Dziesięć lat, których nie odzyskam – historia zdrady, rodziny i przebaczenia

— Nie wierzę ci! — wrzasnęłam, czując jak szklanka wypada mi z ręki i roztrzaskuje się o podłogę. — Powiedz mi to prosto w oczy, Justyna! Powiedz, że to nieprawda!

Moja młodsza siostra stała w kuchni z opuszczoną głową, a jej dłonie drżały tak mocno, że aż bałam się, że zaraz upadnie. Za ścianą słychać było cichy płacz mojej córki, a ja czułam, jak świat wali mi się na głowę.

— Magda… — zaczęła Justyna, ale głos jej się załamał. — Przepraszam. Ja… ja nie chciałam…

Wtedy do kuchni wszedł mój mąż, Paweł. Jego twarz była blada jak ściana. — Magda, pozwól mi wyjaśnić…

— Wyjaśnić?! — przerwałam mu, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Przez dziesięć lat byłam twoją żoną! Przez dziesięć lat ufałam ci bezgranicznie! A ty… ty spałeś z moją siostrą?!

Paweł spuścił wzrok. Justyna zaczęła szlochać. W tamtej chwili wiedziałam już wszystko. Dziesięć lat mojego życia – dziesięć lat kłamstw, pozorów i udawanej rodziny.

Nie pamiętam, jak wybiegłam z mieszkania. Pamiętam tylko zimny wiatr na twarzy i dźwięk własnego płaczu odbijający się echem od bloków na warszawskim Ursynowie. Przez głowę przelatywały mi obrazy: nasz ślub w kościele na Mokotowie, narodziny Zosi, wspólne wakacje nad Bałtykiem… Wszystko wydawało się teraz kłamstwem.

Wróciłam do mieszkania dopiero nad ranem. Paweł spał na kanapie, Justyna zniknęła. W łazience znalazłam jej kosmetyczkę – zostawiła ją specjalnie? Czy po prostu uciekła w panice? Zosia spała spokojnie w swoim pokoju, nieświadoma dramatu rozgrywającego się za ścianą.

Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Mama dzwoniła co godzinę:
— Madziu, co się dzieje? Justyna nie odbiera telefonu! Paweł też milczy! Coś się stało?

Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Jak miałam powiedzieć własnej matce, że jej dwie córki już nigdy nie spojrzą sobie w oczy?

W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Koleżanki z biura pytały:
— Magda, jesteś jakaś blada. Wszystko dobrze?

— Tak, po prostu nie spałam — kłamałam.

Ale prawda była taka, że każdej nocy płakałam w poduszkę, a w dzień walczyłam o to, by Zosia nie zauważyła niczego dziwnego.

Po tygodniu Paweł próbował ze mną rozmawiać.
— Magda, błagam cię. To był błąd. To trwało tylko kilka miesięcy… Ja kocham ciebie i Zosię!

— A Justynę? — zapytałam lodowato.

Zamilkł. Widziałam w jego oczach strach i żal. Ale nie potrafiłam już mu wierzyć.

Najgorsze przyszło później – kiedy mama przyjechała do Warszawy i zobaczyła mnie zapuchniętą od płaczu.
— Madziu, co się stało?

— Mamo… Paweł zdradził mnie z Justyną.

Mama osunęła się na krzesło jakby ktoś uderzył ją w twarz.
— To niemożliwe… Moje dziewczynki… Jak ona mogła?!

Przez kolejne tygodnie cała rodzina była rozdarta. Ojciec przestał odzywać się do Justyny. Mama próbowała ją bronić:
— To twoja siostra! Może da się to naprawić?

Ale ja nie chciałam słuchać o przebaczeniu. Czułam tylko gniew i żal.

Zosia zaczęła mieć problemy w szkole. Pani wychowawczyni zadzwoniła do mnie:
— Pani Magdaleno, Zosia jest ostatnio bardzo zamknięta w sobie. Czy coś się dzieje w domu?

Zrozumiałam wtedy, że moje cierpienie odbija się na córce. Musiałam coś zrobić.

Zaczęłam chodzić na terapię. Tam po raz pierwszy powiedziałam głośno:
— Przez dziesięć lat żyłam w kłamstwie. Nie wiem już kim jestem.

Psycholożka spojrzała na mnie łagodnie:
— Magdo, to nie twoja wina. Ale musisz zdecydować: chcesz być ofiarą czy zacząć nowe życie?

To pytanie wracało do mnie każdego dnia. Paweł błagał o drugą szansę:
— Zrobię wszystko! Pójdziemy razem na terapię! Kocham cię!

Ale ja nie potrafiłam mu wybaczyć. Złożyłam pozew o rozwód.

Justyna próbowała się ze mną skontaktować – pisała SMS-y, dzwoniła po nocach:
— Magda, przepraszam! Błagam cię! Nie wiem co we mnie wstąpiło!

Nie odpowiadałam. Przez rok nie widziałyśmy się ani razu.

Rozwód był bolesny i upokarzający. Paweł płakał w sądzie, jego matka patrzyła na mnie z nienawiścią:
— To przez ciebie mój syn cierpi!

Chciałam krzyczeć: „To przez niego moje życie legło w gruzach!” Ale milczałam.

Po rozwodzie zostałyśmy z Zosią same w dwupokojowym mieszkaniu na Ursynowie. Było ciężko – finansowo i psychicznie. Czasem miałam ochotę rzucić wszystko i wyjechać gdzieś daleko.

Pewnego dnia Zosia zapytała:
— Mamo, dlaczego tata już z nami nie mieszka?

Usiadłam obok niej na łóżku i przytuliłam ją mocno.
— Bo czasem dorośli popełniają błędy, których nie da się naprawić.

Patrzyła na mnie dużymi oczami pełnymi smutku.
— Ale ja dalej go kocham…

Poczułam ukłucie zazdrości – ona potrafi wybaczyć szybciej niż ja.

Minęły dwa lata. Justyna wróciła do rodzinnego miasta i zaczęła nowe życie – podobno wyszła za mąż za jakiegoś lekarza. Mama próbowała nas pogodzić:
— Madziu, życie jest za krótkie na nienawiść…

Ale ja nie byłam gotowa.

Dziś mija dokładnie dziesięć lat od dnia mojego ślubu z Pawłem – dziesięć lat zmarnowanych marzeń i złudzeń. Patrzę na siebie w lustrze i widzę inną kobietę – silniejszą, ale też bardziej ostrożną.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była wybaczyć? Czy rodzina jest ważniejsza niż własna godność?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy lepiej zacząć od nowa – nawet jeśli oznacza to samotność?