„Może lepiej, żeby babcia odeszła i się zgubiła?” – historia, której nie chciałam opowiedzieć

– Może lepiej, żeby babcia odeszła i się zgubiła? – rzuciłam z przekorą, patrząc na mamę, która już od rana wyglądała na zmęczoną życiem. W kuchni pachniało kawą i starymi lekami. Babcia siedziała przy stole, wpatrzona w okno, jakby szukała tam resztek dawnego świata.

Mama spojrzała na mnie z takim bólem, że aż ścisnęło mnie w gardle. – Nie mów tak, Martyna. To twoja babcia. – Jej głos był cichy, ale stanowczy.

– A czyja jeszcze? – parsknęłam. – Może twoja? Bo ja jej nie pamiętam z czasów, kiedy była jeszcze sobą. Zawsze była tylko problemem.

Babcia poruszyła się niespokojnie. – Kto tu jest? – zapytała nagle, jakby dopiero teraz zauważyła naszą obecność.

– To ja, babciu. Martyna. – Uśmiechnęłam się sztucznie. – Chcesz herbaty?

– A gdzie jest mój mąż? – dopytywała z uporem.

Mama westchnęła ciężko. – Babciu, dziadek nie żyje od dziesięciu lat…

– Nie kłam! – Babcia uderzyła dłonią w stół. – On zawsze wracał na śniadanie!

Zacisnęłam pięści. Ile razy można tłumaczyć to samo? Ile razy można słuchać tych samych pytań i tych samych łez?

Mama podeszła do babci i pogładziła ją po ramieniu. – Chodź, Zosiu, napijesz się herbaty.

Babcia spojrzała na nią nieufnie, ale dała się poprowadzić do kuchni. Ja zostałam sama w salonie i poczułam narastającą złość. Na babcię, na mamę, na siebie.

Kiedyś nasz dom był pełen śmiechu. Tata opowiadał dowcipy, mama piekła szarlotkę, a ja z bratem biegaliśmy po podwórku do zmroku. Ale tata odszedł do innej kobiety, brat wyjechał do Anglii i kontaktuje się tylko przez WhatsAppa raz w miesiącu. Zostałyśmy we trzy – ja, mama i babcia po udarze.

Babcia była kiedyś kobietą z klasą. Zawsze zadbana, włosy ułożone w kok, perły na szyi nawet do sklepu spożywczego. Teraz jej włosy były cienkie i tłuste, a perły leżały zapomniane w szufladzie. Po udarze nie poznawała ludzi, myliła dni tygodnia i czasem zapominała nawet jak się nazywa.

– Martyna! – Mama zawołała mnie z kuchni. – Pomóż mi przebrać babcię.

Zacisnęłam zęby. – Znowu się poplamiła?

– Tak…

Weszłam do kuchni i zobaczyłam babcię w poplamionej koszuli nocnej. Pachniało moczem i starością. Mama delikatnie zdjęła jej ubranie i zaczęła ją myć. Patrzyłam na to z obrzydzeniem i litością jednocześnie.

– Kiedy to się skończy? – wyszeptałam.

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach. – Nie wiem…

Wieczorem zadzwonił brat.

– Cześć, Martyna! Jak tam w domu?

– Jak zwykle. Babcia pyta o dziadka, mama płacze po nocach, a ja nie mam życia.

– Przesadzasz…

– Łatwo ci mówić z Anglii! Ty masz spokój! Nawet nie pamiętasz jak wygląda nasza klatka schodowa!

– Martyna…

– Wiesz co? Nie dzwoń więcej z pytaniami o babcię. I tak cię tu nie ma.

Rzuciłam telefon na łóżko i rozpłakałam się pierwszy raz od miesięcy.

Następnego dnia mama wróciła z pracy później niż zwykle. Była blada i miała podkrążone oczy.

– Szefowa kazała mi zostać dłużej…

– A kto miał być z babcią? Ja mam szkołę online!

– Przepraszam… Nie mam wyjścia.

Wtedy pierwszy raz pomyślałam poważnie o domu opieki.

Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Babcia jadła powoli kaszę manną, którą zawsze lubiła jako dziecko.

– Mamo…

– Tak?

– Może oddamy babcię do domu opieki?

Mama spojrzała na mnie jakbym ją uderzyła.

– Nigdy! Obiecałam tacie, że się nią zaopiekuję!

– Ale ona już nie jest sobą! Nawet mnie nie poznaje!

Mama rozpłakała się i wybiegła do łazienki.

Babcia spojrzała na mnie nagle bardzo przytomnie.

– Martynko…

Zamarłam.

– Tak?

– Nie gniewaj się na mamę… Ona ma dobre serce…

Patrzyłam na nią osłupiała. Czy ona naprawdę wie co się dzieje?

Babcia uśmiechnęła się smutno i pogładziła moją dłoń.

– Ja już jestem tylko cieniem… Ale wy jesteście wszystkim co mi zostało…

Łzy napłynęły mi do oczu.

Następnego dnia rano obudził mnie krzyk mamy.

– Martyna! Babci nie ma!

Wyskoczyłam z łóżka. Drzwi wejściowe były uchylone. Wybiegłyśmy na klatkę schodową, potem przed blok. Szukałyśmy jej po całym osiedlu, pytałyśmy sąsiadów, dzwoniłyśmy na policję.

Po trzech godzinach znalazłyśmy ją siedzącą na ławce przy placu zabaw. Trzymała w ramionach bezdomnego kota i głaskała go delikatnie po grzbiecie.

– Babciu! – Mama rzuciła się do niej ze łzami w oczach.

Babcia spojrzała na nas i uśmiechnęła się szeroko.

– Znalazłam go… Był taki samotny…

Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Wieczorem mama usiadła obok mnie na kanapie.

– Przepraszam cię za wszystko… Za to, że musisz przez to przechodzić…

Objęłam ją mocno.

– Ja też przepraszam… Za to co powiedziałam o babci…

Mama pocałowała mnie w czoło.

Babcia zasypiała już spokojnie w swoim pokoju, a kot spał zwinięty przy jej stopach.

Czasem myślę: czy naprawdę można mieć żal do kogoś za to, że jest słaby? Czy starość odbiera człowiekowi godność czy raczej pokazuje prawdę o nas samych? Co byście zrobili na moim miejscu?