Nie taki książę, jakiego się spodziewano…

Wszystko zaczęło się od krzyku mojej mamy, który rozdarł ciszę niedzielnego poranka: — Kinga! Wstawaj, bo znowu się spóźnisz na spotkanie z tym swoim księciem! — krzyczała z kuchni, trzaskając garnkami. Leżałam skulona pod kołdrą, czując w żołądku niepokój. To miało być nasze pierwsze spotkanie w domu rodzinnym. Mój chłopak, Igor, miał poznać moich rodziców. Wszyscy mówili, że to chłopak jak z żurnala: wysoki, przystojny, z uśmiechem, który rozbrajał każdą dziewczynę na osiedlu. Ale ja już wtedy czułam, że coś jest nie tak.

— Mamo, przestań! — syknęłam przez drzwi. — To ważny dzień. Proszę cię, nie rób scen.

— Ja? Scen? — prychnęła mama. — Lepiej ty nie rób scen, jak się okaże, że ten twój książę to zwykły żart losu.

Wiedziałam, że mama nie akceptuje Igora. Od początku powtarzała: „Za ładny, za pewny siebie, za bardzo patrzy na siebie w lustrze”. Tata milczał, ale widziałam w jego oczach cień nieufności. Mimo to byłam zakochana po uszy. Igor był inny niż wszyscy chłopcy z naszej dzielnicy – miał plany, marzenia o własnej firmie, mówił o podróżach i wielkim świecie. Przy nim czułam się wyjątkowa.

Spotkanie przebiegło sztywno. Mama patrzyła na niego spod byka, a tata zadawał pytania o pracę i rodzinę. Igor odpowiadał z uśmiechem, ale widziałam, jak pod stołem nerwowo bawi się serwetką. Po obiedzie wyszliśmy na spacer.

— Twoja mama mnie nie lubi — powiedział cicho.

— Ona nikogo nie lubi na początku — próbowałam żartować.

— A twój tata? — dopytywał.

— Tata… Tata po prostu chce mnie chronić.

Igor zatrzymał się i spojrzał mi głęboko w oczy:

— Kinga, ja cię kocham. Ale nie wiem, czy dam radę z twoją rodziną.

Zamarłam. Przecież to ja powinnam się bać jego rodziny – jego matka była dyrektorką szkoły, ojciec prowadził własną firmę budowlaną. Mieli dom z ogrodem pod Warszawą i samochód lepszy niż wszystkie auta na naszym parkingu razem wzięte. Ale Igor bał się mojej mamy i jej ciętego języka.

Mimo wszystko trwaliśmy razem. Chodziliśmy na randki do kina w Złotych Tarasach, jeździliśmy rowerami po Lesie Kabackim, planowaliśmy wspólne wakacje nad Bałtykiem. Ale coraz częściej łapałam Igora na tym, że nie odbiera telefonu wieczorami albo odpisuje zdawkowo na moje wiadomości.

Pewnego dnia przyszłam do niego bez zapowiedzi. Drzwi otworzyła mi jego młodsza siostra.

— Igor jest u siebie — powiedziała z dziwnym uśmiechem.

Weszłam po schodach i usłyszałam śmiech. Drzwi do pokoju były uchylone. Zobaczyłam Igora siedzącego na łóżku z jakąś dziewczyną – śmiali się do rozpuku, trzymali za ręce. Zamarłam.

— Kinga! Co ty tu robisz? — rzucił Igor, zrywając się na równe nogi.

Dziewczyna spojrzała na mnie z wyższością i poprawiła włosy.

— Przyszłam… Przyszłam tylko oddać ci książkę — wydukałam i wybiegłam z domu.

Biegłam przez pół miasta do domu, łzy zalewały mi policzki. Wpadłam do mieszkania i rzuciłam się na łóżko.

— Co się stało? — zapytała mama, siadając obok mnie.

— On… On mnie zdradził — wyszeptałam.

Mama przytuliła mnie mocno:

— Wiedziałam. Ale musiałaś sama zobaczyć, kim jest ten twój książę.

Przez kilka tygodni nie wychodziłam z domu. Koleżanki dzwoniły, próbowały wyciągnąć mnie na kawę, ale ja tylko leżałam i patrzyłam w sufit. Tata próbował mnie pocieszać:

— Kinga, życie to nie bajka. Czasem trzeba upaść, żeby nauczyć się wstawać.

Mama była bardziej dosadna:

— Przestań się mazać! Świat się nie kończy na jednym chłopaku! Zobaczysz, jeszcze będziesz szczęśliwa.

Ale ja nie wierzyłam. Czułam się brzydka, głupia i niepotrzebna. W szkole unikałam spojrzeń ludzi – plotki rozeszły się błyskawicznie. „Kinga? Ta od Igora? Słyszałaś, co jej zrobił?” Nawet nauczycielka matematyki patrzyła na mnie ze współczuciem.

W końcu postanowiłam coś zmienić. Zapisałam się na kurs szycia – zawsze lubiłam projektować ubrania, ale nigdy nie miałam odwagi spróbować czegoś nowego. Poznałam tam ludzi zupełnie innych niż moi znajomi ze szkoły – starsze panie po przejściach życiowych, młode mamy szukające odskoczni od codzienności.

Jedną z nich była Aneta – energiczna trzydziestolatka po rozwodzie. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy.

— Kinga, faceci są jak guziki przy płaszczu: czasem trzeba je przyszyć od nowa albo wymienić na lepsze — śmiała się Aneta.

Dzięki niej zaczęłam znów wychodzić do ludzi. Chodziłyśmy razem na kawę do pobliskiej kawiarni „Słodka Chwila”, plotkowałyśmy o życiu i facetach. Powoli odzyskiwałam pewność siebie.

Pewnego dnia Aneta zaprosiła mnie na imprezę urodzinową swojej koleżanki. Nie chciałam iść – bałam się spotkać Igora albo jego znajomych – ale Aneta była nieugięta:

— Kinga! Życie jest za krótkie na siedzenie w domu! Idziemy!

Na imprezie poznałam Michała – chłopaka zupełnie innego niż Igor. Skromny informatyk z Pragi Południe, trochę nieśmiały, ale miał w sobie coś ciepłego i prawdziwego. Rozmawialiśmy całą noc o filmach i książkach. Nie próbował mnie oczarować ani imponować – po prostu był sobą.

Po kilku tygodniach Michał zaprosił mnie do swojej rodziny na obiad. Byli zwyczajni – mama pielęgniarka, tata kierowca autobusu miejskiego, młodsza siostra studiująca pedagogikę. Przyjęli mnie serdecznie.

Po obiedzie Michał zapytał:

— Kinga… Chciałbym spróbować czegoś więcej niż przyjaźń. Dasz mi szansę?

Spojrzałam mu w oczy i poczułam spokój – pierwszy raz od dawna nie musiałam udawać kogoś innego.

Zaczęliśmy być razem. Michał nigdy nie porównywał mnie do innych dziewczyn, nie oceniał mojego wyglądu ani planów na przyszłość. Wspierał mnie w nauce szycia – nawet kupił mi maszynę do szycia na urodziny!

Mama była zachwycona:

— Widzisz? Mówiłam ci! Porządny chłopak to skarb!

Tata też polubił Michała:

— Ten to cię nigdy nie skrzywdzi.

Ale życie to nie bajka – pojawiły się nowe problemy. Michał stracił pracę przez redukcję etatów w firmie IT. Było ciężko – liczyliśmy każdy grosz, czasem brakowało nawet na bilet autobusowy czy lepsze jedzenie. Mama zaczęła narzekać:

— Kinga! Po co ci taki biedak? Igor przynajmniej miał pieniądze!

Tata próbował ją uciszyć:

— Daj spokój! Pieniądze to nie wszystko!

Kłótnie w domu stawały się coraz częstsze. Mama wypominała mi każdą złotówkę wydaną na wspólne wyjścia z Michałem:

— Jak on cię utrzyma? Co będzie dalej?

Czułam się rozdarta między rodziną a Michałem. Pewnego wieczoru wybuchłam:

— Mamo! Ja go kocham! On jest dobry i uczciwy! Czy to naprawdę nic nie znaczy?

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach:

— Chcę tylko twojego szczęścia…

Ale czy szczęście to pieniądze? Czy miłość wystarczy?

Michał znalazł nową pracę po kilku miesiącach – mniej płatną, ale stabilną. Razem wynajęliśmy małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Było skromnie: stare meble po babci Michała, kuchnia pamiętająca PRL i łazienka z przeciekającym kranem. Ale byliśmy razem i to dawało mi siłę.

Po roku zaszłam w ciążę. Mama była przerażona:

— Jesteś pewna? Dasz radę?

Tata przytulił mnie mocno:

— Damy radę wszyscy razem.

Urodziła się nasza córeczka – Lena. Michał płakał ze szczęścia, mama tuliła wnuczkę jak największy skarb świata.

Dziś patrzę na moje życie i wiem jedno: Igor był tylko lekcją – bolesną, ale potrzebną. Dzięki niemu nauczyłam się doceniać zwyczajność i prawdziwe uczucie bez fajerwerków i złudzeń.

Czasem pytam siebie: czy gdyby Igor mnie nie zranił, umiałabym docenić to proste szczęście? Czy musimy przejść przez upokorzenie i ból, żeby odnaleźć własną wartość?

A wy? Czy też musieliście najpierw upaść, żeby nauczyć się kochać siebie i innych naprawdę?