Szczera prawda ujawniona jednym wieczorem: zaskakujące odkrycie Marii
— Znowu nie posprzątałaś po sobie! — głos mojego męża, Pawła, odbił się echem po kuchni, gdy wróciłam z pracy. W rękach trzymałam siatki z zakupami, a w głowie miałam jeszcze niedokończone zadania z biura. — Maria, ile razy mam ci powtarzać, że nie znoszę tego bałaganu?
— Przecież dopiero weszłam… — próbowałam się tłumaczyć, ale Paweł już był w swoim żywiole. — U Magdy zawsze jest czysto. U niej nawet pies nie zostawia sierści na kanapie! — dodał z przekąsem.
Zacisnęłam usta. Magda, żona jego kolegi z pracy, była dla niego wzorem. Zawsze zadbana, zawsze uśmiechnięta, dom lśniący jak z katalogu IKEA. A ja? Ja byłam zmęczona. Praca na pełen etat, dwójka dzieci — Antek i Zosia — i dom na mojej głowie. Paweł pomagał tylko wtedy, gdy mu się przypomniało. Ale przecież nie mogłam narzekać — tak mówiła mi mama: „Nie wyolbrzymiaj, Maria. Każda kobieta tak ma”.
Tego wieczoru Paweł oznajmił:
— W sobotę idziemy do Magdy i Krzyśka na kolację. Nie rób żadnych planów.
— Może upiekę sernik? — zaproponowałam, chcąc choć trochę się wykazać.
— Daj spokój, Magda robi najlepsze ciasta. Weź lepiej jakieś wino, żeby nie było wstydu.
Zabolało. Ale przełknęłam to, jak wiele innych rzeczy.
W sobotę ubrałam się najlepiej jak umiałam. Zosia marudziła przy rajstopach, Antek nie chciał się uczesać. Paweł poganiał nas wszystkich:
— No szybciej! Nie będziemy się spóźniać przez twoje strojenie się!
W samochodzie panowała cisza. Dzieci patrzyły przez okno, ja ściskałam butelkę wina na kolanach.
Mieszkanie Magdy było jak zawsze idealne. Pachniało świeżo pieczonym chlebem i ziołami. Magda przywitała nas szerokim uśmiechem:
— Cześć! Ależ pięknie wyglądasz, Mario! — powiedziała, choć wiedziałam, że to tylko grzeczność.
Krzysiek nalał wszystkim wina, dzieci pobiegły do pokoju Zosi (ich córki), a my usiedliśmy przy stole.
Rozmowa toczyła się wokół pracy, dzieci i… porządków domowych.
— Wiesz, Krzysiek nawet nie wie, gdzie trzymam odkurzacz — śmiała się Magda. — Ale ja lubię mieć wszystko pod kontrolą.
— No widzisz, Mario? — wtrącił Paweł. — Można? Można!
Poczułam ukłucie w sercu. Próbowałam zmienić temat:
— A jak tam twoja mama, Magdo? Słyszałam, że była chora…
— Już lepiej, dziękuję — odpowiedziała cicho Magda.
Ale Paweł nie odpuszczał:
— U nas to wieczny chaos. Maria niby sprząta, ale jakoś nigdy nie jest tak czysto jak tutaj.
Krzysiek spojrzał na mnie ze współczuciem. Magda nagle spoważniała:
— Paweł, a ty dużo pomagasz w domu?
Paweł wzruszył ramionami:
— Pracuję przecież! Maria ma więcej czasu.
Zacisnęłam dłonie na serwetce pod stołem. Chciało mi się płakać ze złości i bezsilności.
Nagle Magda spojrzała mi prosto w oczy:
— Maria, a ty jesteś szczęśliwa?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Paweł parsknął śmiechem:
— No jasne! Ma wszystko podane na tacy!
Wtedy coś we mnie pękło.
— Nie jestem szczęśliwa — powiedziałam cicho, ale stanowczo. — Jestem zmęczona. I mam dość bycia niewidzialną.
Zapadła cisza. Krzysiek odchrząknął:
— Paweł, czasem warto docenić to, co się ma. Ja wiem, że Magda robi dużo dla nas wszystkich i staram się jej pomagać.
Paweł spojrzał na niego z niedowierzaniem:
— Ty? Pomagasz?
— Tak — odpowiedział Krzysiek spokojnie. — Bo ją kocham i szanuję.
Magda uśmiechnęła się do męża z wdzięcznością.
Paweł zaczął się tłumaczyć:
— No ale przecież… Maria wie, że ją kocham! Po prostu czasem mnie denerwuje ten bałagan…
Nie wytrzymałam:
— To nie bałagan cię denerwuje, tylko ja. Bo nie jestem taka jak Magda. Nigdy nie będę.
Dzieci wróciły do salonu i atmosfera trochę się rozluźniła, ale we mnie już coś się zmieniło.
Po powrocie do domu Paweł był naburmuszony:
— Musiałaś robić sceny przy ludziach? Teraz wszyscy będą gadać!
Nie odpowiedziałam. Położyłam dzieci spać i usiadłam w kuchni z kubkiem herbaty. Myśli kotłowały mi się w głowie: ile jeszcze wytrzymam? Ile razy dam się upokorzyć?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Magda:
— Mario… jeśli chcesz pogadać albo po prostu odpocząć od wszystkiego — przyjedź do mnie. Bez dzieci, bez Pawła. Po prostu przyjedź.
Zgodziłam się bez wahania.
U niej wypiłyśmy kawę i rozmawiałyśmy długo o wszystkim: o marzeniach z młodości, o tym jak życie potrafi rozczarować i o tym, że każda z nas zasługuje na szacunek.
Magda powiedziała mi wtedy coś ważnego:
— Nie jesteś sama. I nie musisz być taka jak wszyscy oczekują.
Wróciłam do domu późno wieczorem. Paweł czekał w salonie:
— Gdzie byłaś? Znowu zaniedbałaś dzieci!
— Byłam u Magdy. Potrzebowałam rozmowy.
Wybuchnął:
— Ty chyba zwariowałaś! Co ludzie powiedzą?!
Spojrzałam mu prosto w oczy:
— Nie obchodzi mnie już co powiedzą ludzie. Chcę być szczęśliwa.
Przez następne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Paweł próbował udawać obrażonego króla, dzieci wyczuwały napięcie i były niespokojne.
W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Pawłowi:
— Chcę rozwodu.
Patrzył na mnie jak na obcą osobę:
— Ty chyba żartujesz…
Ale ja nie żartowałam.
Zaczęła się batalia o mieszkanie, dzieci i pieniądze. Moja mama była przerażona:
— Maria! Co ty robisz?! Rozwód to hańba!
Ale ja już wiedziałam swoje. Nie chciałam być dłużej niewidzialna.
Po kilku miesiącach byłam wolna. Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Dzieci chodziły do szkoły i przedszkola niedaleko nowego domu. Było ciężko finansowo i psychicznie — ale po raz pierwszy od lat czułam spokój.
Cisza w mieszkaniu przestała być przerażająca — stała się moją wolnością.
Czasem pytam siebie: czy warto było wszystko wywrócić do góry nogami dla tej jednej prawdy? Czy szczerość wobec siebie jest ważniejsza niż pozory szczęścia?
A wy? Czy mieliście kiedyś odwagę powiedzieć głośno swoją prawdę – nawet jeśli wszystko miało runąć?