Granice, których nie wolno przekraczać – historia Magdy i jej teściowej

Drzwi trzasnęły za mną tak głośno, że aż echo odbiło się po klatce schodowej. Stałam przez chwilę na wycieraczce, z kluczami drżącymi w dłoni i łzami w oczach. W środku słyszałam jeszcze jej głos – ostry, nieustępliwy, jakby wbijał się w moje plecy: „Ile razy mam powtarzać, Magda? W tym domu obowiązują moje zasady!”

To był trzeci miesiąc po ślubie z Pawłem. Miałam 27 lat, pracowałam jako nauczycielka w podstawówce na warszawskim Mokotowie. Paweł był informatykiem, spokojnym, czułym facetem, który – jak się okazało – miał jeden poważny defekt: nie potrafił postawić się własnej matce. A ona… Boże, ile ja bym dała, żeby choć przez jeden dzień nie słyszeć jej kroków za ścianą.

Teściowa, Jadwiga, mieszkała z nami od początku. „Tylko na chwilę, dopóki nie znajdę czegoś dla siebie” – mówiła. Minęły trzy miesiące. Każdego ranka budziła mnie zapach smażonej cebuli i jej buczenie pod nosem. „Magda, dlaczego nie wyprasowałaś Pawłowi koszuli? Magda, kto tak gotuje ziemniaki? Magda, dzieci w szkole cię nie szanują, bo jesteś za miękka!”

Pewnego wieczoru wróciłam późno z rady pedagogicznej. W kuchni siedzieli Paweł i Jadwiga. Na stole leżała sterta rachunków.
– No i co teraz? – rzuciła teściowa. – Magda zarabia grosze, a ty sam wszystkiego nie pociągniesz.
– Mamo…
– Nie „mamo” mi tu! – przerwała mu ostro. – Trzeba było znaleźć sobie żonę z porządnego domu! U nas w rodzinie kobieta dba o męża i dom!
Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy.
– Jadwigo, proszę…
– Proszę? – wybuchła śmiechem. – Proszę to możesz mówić do dzieci w szkole! Tutaj jesteś tylko gościem!

Paweł milczał. Patrzył na mnie bezradnie. Wtedy pierwszy raz pomyślałam: „Albo ona się wyprowadzi, albo ja zwariuję”.

Następnego dnia próbowałam z nią porozmawiać.
– Jadwigo, chciałabym ustalić pewne zasady…
– Zasady? – przerwała mi z pogardą. – Ja tu mieszkam od trzydziestu lat! Ty przyszłaś na gotowe!
– Ale to mieszkanie należy do Pawła…
– Pawła? – prychnęła. – Pawła wychowałam ja! Bez mojego pozwolenia nic tu się nie zmieni!

Wieczorem Paweł próbował mnie pocieszyć.
– Daj jej czas… Ona się boi samotności.
– A ja? Ja też się boję! Boję się, że nigdy nie będziemy mieli własnego życia!

Zaczęły się codzienne awantury o drobiazgi: o to, że zostawiłam kubek na stole, że kupiłam „niepotrzebne” jogurty, że nie umiem dobrze posprzątać łazienki. Jadwiga potrafiła wejść do naszej sypialni bez pukania i zacząć układać rzeczy w szafie.

Pewnej soboty Paweł zaproponował wspólny wyjazd nad Zalew Zegrzyński.
– Mamo, może odpoczniesz dziś w domu?
– A może pojadę z wami? – uśmiechnęła się słodko.
Nie miałam siły protestować. Całą drogę słuchałam jej opowieści o tym, jak to ona była idealną żoną i matką.

W drodze powrotnej Paweł zatrzymał samochód na stacji benzynowej.
– Magda, kupisz mi wodę?
Wysiadłam. Kiedy wróciłam, usłyszałam przez uchylone okno:
– Pawełku, ona cię kiedyś zostawi. Takie kobiety są słabe. Nie umieją walczyć o rodzinę.
– Mamo…
– Słuchaj mnie! Ja wiem lepiej!

Wróciłam do domu i zamknęłam się w łazience. Płakałam długo. W końcu napisałam do mojej mamy: „Nie wytrzymam dłużej”.

Mama przyjechała następnego dnia.
– Magda, musisz postawić granice. Inaczej ona cię zniszczy.
Ale jak postawić granice komuś, kto nie uznaje żadnych zasad?

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Dzieci zauważyły mój smutek.
– Proszę pani, jest pani chora?
– Nie… Po prostu trochę zmęczona.

Któregoś wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W przedpokoju usłyszałam rozmowę:
– Pawełku, a może byś wrócił do starej pracy w Krakowie? Tam miałbyś bliżej do mnie…
– Mamo, tu jest moje życie.
– Twoje? Czy tej nauczycielki?

Weszłam do kuchni i spojrzałam jej prosto w oczy.
– Jadwigo, proszę przestać mieszać w naszym życiu!
– Oho! W końcu pokazała pazurki! Ale za późno!

Paweł próbował mnie uspokoić.
– Kochanie…
– Nie! – krzyknęłam. – Albo ona się wyprowadza, albo ja!

Tej nocy spałam u mamy. Rano Paweł przyszedł z walizką.
– Magda… Przepraszam. Nie wiedziałem, że aż tak cierpisz.
– Paweł… Ja cię kocham. Ale nie mogę żyć z twoją matką pod jednym dachem.

Po tygodniu Jadwiga wyprowadziła się do siostry na Pradze. Przez kilka miesięcy nie odzywała się do nas wcale. Paweł był rozdarty między mną a matką. Czułam się winna, choć wiedziałam, że zrobiłam dobrze.

Po pół roku zadzwoniła do mnie jego ciotka:
– Magda… Jadwiga jest chora. Leży w szpitalu na Banacha.
Pojechałam tam z Pawłem. Leżała blada i słaba.
– Przepraszam… – wyszeptała. – Bałam się zostać sama…
Zobaczyłam w niej nagle zagubioną kobietę, nie potwora.

Od tamtej pory widujemy się rzadko, ale nasze relacje są poprawne. Paweł nauczył się stawiać granice. Ja nauczyłam się mówić „nie”.

Czasem patrzę na nasze zdjęcia sprzed ślubu i zastanawiam się: czy gdybym wtedy wiedziała to wszystko o jego matce – czy zdecydowałabym się na ten związek? Czy można kochać kogoś i jednocześnie walczyć o siebie? Jak wy radzicie sobie z toksycznymi relacjami w rodzinie?