Miłość, która nie wytrzymała próby: Opowieść o zdradzie, rodzinnych sekretach i odwadze odejścia
Zimny dreszcz przeszył mnie od stóp do głów, kiedy zobaczyłam wiadomość na telefonie mojego męża. „Kocham cię, Pawełku. Dziękuję za wczoraj. Tylko z tobą czuję się bezpieczna” – napisała jakaś Sylwia. Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać. W kuchni, gdzie jeszcze przed chwilą smażyłam naleśniki dla naszej córki, świat nagle przestał istnieć.
– Paweł! – krzyknęłam, czując jak głos mi się łamie.
Wszedł do kuchni z kubkiem kawy, zaspany, jakby nic się nie stało.
– Co się stało, Anka?
– Kim jest Sylwia? – pokazałam mu telefon. – I dlaczego pisze ci takie rzeczy?
Zbladł. Przez sekundę widziałam w jego oczach strach, potem szybko założył maskę obojętności.
– To tylko koleżanka z pracy. Miała ciężki dzień, pocieszałem ją.
– „Kocham cię” to twoim zdaniem pocieszanie? – syknęłam. – Paweł, nie rób ze mnie idiotki!
Cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i śmiech naszej córki Zosi z pokoju obok.
– Anka, przesadzasz. To nic takiego. Po prostu… ona jest samotna, czasem jej pomagam.
– Pomagasz? W czym? W łóżku?!
Wybuchłam płaczem. Paweł próbował mnie objąć, ale odepchnęłam go z całej siły.
– Nie dotykaj mnie! Ile to już trwa?
– Pół roku… Ale to nic nie znaczy! Przysięgam!
Pół roku. Sześć miesięcy kłamstw, ukradkowych wiadomości, wyjazdów służbowych, które nagle zaczęły się mnożyć. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy wracał późno i tłumaczył się korkami albo „ważnym projektem”.
– Dlaczego? – wyszeptałam. – Przecież mamy dziecko. Mamy dom. Byliśmy szczęśliwi…
Paweł spuścił głowę.
– Nie wiem… Sam nie wiem. Sylwia mnie rozumie. Ty ciągle jesteś zmęczona, wiecznie zajęta Zosią i swoją matką…
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– Więc to moja wina? Bo zajmuję się domem i twoim dzieckiem?
– Nie o to chodzi… Po prostu… z nią jest łatwiej.
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez. W głowie miałam mętlik: co teraz? Jak powiedzieć o tym mamie? Co z Zosią?
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej siostry Magdy.
– Magda, Paweł mnie zdradza – wyszeptałam do słuchawki.
– Co?! Ty żartujesz?!
Opowiedziałam jej wszystko. Magda była wściekła.
– Wiedziałam! Zawsze był jakiś dziwny ostatnio! Anka, nie możesz mu tego wybaczyć!
Ale ja nie wiedziałam, co robić. Przez kolejne dni Paweł próbował się tłumaczyć, przynosił kwiaty, obiecywał poprawę. Zosia niczego nie rozumiała, ale czuła napiętą atmosferę w domu.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do rodziców.
– Mamo… Paweł mnie zdradził – powiedziałam cicho przy stole w kuchni.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Córeczko… Może to tylko chwilowe zauroczenie? Może powinnaś mu wybaczyć? Dla Zosi…
Wybuchłam:
– Mamo! Ty też całe życie wybaczałaś tacie jego wyskoki! I co ci to dało? Byłaś nieszczęśliwa!
Mama rozpłakała się. Babcia siedząca w kącie tylko pokiwała głową:
– Kobieta zawsze cierpi pierwsza…
Wróciłam do domu jeszcze bardziej rozbita. Paweł czekał na mnie z kolacją i butelką wina.
– Anka, proszę… Zacznijmy od nowa. Zerwę z Sylwią. Obiecuję!
Ale ja już nie wierzyłam w żadne obietnice.
Tydzień później Sylwia zadzwoniła do mnie osobiście.
– Anna? Tu Sylwia. Chciałam tylko powiedzieć, że Paweł kocha mnie, a nie panią. Niech pani go puści wolno.
Ręce mi się trzęsły.
– Proszę trzymać się z daleka od mojej rodziny!
Rozłączyłam się i zaczęłam pakować rzeczy Pawła do walizki. Kiedy wrócił wieczorem, czekały na niego spakowane torby.
– Wyprowadź się – powiedziałam spokojnie. – Nie chcę cię więcej widzieć.
Paweł próbował protestować:
– Anka, proszę! Zrobiłem błąd! Myślisz, że z nią będzie lepiej? Ona nawet nie chce mieć dzieci!
Spojrzałam mu prosto w oczy:
– To już nie mój problem.
Przez kolejne tygodnie walczyliśmy o opiekę nad Zosią. Teściowa dzwoniła codziennie:
– Aniu, nie rób scen! Każdemu może się zdarzyć potknięcie!
A ja coraz bardziej czułam się osamotniona. Znajomi zaczęli unikać kontaktu – jedni stawali po stronie Pawła, inni po mojej. Nawet w pracy szefowa patrzyła na mnie z politowaniem:
– Pani Aniu, może urlop? Wygląda pani fatalnie…
Zosia zaczęła mieć problemy w przedszkolu. Płakała przy rozstaniach, rysowała smutne obrazki.
Pewnego dnia usiadła mi na kolanach i zapytała:
– Mamusiu, czy tata już nas nie kocha?
Serce mi pękło na milion kawałków.
Minęły miesiące. Paweł zamieszkał z Sylwią na nowym osiedlu pod Warszawą. Ja zostałam sama z Zosią i kredytem na mieszkanie. Mama pomagała jak mogła, ale sama była schorowana po udarze.
Rodzina Pawła przestała się odzywać – uznali mnie za „tą złą”, która rozbiła rodzinę.
Czasem myślę: może powinnam była wybaczyć? Może dla dobra dziecka powinnam była udawać, że nic się nie stało?
Ale potem patrzę na siebie w lustrze i widzę kobietę zmęczoną, ale wolną. Która przestała się bać samotności i nauczyła się żyć od nowa.
Czy można jeszcze zaufać po takim upadku? Czy lepiej być samemu niż żyć w kłamstwie? Czekam na Wasze historie…