Zemsta miłości: Ślub, który miał zranić – Historia Bartka i Weroniki

Wszystko zaczęło się w sobotni wieczór, kiedy wróciłem do mieszkania mojej narzeczonej bez zapowiedzi. W ręku trzymałem bukiet tulipanów i butelkę wina – chciałem ją zaskoczyć, bo ostatnio coraz częściej czułem, że oddalamy się od siebie. Wszedłem cicho, klucz nadal pasował do zamka. W salonie zobaczyłem Magdę – moją Magdę – siedzącą na kolanach mojego najlepszego przyjaciela, Michała. Ich śmiech, splecione dłonie, pocałunek… To był moment, w którym moje serce rozpadło się na kawałki.

– Bartek?! – krzyknęła Magda, zrywając się z kanapy. Michał tylko spuścił głowę.

Nie pamiętam, co wtedy powiedziałem. Chyba nic. Po prostu wyszedłem. Zostawiłem kwiaty na wycieraczce i zamknąłem za sobą drzwi do starego życia.

Przez kolejne tygodnie nie odbierałem telefonów od Magdy ani Michała. Mama próbowała mnie pocieszać, ale jej słowa tylko mnie drażniły:

– Synku, świat się nie kończy na jednej dziewczynie. Może to znak?

– Mamo, proszę cię… – rzucałem przez zaciśnięte zęby.

W pracy byłem cieniem samego siebie. Koledzy z biura szeptali za moimi plecami. Nawet szefowa, pani Grażyna, zaprosiła mnie na rozmowę:

– Bartek, wiem, że przechodzisz trudny czas. Ale musisz się pozbierać. Życie toczy się dalej.

Wtedy pojawiła się Weronika – cicha, spokojna dziewczyna z działu księgowości. Zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa pomóc. Pewnego dnia przyniosła mi kawę i usiadła obok.

– Słyszałam… Przykro mi. Jeśli chcesz pogadać, jestem tu.

Nie chciałem rozmawiać. Chciałem zapomnieć. Ale Weronika była uparta. Zaczęliśmy wychodzić razem na przerwy, potem na obiady. Była inna niż Magda – nie oczekiwała fajerwerków, nie stawiała warunków.

Pewnego wieczoru zaprosiła mnie do siebie na kolację. Jej mama, pani Halina, przyjęła mnie jak syna.

– Bartek, Weronika dużo o tobie opowiadała! – uśmiechnęła się ciepło.

W tamtym momencie poczułem coś na kształt spokoju. Ale w głębi duszy wiedziałem, że to nie jest miłość – to była ucieczka przed bólem.

Mimo to po kilku miesiącach oświadczyłem się Weronice. Nie było romantycznych fajerwerków ani łez wzruszenia. Było raczej zdziwienie i niepewność.

– Jesteś pewien? – zapytała cicho.

– Tak… Chcę zacząć od nowa.

Ślub zaplanowaliśmy szybko. Rodzina Weroniki była zachwycona, moja – sceptyczna. Siostra Ania próbowała przemówić mi do rozsądku:

– Bartek, ty jej nie kochasz! Po co się wiążesz?

– Aniu, daj spokój! Muszę coś zmienić w swoim życiu!

Ojciec milczał przez całą kolację zaręczynową. Dopiero później podszedł do mnie na tarasie:

– Synu… Nie rób niczego na złość komuś innemu. To nie jest przepis na szczęście.

Zignorowałem go. Chciałem udowodnić Magdzie i Michałowi, że potrafię być szczęśliwy bez nich. Chciałem zamknąć im drzwi przed nosem i pokazać wszystkim, że jestem silny.

Dzień ślubu był upalny i duszny. W kościele Weronika wyglądała pięknie, ale jej oczy były smutne. Kiedy ksiądz zapytał: „Czy bierzesz tę kobietę za żonę?”, odpowiedziałem „tak” z drżącym głosem.

Po weselu usiedliśmy razem w pokoju hotelowym. Weronika płakała.

– Bartek… Ja wiem, że ty ciągle kochasz Magdę. Czuję to każdego dnia.

Nie potrafiłem zaprzeczyć. Przytuliłem ją mocno i po raz pierwszy od miesięcy rozpłakałem się jak dziecko.

Nasze małżeństwo było pasmem cichych dni i niedopowiedzianych słów. Mieszkaliśmy w bloku na warszawskim Ursynowie – ona wracała późno z pracy, ja coraz częściej zostawałem po godzinach w biurze. Rodzice pytali o wnuki, teściowa dopytywała o plany na przyszłość.

Pewnego dnia spotkałem Magdę w sklepie spożywczym. Była z Michałem – trzymali się za ręce i wyglądali na szczęśliwych. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie.

– Bartek… Możemy chwilę porozmawiać?

Zgodziłem się. Poszliśmy na kawę do pobliskiej kawiarni.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedziała cicho. – Wiem, że cię zraniłam.

– Już za późno na przeprosiny – odpowiedziałem szorstko.

Ale kiedy wróciłem do domu i zobaczyłem Weronikę siedzącą samotnie przy stole z zimną herbatą, poczułem ukłucie żalu.

Wieczorem usiedliśmy razem na balkonie.

– Weronika… Przepraszam cię za wszystko. Za to, że chciałem cię wykorzystać do własnej zemsty.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach:

– Bartek… Ja cię naprawdę pokochałam. Ale nie chcę być tylko plasterkiem na twoje rany.

Podjęliśmy trudną decyzję o separacji. Rodzina była w szoku – teściowa oskarżała mnie o złamane serce córki, mama płakała po nocach.

Minęły miesiące zanim nauczyliśmy się żyć osobno. Dziś spotykamy się czasem przypadkiem – rozmawiamy jak starzy znajomi. Weronika znalazła kogoś nowego, ja powoli uczę się wybaczać sobie i innym.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym wtedy nie kierował się gniewem i żalem, moje życie wyglądałoby inaczej? Czy można naprawdę zacząć od nowa bez rozliczenia się z przeszłością? Może wy też macie podobne doświadczenia? Jak poradziliście sobie z bólem po zdradzie?