, Pawła. Kobieta, która pojawiła się w naszym życiu nagle, jak burza. Jeszcze dwa lata temu byłam pewna, że Paweł jest moim przeznaczeniem. Mieliśmy dom na obrzeżach Wrocławia, psa i syna, który był naszym całym światem. Ale potem Paweł zaczął wracać coraz później z pracy, coraz częściej milczał przy kolacji, a ja czułam się coraz bardziej niewidzialna.

Pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomość: „Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać wieczoru.” Z numeru podpisanego „S.”. Wtedy jeszcze łudziłam się, że to koleżanka z pracy. Ale prawda przyszła szybciej niż myślałam.

— Marta, musimy porozmawiać — powiedział Paweł pewnego wieczoru, kiedy Igor już spał. — Poznałem kogoś. Nie chciałem cię ranić…

Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba nic. Po prostu wyszłam na balkon i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.

Rozwód był szybki i bolesny. Paweł wyprowadził się do Sylwii, a ja zostałam z Igorem i kredytem na mieszkanie. Przez pierwsze miesiące Igor pytał codziennie: „Kiedy tata wróci?”. Potem przestał pytać.

Sylwia była wszędzie. Przyjeżdżała po Igora razem z Pawłem, przynosiła mu drogie zabawki i mówiła do mnie z przesadną uprzejmością:

— Pani Marto, może Igor zostanie u nas na noc? Zrobię mu naleśniki!

Zaciskałam zęby i uśmiechałam się przez łzy. Chciałam być dorosła. Chciałam wierzyć, że dla Igora to będzie dobre.

Ale dziś… dziś coś pękło.

— Igorze — powiedziałam cicho — czy Sylwia powiedziała ci coś jeszcze?

Spojrzał na mnie niepewnie.

— Powiedziała, że jak powiem tobie albo tacie, to nikt mi nie uwierzy. Bo ona jest dorosła i wie lepiej.

Zrobiło mi się słabo. Usiedliśmy razem na kanapie. Próbowałam go uspokoić, ale w środku gotowała się we mnie furia.

Wieczorem zadzwoniłam do Pawła.

— Paweł, musimy porozmawiać. Igor nie chce do was jeździć. Sylwia mówi mu rzeczy, które go ranią.

— Marta, proszę cię… Znowu zaczynasz? Sylwia bardzo się stara! Może Igor coś źle zrozumiał?

— Nie! — przerwałam mu ostro. — On płacze! Boisz się usłyszeć prawdę? Może czas spojrzeć na to oczami dziecka?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Porozmawiam z Sylwią — powiedział w końcu chłodno.

Ale nie wierzyłam mu. Wiedziałam, że dla niego Sylwia była teraz wszystkim.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

— Marto, słyszałam od Pawła, że znowu robisz aferę…

— Mamo! — wybuchłam. — Czy ty naprawdę myślisz, że wymyśliłabym coś takiego? Igor cierpi!

— Może przesadzasz? Dzieci czasem fantazjują…

Poczułam się zupełnie sama. Nawet własna matka nie chciała mnie słuchać.

Wieczorem Igor miał gorączkę ze stresu. Siedziałam przy nim całą noc i głaskałam go po głowie.

Kilka dni później dostałam wezwanie do szkoły. Wychowawczyni spojrzała na mnie z troską:

— Pani Marto… Igor jest ostatnio bardzo zamknięty w sobie. Rysuje smutne obrazki. Może powinna pani porozmawiać z psychologiem?

Wróciłam do domu i rozpłakałam się w łazience. Czułam się bezsilna wobec tej nowej rzeczywistości: Paweł miał nową rodzinę, Sylwia była teraz „mamą” na pół etatu, a ja byłam tą złą — przewrażliwioną matką.

W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do Pawła osobiście.

Sylwia otworzyła drzwi w szlafroku.

— O! Pani Marta! Co za niespodzianka…

Przeszłam obok niej bez słowa.

— Paweł! Musimy pogadać TERAZ!

Wyszedł z kuchni z miną obrażonego chłopca.

— O co chodzi?

— O Igora! On cierpi przez wasze gierki! Sylwia mówi mu rzeczy nie do przyjęcia!

Sylwia weszła za mną do salonu i skrzyżowała ramiona.

— Przepraszam bardzo, ale ja tylko próbuję być dla niego dobra! To pani go nastawia przeciwko nam!

— KŁAMIESZ! — krzyknęłam pierwszy raz od lat. — Igor jest dzieckiem! On nie rozumie waszych dorosłych rozgrywek!

Paweł spojrzał na mnie z pogardą:

— Może powinnaś sobie kogoś znaleźć i przestać żyć naszym życiem?

Zatkało mnie. Zawsze byłam tą spokojną. Ale teraz…

— To wy zabraliście mi wszystko! Nawet prawo do bycia matką!

Sylwia prychnęła:

— Może dlatego Paweł wybrał mnie zamiast ciebie?

Wyszłam trzaskając drzwiami.

Przez kolejne tygodnie walczyłam o Igora jak lwica: rozmowy ze szkołą, psychologiem dziecięcym, nawet adwokatem. W końcu sędzia rodzinny zarządził mediacje.

Na sali sądowej Paweł był spięty i milczący. Sylwia udawała świętą.

Psycholog zapytał Igora:

— Kogo chcesz widywać?

Mój syn spojrzał na mnie i wyszeptał:

— Mamę…

Po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę.

Sąd ustalił nowe zasady kontaktów: spotkania tylko w obecności mediatora przez kilka miesięcy.

Paweł przestał dzwonić. Sylwia wysyłała mi pasywno-agresywne SMS-y: „Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa”.

Ale najważniejsze było to, że Igor znów zaczął się uśmiechać.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Nadal jestem sama, ale silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Igor śmieje się głośno podczas wspólnych kolacji i już nie boi się mówić o swoich uczuciach.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę można być dobrą matką w świecie pełnym dorosłych intryg?

A wy? Czy też musieliście kiedyś walczyć o swoje dziecko przeciwko całemu światu?