Niewidzialny potencjał: Droga matki do wsparcia syna

– Mamo, dlaczego liście są zielone? – zapytał Janek, stojąc przy oknie i patrząc na ogród, który właśnie projektowałam na komputerze. Była środa, godzina dziewiętnasta, a ja po raz kolejny próbowałam pogodzić obowiązki zawodowe z byciem matką.

– Bo mają chlorofil – odpowiedziałam automatycznie, nie odrywając wzroku od ekranu. W głowie miałam tylko termin oddania projektu dla wymagającego klienta z Warszawy. Janek westchnął cicho i wrócił do swoich klocków. Nawet nie zauważyłam, kiedy przestał zadawać pytania.

Wieczorem, kiedy już zasnął, usiadłam na kanapie z kubkiem zimnej herbaty i poczułam ciężar dnia. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo w Olsztynie – moją mamę, która zawsze miała czas, żeby ze mną rozmawiać, nawet jeśli nie znała odpowiedzi. Zamiast tego szukałyśmy ich razem. Czy ja potrafię być taką matką dla Janka?

Następnego dnia rano znów się spieszyłam. Janek szedł za mną krok w krok, trzymając w ręku książkę o dinozaurach.

– Mamo, a czy dinozaury naprawdę wyginęły przez meteoryt? – zapytał cicho.

– Tak, tak się mówi – rzuciłam przez ramię, szukając kluczy do samochodu.

Wtedy zobaczyłam w jego oczach cień rozczarowania. Zatrzymałam się na chwilę. „Może powinnam…” – pomyślałam, ale już było za późno. Musieliśmy wyjść.

W pracy nie mogłam się skupić. W głowie wciąż miałam obraz Janka z opuszczonymi ramionami. Przypomniałam sobie rozmowę z koleżanką z biura, Kasią, która zawsze powtarzała: „Dzieci nie potrzebują gotowych odpowiedzi. Potrzebują przestrzeni do odkrywania świata”.

Wieczorem postanowiłam zrobić coś inaczej. Kiedy Janek znów zapytał o liście, zamiast odpowiedzieć, zaproponowałam:

– A może poszukamy razem odpowiedzi? Może znajdziemy książkę albo film o roślinach?

Jego oczy rozbłysły. Spędziliśmy godzinę na czytaniu i oglądaniu filmów przyrodniczych. Janek zadawał coraz więcej pytań, a ja czułam, jak między nami rodzi się nowa więź.

Ale życie nie jest bajką. Kilka dni później dostałam telefon od szefa: „Magda, musisz przyjechać do Warszawy na spotkanie z klientem. To ważne”. Wiedziałam, że nie mogę odmówić. Zorganizowałam opiekę dla Janka u sąsiadki, pani Zofii.

Kiedy wróciłam po dwóch dniach, Janek był inny – zamknięty w sobie, nie chciał rozmawiać. Pani Zofia powiedziała mi na boku:

– On bardzo za panią tęsknił. Cały czas pytał, kiedy wrócisz.

Poczułam się winna. Czy naprawdę muszę wybierać między pracą a synem? Przecież robię to wszystko dla niego…

Wieczorem usiadłam obok Janka.

– Przepraszam, że mnie nie było – powiedziałam cicho.

Janek spojrzał na mnie poważnie:

– Mamo, czy jak będę duży, to też będę musiał wybierać?

Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przytuliłam go mocno i obiecałam sobie, że muszę coś zmienić.

Następnego dnia poprosiłam szefa o możliwość pracy zdalnej przez dwa dni w tygodniu. Ku mojemu zdziwieniu zgodził się bez większych oporów.

Zaczęliśmy z Jankiem wspólne projekty: sadziliśmy rośliny na balkonie, robiliśmy domowe eksperymenty naukowe. Zamiast dawać mu szybkie odpowiedzi, zachęcałam go do samodzielnego szukania rozwiązań.

Pewnego wieczoru Janek przyszedł do mnie z własnoręcznie narysowaną mapą ogrodu marzeń.

– Mamo, czy pomożesz mi go zaprojektować?

Uśmiechnęłam się przez łzy wzruszenia.

– Oczywiście! Ale tym razem ty będziesz głównym architektem.

Przez kolejne tygodnie pracowaliśmy razem – ja uczyłam się cierpliwości i słuchania, a Janek rozwijał swoją wyobraźnię i pewność siebie. Nasz ogród stał się miejscem eksperymentów i rozmów o świecie.

Czasem wciąż łapię się na tym, że chcę podać mu gotową odpowiedź – zwłaszcza gdy jestem zmęczona lub zestresowana pracą. Ale wtedy przypominam sobie tamten wieczór i pytanie Janka: „Czy jak będę duży, to też będę musiał wybierać?”

Może najważniejsze w byciu rodzicem to nie dawać dziecku wszystkiego na tacy, ale pokazać mu drogę do samodzielności? Czy potrafimy nauczyć nasze dzieci szukać własnych odpowiedzi w świecie pełnym gotowych rozwiązań?