Prababcia, która rozdarła rodzinę – i posklejała ją na nowo

Wszystko zaczęło się w sobotni poranek, kiedy zadzwonił domofon. Byłam w kuchni, z rękami w cieście na pierogi, kiedy usłyszałam głos mojej mamy: „Otwórz, przyjechała TWOJA prababcia!” Zamarłam. Prababcia? Przecież miała nie żyć już od lat – tak przynajmniej twierdził tata, kiedy nie chciał jechać na pogrzeb do rodzinnej wsi. A jednak – na klatce schodowej stała ona: drobna, siwa, z walizką na kółkach i spojrzeniem, które przeszywało na wskroś.

Nazywam się Marta Nowicka. Mam trzydzieści dwa lata, dwójkę dzieci i męża, który od miesięcy śpi na kanapie. Nasze małżeństwo przeżywa kryzys, a ja sama ledwo wiążę koniec z końcem. Moja mama, Barbara, mieszka piętro niżej i codziennie powtarza mi, że powinnam „wziąć się w garść”. Ojciec? Odszedł do innej kobiety, gdy miałam piętnaście lat. Od tamtej pory nie rozmawiamy.

Prababcia – Janina – była legendą w naszej rodzinie. Wszyscy o niej mówili, nikt jej nie widywał. Podobno uciekła z domu w wieku szesnastu lat za chłopakiem z Warszawy, potem wróciła z dwójką dzieci i nigdy nie wybaczyła sobie tej decyzji. Przez lata mieszkała sama w starej chałupie pod Łomżą, a rodzina odwiedzała ją tylko na święta. Mama zawsze mówiła: „Twoja prababcia to twarda kobieta. Przeżyła wojnę, komunę i własnych synów.”

Gdy weszła do mieszkania, zapadła cisza. Moje dzieci – Antek i Lena – patrzyły na nią jak na przybysza z innej planety. Mąż udawał, że śpi. Mama stała w progu z miną jakby połknęła cytrynę.

– Dzień dobry – powiedziała prababcia Janina, zdejmując płaszcz. – Chyba mnie nie poznajesz, Marto?

– Nigdy pani nie widziałam… – wydukałam.

– Ale słyszałaś o mnie dużo złego, co? – uśmiechnęła się krzywo.

Mama odchrząknęła.

– Mamo, może herbaty?

– Herbaty to ja się napiłam w pociągu. Chcę zobaczyć dzieci.

Antek schował się za moją nogą. Lena podeszła bliżej.

– Babciu… a ty jesteś czarownicą? – zapytała bezczelnie.

Janina roześmiała się tak głośno, że aż mąż podniósł głowę znad telefonu.

– Może trochę jestem – mrugnęła do Leny. – Ale dobre czarownice istnieją naprawdę.

Od tego momentu wszystko zaczęło się psuć. Mama była spięta jak struna. W kuchni szeptała do mnie:

– Po co ona tu przyjechała? Przecież nawet nie zaprosiłyśmy jej na święta od lat!

– Może chce się pojednać?

– Z kim? Ze mną? Z tobą? Z twoim ojcem? On jej nienawidzi!

Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy stole. Prababcia zaczęła opowiadać historie z wojny: jak Niemcy zabrali jej ojca, jak ukrywała się w lesie z matką i młodszym bratem. Dzieci słuchały jak zaczarowane. Ja czułam narastający niepokój. W końcu padło pytanie:

– A dlaczego mama nie lubi twojego syna? – zapytał Antek.

Zapadła cisza. Mama pobladła.

– Bo twój dziadek zrobił coś bardzo złego…

Janina spojrzała na mnie uważnie.

– Twój ojciec był moim ukochanym synem – powiedziała cicho. – Ale kiedy miał dwadzieścia lat, ukradł pieniądze z domu i uciekł do miasta. Nigdy mu tego nie wybaczyłam…

Mama zerwała się od stołu.

– To nieprawda! To ty go wygoniłaś! Zawsze byłaś zimna jak lód!

Zaczęły krzyczeć na siebie przez całą kuchnię. Dzieci uciekły do pokoju. Mąż wyszedł na balkon zapalić papierosa.

Zostałam sama z prababcią.

– Widzisz, Marto… rodzina to nie bajka. Każdy ma swoje żale i winy. Ale czasem trzeba spojrzeć prawdzie w oczy.

Następnego dnia rano mama przyszła do mnie zapłakana.

– Nie chcę jej tu… Ona wszystko psuje! Przypomina mi dzieciństwo…

– Ale to twoja matka…

– Nie rozumiesz! Ona nigdy mnie nie kochała! Byłam dla niej ciężarem!

Wieczorem prababcia poprosiła mnie o rozmowę na osobności.

– Marto… ja już długo nie pożyję. Chciałam zobaczyć was jeszcze raz przed śmiercią. I chciałam ci coś dać.

Wyjęła z walizki stary zeszyt w twardej oprawie.

– To mój pamiętnik. Tam jest cała prawda o naszej rodzinie. O tym, dlaczego twój ojciec odszedł, dlaczego twoja mama jest taka zimna… Przeczytaj go po moim wyjeździe.

Nie spałam całą noc. Słyszałam przez ścianę płacz mamy i ciche kroki prababci po korytarzu. Rano Janina spakowała walizkę.

– Muszę wracać do siebie – powiedziała spokojnie. – Tu już nic po mnie.

Mama nawet nie wyszła się pożegnać. Ja odprowadziłam prababcię na dworzec PKS. W pociągu ucałowała mnie w czoło.

– Nie bój się prawdy, Marto. Nawet jeśli boli.

Po jej wyjeździe długo nie mogłam zebrać się na odwagę, by otworzyć pamiętnik. W końcu usiadłam wieczorem przy kuchennym stole i zaczęłam czytać…

Dowiedziałam się rzeczy strasznych: o przemocy w domu rodzinnym prababci, o tym jak mój dziadek był bity przez własnego ojca, jak babcia Barbara próbowała uciec z domu jako nastolatka… I jak mój ojciec został kozłem ofiarnym rodzinnych konfliktów.

Płakałam całą noc. Następnego dnia poszłam do mamy.

– Mamo… musimy porozmawiać.

Najpierw nie chciała słuchać. Potem zaczęłyśmy rozmawiać godzinami: o bólu, o winie, o tym jak trudno być matką bez wzorca miłości.

Kilka tygodni później zadzwonił telefon: prababcia Janina zmarła we śnie w swoim domu pod Łomżą.

Pojechałyśmy razem z mamą na pogrzeb. Stałyśmy nad grobem trzymając się za ręce pierwszy raz od lat.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba rozbić rodzinę na kawałki, żeby posklejać ją na nowo – już bez kłamstw i przemilczeń.

Czy wy też macie rodzinne tajemnice, które was dręczą? Czy warto je odkrywać – nawet jeśli mogą zaboleć?