Zdrada, która rozdarła rodzinę: Historia Marii i jej walki o siebie

– Mamo, co się dzieje? Dlaczego płaczesz? – głos mojej córki, Justyny, rozległ się w pustej kuchni, gdy trzymałam w dłoniach kubek z zimną już herbatą. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Właśnie godzinę temu mój mąż, Andrzej, z którym przeżyłam 35 lat, oznajmił mi, że odchodzi. Nie do innego miasta, nie na chwilę – do innej kobiety.

Wszystko wydarzyło się tak nagle, że nawet teraz, pisząc te słowa, nie wierzę, że to nie jest zły sen. Był piątek wieczór, dom pod Łodzią pachniał pieczonym chlebem i świeżo zmieloną kawą. Andrzej wrócił z pracy później niż zwykle. Był dziwnie spięty, unikał mojego wzroku. Zawsze był powściągliwy, ale tego dnia czułam w nim coś obcego.

– Musimy porozmawiać – powiedział cicho, siadając naprzeciwko mnie przy stole. – Maria… ja… zakochałem się. W kimś innym.

Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że żartuje. Ale jego twarz była poważna, a oczy pełne wstydu i… ulgi?

– Co ty mówisz? – wyszeptałam. – Przecież… przecież jesteśmy razem całe życie! Dzieci… dom…

– Wiem. Ale nie mogę już tak żyć. Poznałem Elżbietę w pracy. Jest… inna. Przy niej czuję się młodszy, potrzebny. Przepraszam.

Przepraszam. To jedno słowo roztrzaskało moje serce na tysiące kawałków.

Nie pamiętam, jak długo siedziałam w kuchni po jego wyjściu. Czułam się jak cień samej siebie – kobieta bez przyszłości, bez planów, bez sensu. Justyna przyjechała rano z wnuczką. Zobaczyła mnie zapłakaną i natychmiast zadzwoniła do brata.

– Michał! Tata odszedł! – krzyczała przez telefon. – Tak po prostu! Do jakiejś baby!

Michał przyjechał wieczorem. Wszyscy siedzieliśmy przy stole, a ja czułam się jak oskarżona na własnym procesie.

– Mamo, czy ty coś wiedziałaś? – zapytał syn z wyrzutem. – Może powinnaś była coś zrobić?

– Michał! – przerwała mu Justyna. – To nie jej wina! Tata jest dorosły!

– Ale może… może gdybyś była dla niego milsza? Ostatnio ciągle narzekałaś…

Te słowa bolały bardziej niż zdrada Andrzeja. Czy naprawdę dzieci myślą, że to ja jestem winna? Że mogłam coś zrobić? Przecież przez lata dbałam o dom, gotowałam obiady, prałam jego koszule, wspierałam go w chorobie matki…

Przez kolejne dni dom zamienił się w pole bitwy. Justyna była po mojej stronie, Michał coraz częściej dzwonił do ojca i próbował go przekonać do powrotu.

– Tato, co ty wyprawiasz? Mama nie zasłużyła na to! – słyszałam przez drzwi jego pokój.

– Michał, ja już podjąłem decyzję – odpowiadał Andrzej przez telefon. – Chcę być szczęśliwy.

Szczęśliwy… A ja? Czy moje szczęście już się nie liczy?

Najgorsze były wieczory. Siedziałam sama w salonie i patrzyłam na zdjęcia: ślubne z 1989 roku, chrzciny dzieci, wakacje nad Bałtykiem… Wszystko wydawało się kłamstwem.

Pewnego dnia przyszła do mnie teściowa, pani Helena.

– Mario – zaczęła ostrożnie – Andrzej to dobry chłop. Może mu czegoś brakowało? Może za bardzo go kontrolowałaś?

– Pani Heleno! – wybuchłam. – Przez całe życie byłam dla niego wsparciem! To on mnie zostawił!

– Ja tylko mówię… żebyś nie została sama na starość.

Teściowa wyszła urażona moją reakcją. A ja poczułam się jeszcze bardziej samotna.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem.

– Maria, jeśli chcesz pogadać…

– Dziękuję, Aniu. Ale nie wiem nawet od czego zacząć.

W końcu postanowiłam zadzwonić do Andrzeja.

– Proszę cię… wróć do domu. Dla dzieci… dla wnuczki…

– Nie mogę – odpowiedział chłodno. – Elżbieta jest dla mnie wszystkim.

Zrozumiałam wtedy, że nic już nie będzie takie samo.

Dzieci zaczęły się kłócić między sobą. Michał przestał rozmawiać z Justyną po tym, jak ta napisała do Elżbiety pełen żalu i gniewu list na Facebooku.

– Jak mogłaś?! Teraz tata już nigdy nie wróci! – krzyczał Michał na siostrę podczas rodzinnego obiadu.

– Przynajmniej powiedziałam jej prawdę! Że zniszczyła naszą rodzinę!

W końcu przestaliśmy jeść razem posiłki. Każdy zamykał się w swoim pokoju.

Najbardziej bolało mnie to, że wnuczka zaczęła pytać:

– Babciu, a gdzie dziadek?

Nie umiałam odpowiedzieć.

Minęły tygodnie. Andrzej przysłał papiery rozwodowe pocztą.

Podpisałam je drżącą ręką.

Pewnego dnia Justyna przyszła do mnie z pomysłem:

– Mamo… pojedźmy nad morze. Musisz odpocząć od tego wszystkiego.

Pojechałyśmy do Ustki na kilka dni. Spacerowałyśmy po plaży, jadłyśmy lody i rozmawiałyśmy o wszystkim poza Andrzejem.

Wieczorem siedziałyśmy na balkonie pensjonatu i patrzyłyśmy na zachód słońca.

– Mamo… jesteś silniejsza niż myślisz – powiedziała Justyna cicho.

Wróciłam do domu inna. Zaczęłam chodzić na zajęcia jogi do pobliskiego domu kultury. Poznałam tam kilka kobiet w podobnej sytuacji.

– Mój mąż też odszedł po trzydziestu latach – wyznała Grażyna podczas przerwy na herbatę. – Myślałam, że umrę z żalu. Ale teraz… jestem wolna.

Zaczęłam powoli odzyskiwać siebie. Kupiłam nowy fotel do salonu i przemalowałam ściany na jasny błękit.

Dzieci nadal się kłóciły o ojca, ale ja już nie chciałam być sędzią w ich sporach.

Pewnego dnia spotkałam Andrzeja w sklepie spożywczym. Był z Elżbietą. Uśmiechnął się do mnie niepewnie.

– Cześć, Mario…

– Cześć – odpowiedziałam spokojnie.

Nie poczułam już bólu ani żalu. Tylko pustkę i ulgę jednocześnie.

Dziś wiem jedno: życie potrafi runąć w jednej chwili i zostawić nas na gruzach dawnych marzeń. Ale można się z tych gruzów podnieść i zacząć budować od nowa – cegiełka po cegiełce.

Czy wybaczyłam Andrzejowi? Nie wiem. Może kiedyś będę potrafiła spojrzeć na nasze wspólne lata bez goryczy.

Czasem pytam siebie: czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? A może każdy z nas nosi w sobie tajemnice nawet przed najbliższymi?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?