Gdy mąż wyjechał, teściowa niespodziewanie zagościła w drzwiach – historia o rodzinnych granicach i sile własnego głosu

Nie minęło nawet pięć minut od wyjazdu mojego męża, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Serce mi zamarło – przecież nikt się nie zapowiadał. Stałam jeszcze w piżamie, z kubkiem zimnej kawy w dłoni, gdy przez judasza zobaczyłam znajomą sylwetkę. Teściowa. I jej wiecznie milczący partner, pan Eugeniusz.

– Otworzysz w końcu? – usłyszałam jej głos przez drzwi, tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Otworzyłam. Uśmiech na twarzy miałam wymuszony, a w środku już czułam, jak narasta we mnie napięcie.

– O, widzę, że jeszcze w piżamie? – rzuciła pani Halina, omiatając mnie wzrokiem od stóp do głów. – No cóż, nie każdy potrafi dobrze zorganizować sobie czas.

Pan Eugeniusz skinął mi głową, jakby przepraszał za swoją obecność.

– Dzień dobry… – wydusiłam. – Co was sprowadza tak wcześnie?

– Przejeżdżaliśmy obok, pomyślałam, że zajrzymy. Przecież sama jesteś, a wiadomo, jak to jest…

Nie wiedziałam, czy to troska, czy raczej kontrola. Wpuściłam ich do środka. Teściowa od razu zaczęła obchód mieszkania.

– O, nowe zasłony? A stara kanapa gdzie? – pytała, nie czekając na odpowiedzi. – No i ten kurz na półce…

Zacisnęłam zęby. Moje mieszkanie nigdy nie było wystarczająco czyste dla pani Haliny.

– Może zrobię herbaty? – zaproponowałam, żeby zająć czymś ręce i myśli.

– Oczywiście. Tylko nie tej owocowej, co ostatnio. Zwykłą czarną. I bez cukru, bo Eugeniusz ma cukrzycę.

W kuchni próbowałam zebrać myśli. W głowie miałam tysiąc scenariuszy: co powiedzieć, jak się zachować, żeby nie wybuchnąć. Ale wiedziałam już z doświadczenia – cokolwiek zrobię, będzie źle.

Gdy wróciłam z herbatą, teściowa siedziała już na moim miejscu na kanapie i przeglądała gazetki reklamowe.

– A gdzie Michał? – spytała nagle.

– Pojechał do siostry na Mazury. Zmarł jej mąż…

– No tak… A ty nie pojechałaś? Dziwne trochę…

Zignorowałam zaczepkę.

– Zostawił cię samą na cały weekend? – dopytywała dalej. – No cóż…

Wiedziałam, że zaraz zacznie się wykład o tym, jak kobieta powinna dbać o rodzinę i być podporą mężczyzny.

– Mamo… – zaczął Eugeniusz cicho, ale teściowa uciszyła go gestem.

– A dzieci kiedy planujecie? Bo wiecie… czas leci.

Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy.

– To nasza sprawa – odpowiedziałam spokojnie.

– Oczywiście! Ale ja tylko pytam z troski! Wiesz, jak to jest…

Wiedziałam. Wiedziałam aż za dobrze.

Reszta dnia upłynęła pod znakiem drobnych uszczypliwości i aluzji. Teściowa komentowała wszystko: od mojej pracy zdalnej („To nie to samo co prawdziwa praca!”), przez obiad („Nie masz nic konkretnego w lodówce?”), po moje ubrania („Może powinnaś się bardziej postarać dla Michała?”).

Wieczorem byłam już na skraju wytrzymałości. Gdy usiedliśmy do kolacji (zamówiłam pizzę, bo nie miałam siły gotować), pani Halina spojrzała na mnie z dezaprobatą.

– Fast foody? No cóż… Za moich czasów kobieta gotowała codziennie dwudaniowy obiad.

– Mamo… – odezwał się Eugeniusz ponownie. Tym razem spojrzałam na niego z wdzięcznością.

– Może wystarczy tych porównań? Każde pokolenie ma swoje zwyczaje – powiedział cicho.

Teściowa spojrzała na niego jak na zdrajcę.

Noc była koszmarem. Nie spałam prawie wcale. Słyszałam szepty z pokoju gościnnego:

– Ona nie nadaje się na żonę dla Michała. Taka bez energii…
– Halina, daj spokój. To ich życie.
– Ale ja wiem lepiej!

Rano byłam wrakiem człowieka. Zaparzyłam kawę i usiadłam przy stole, próbując zebrać siły na kolejny dzień oceny i krytyki.

Wtedy zadzwonił telefon. Michał.

– Jak tam u was?
– Twoja mama przyjechała…
– O matko. Przepraszam cię…
– Poradzę sobie – skłamałam.

Po południu przyszła moja sąsiadka, pani Wanda. Zobaczyła minę teściowej i od razu wyczuła napięcie.

– Ooo, goście! – uśmiechnęła się szeroko. – Pani Halino, może kawa u mnie? Mam świeże ciasto!

Teściowa spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Może pójdziemy na chwilę…

Gdy wyszły, usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się upokorzona we własnym domu. Przez chwilę miałam ochotę spakować walizkę i wyjechać gdzieś daleko.

Wieczorem teściowa wróciła w lepszym humorze.

– Wanda to porządna kobieta. Szkoda, że nie masz takich koleżanek…

Nie odpowiedziałam nic. Wtedy zadzwonił domofon – moja mama przyszła pożyczyć książkę.

Pani Halina spojrzała na nią z góry do dołu:

– Ooo, pani Jadwigo! Dawno pani nie widziałam! Jak tam zdrowie?
– Dziękuję, dobrze. A u pani?
– No wie pani… ciężko czasem patrzeć na to młode pokolenie…
Moja mama uśmiechnęła się tylko i spojrzała na mnie porozumiewawczo.
Po jej wyjściu zebrałam się na odwagę:
– Pani Halino… Proszę mi wybaczyć szczerość, ale czuję się bardzo źle przez pani zachowanie. To mój dom i proszę go szanować.
Teściowa spojrzała na mnie zdumiona:
– Co ty mówisz?
– Mówię poważnie. Proszę nie komentować mojego życia ani wyborów. Jestem dorosłą kobietą i chcę być traktowana z szacunkiem.
Przez chwilę była cisza tak gęsta, że słyszałam własny oddech.
Pan Eugeniusz chrząknął:
– Halina… może rzeczywiście przesadzasz?
Teściowa zacisnęła usta:
– No dobrze… Skoro tak sobie życzysz…
Następnego dnia rano spakowali się szybciej niż zwykle. Pożegnanie było chłodne, ale czułam ulgę tak wielką, że aż zakręciło mi się w głowie.
Gdy Michał wrócił wieczorem i zobaczył moją minę, przytulił mnie mocno:
– Przepraszam cię za wszystko…
Popłakałam się drugi raz tego weekendu – tym razem ze wzruszenia i ulgi.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba zawalczyć o siebie nawet wtedy, gdy drżą ci ręce i głos łamie się ze strachu. Bo jeśli nie postawimy granic sami, nikt tego za nas nie zrobi.
Czy wy też mieliście kiedyś odwagę powiedzieć „dość” komuś bliskiemu? Jakie były tego konsekwencje?