Zagubione szczęście. Opowieść o rodzinnych ranach i sile przebaczenia

Stałam w kuchni, trzymając w dłoniach roztrzęsioną szklankę herbaty, kiedy usłyszałam trzask drzwi. Znowu. To był już trzeci raz w tym tygodniu, gdy moja matka wychodziła z domu bez słowa, zostawiając mnie samą z ojcem i młodszym bratem. W powietrzu wisiała cisza, ciężka jak ołów. Mój ojciec, pan Andrzej, siedział przy stole, wpatrzony w ekran starego telewizora, jakby próbował uciec od rzeczywistości. Mój brat, Michał, miał dopiero dwanaście lat i nie rozumiał jeszcze, dlaczego mama coraz częściej znika na całe noce.

– Znowu poszła do tej swojej koleżanki? – zapytał cicho Michał, patrząc na mnie z nadzieją, że powiem coś uspokajającego.

– Tak, pewnie tak – skłamałam, choć dobrze wiedziałam, że mama nie idzie do żadnej koleżanki. Widziałam jej wiadomości na telefonie. Widziałam zdjęcia z panem Robertem – sąsiadem z trzeciego piętra. Wiedziałam też, że ojciec wie. Ale żadne z nas nie miało odwagi powiedzieć tego głośno.

W naszym bloku na warszawskim Bródnie plotki rozchodziły się szybciej niż prąd po kablach. Sąsiadki patrzyły na mnie z litością, czasem z pogardą. „To ta córka tej, co się puszcza” – słyszałam za plecami w sklepie spożywczym. Zaciskałam wtedy zęby i udawałam, że nie słyszę.

Pewnego wieczoru ojciec wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Był pijany. Wszedł do kuchni i rzucił torbę na podłogę.

– Gdzie jest twoja matka? – zapytał szorstko.

– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Kłamiesz! – krzyknął i uderzył pięścią w stół. Michał schował się za moimi plecami. Ojciec spojrzał na mnie oczami pełnymi bólu i gniewu. – Wiesz dobrze, gdzie ona jest! Z tym swoim kochasiem!

Zamarłam. Po raz pierwszy ktoś powiedział to głośno. Michał zaczął płakać.

– Przestań! – krzyknęłam. – To nie jego wina!

Ojciec opadł na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Przez chwilę w kuchni słychać było tylko szloch mojego brata i cichy szum lodówki.

Następnego dnia mama wróciła do domu jak gdyby nigdy nic. Pachniała obcymi perfumami. Ojciec nie odezwał się do niej ani słowem. Ja też nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy.

Wieczorem usiadła obok mnie na kanapie.

– Wiem, że wiesz – powiedziała cicho. – Ale to nie jest takie proste, jak myślisz.

– To dlaczego nie odejdziesz? – zapytałam drżącym głosem.

– Bo nie mam dokąd pójść – odpowiedziała. – Bo was kocham. Bo boję się samotności.

Chciałam jej uwierzyć, ale nie potrafiłam. Widziałam jej łzy, ale czułam tylko gniew.

W szkole przestałam rozmawiać z koleżankami. Zaczęły mnie unikać, jakbym była zakażona jakąś chorobą. Tylko jedna osoba trzymała się blisko – Agata. Pewnego dnia zaprosiła mnie do siebie na noc.

– U nas też nie jest kolorowo – powiedziała, kiedy leżałyśmy wieczorem na łóżku i patrzyłyśmy w sufit. – Tata pije, mama płacze. Może tak już musi być?

– Nie chcę tak żyć – odpowiedziałam stanowczo.

Wróciłam do domu późno. Ojciec spał na kanapie, a mama siedziała przy stole z pustym kieliszkiem w dłoni.

– Przepraszam cię – wyszeptała.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego poszłam do pokoju Michała i przykryłam go kocem.

Kilka tygodni później wszystko się rozpadło. Mama spakowała walizkę i wyszła bez słowa po kolejnej awanturze z ojcem. Michał płakał przez całą noc. Ojciec zamknął się w sobie jeszcze bardziej.

Zostaliśmy sami.

Musiałam szybko dorosnąć. Zajmowałam się domem, gotowałam obiady, pomagałam Michałowi w lekcjach. Ojciec coraz częściej znikał na całe dnie. Czasem wracał pijany i wykrzykiwał pretensje do całego świata.

Pewnego dnia zadzwoniła babcia z Podlasia.

– Przyjedźcie do mnie na wakacje – zaproponowała ciepłym głosem.

Pojechaliśmy z Michałem pociągiem do małej wsi pod Białymstokiem. Tam po raz pierwszy od miesięcy poczułam spokój. Babcia piekła drożdżowe ciasto i opowiadała historie ze swojego dzieciństwa.

– Twoja mama też była kiedyś zagubiona – powiedziała pewnego wieczoru przy herbacie. – Ale zawsze wracała do domu.

Nie wiedziałam wtedy jeszcze, czy chcę, żeby mama wróciła.

Po wakacjach wróciliśmy do Warszawy. Ojciec był jeszcze bardziej zgorzkniały niż wcześniej. Michał zamknął się w sobie i przestał mówić o mamie.

Pewnego dnia spotkałam ją przypadkiem na przystanku autobusowym. Stała z walizką i wyglądała na starszą o dziesięć lat.

– Cześć, Aniu – powiedziała niepewnie.

– Cześć, mamo – odpowiedziałam chłodno.

– Mogę cię przytulić?

Nie odpowiedziałam od razu. W końcu pozwoliłam jej się objąć. Pachniała już inaczej – trochę smutkiem, trochę nadzieją.

– Przepraszam cię za wszystko – wyszeptała mi do ucha.

Nie wiem, czy jej wybaczyłam. Może trochę. Może nigdy nie będę umiała całkiem zapomnieć tego bólu i upokorzenia.

Dziś mam dwadzieścia lat i sama wynajmuję kawalerkę na Pradze. Michał mieszka z ojcem, ale często do mnie dzwoni. Mama czasem pisze wiadomości: „Kocham cię” albo „Tęsknię”. Odpowiadam rzadko, ale już nie czuję gniewu.

Czasem myślę: czy można naprawdę odbudować rodzinę po takim trzęsieniu ziemi? Czy przebaczenie to tylko słowo rzucane na wiatr? A może to jedyna droga do odzyskania siebie?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć zdradę najbliższej osoby?