Cisza po rozstaniu – historia Magdy z Białegostoku

– Magda, nie możesz tak po prostu wyjść! – głos męża odbijał się echem od ścian naszego mieszkania na osiedlu Piasta w Białymstoku. Stałam w przedpokoju z walizką, trzęsącymi się rękami próbując zapiąć kurtkę. Był listopad, deszcz bębnił o parapet, a ja czułam, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi.

– Nie ja wychodzę, tylko ty – odpowiedziałam cicho. – To ty powiedziałeś, że kochasz inną. To ty spakowałeś swoje rzeczy.

Marek patrzył na mnie z wyrzutem. – Myślisz, że to łatwe? Że nie boli?

– Nie wiem, Marek. Może gdybyś powiedział mi wcześniej, może gdybyś nie udawał przez tyle lat…

Zatrzasnęłam drzwi za nim i przez chwilę stałam w ciszy. Tylko zegar w kuchni tykał jak bomba. Przez dwadzieścia dwa lata byłam żoną, matką, gospodynią domową. Teraz zostałam sama. Dzieci – Ola i Bartek – już dawno wyfrunęły z domu. Ola mieszkała w Warszawie, Bartek studiował w Gdańsku. Została mi tylko cisza i echo dawnych kłótni.

Telefon rozdzwonił się po raz kolejny tego dnia. Mama.

– Magda, co się stało? Marek dzwonił do taty…

– Mamo, nie teraz – wyszeptałam. – Proszę cię.

– Ale jak to? Przecież byliście taką zgodną rodziną! Co powiem cioci Krysi?

Zacisnęłam powieki. Zawsze chodziło o to, co powie rodzina. O pozory. O to, żeby sąsiedzi nie gadali.

Wieczorem zadzwoniła Ola.

– Mamo, co się dzieje? Tata do mnie pisał jakieś głupoty…

– Rozstaliśmy się – powiedziałam bez emocji.

– Jak to?! Po tylu latach? Przecież byliście razem całe życie!

– Nie byliśmy razem, Ola. Byliśmy obok siebie.

Usłyszałam jej płacz po drugiej stronie słuchawki.

– Mamo… ja nie wiem, co powiedzieć…

– Nic nie mów. Po prostu bądź.

Przez kolejne dni dom wypełniły telefony, wiadomości, pytania sąsiadek na klatce schodowej. „Pani Magdo, a co z Markiem?”, „A dzieci wiedzą?”, „A może jeszcze się dogadacie?”. Każde takie pytanie wbijało mi szpilę w serce.

Najgorsze były wieczory. Siadałam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty i patrzyłam na puste krzesło naprzeciwko. Przypominałam sobie pierwsze lata małżeństwa – wspólne spacery po Plantach, śmiech dzieci w pokoju obok, zapach świeżo upieczonego chleba. Kiedy to wszystko się skończyło?

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Marka – Renata.

– Magda, musimy porozmawiać.

– O czym?

– O Marku. On jest załamany. Mówi, że żałuje.

Poczułam wściekłość.

– Żałuje? Po tym wszystkim? Po tych wszystkich kłamstwach?

– On jest tylko człowiekiem…

– A ja co? Kamień? – rzuciłam słuchawką o stół.

Tego wieczoru zadzwonił Bartek.

– Mamo… tata do mnie dzwonił. Powiedział, że go wyrzuciłaś.

– Bartek, nie wyrzuciłam go. Sam odszedł.

– Ale dlaczego? Przecież zawsze byliście razem…

Westchnęłam ciężko.

– Bartek, czasem ludzie są razem tylko dlatego, że boją się być sami.

Zapadła cisza.

– Mamo… ja nie chcę wybierać między wami.

– Nie musisz. Kocham cię tak samo jak wcześniej.

Po tygodniu przyszła mama z ciastem drożdżowym i miną pełną troski.

– Magda… może pojedziesz do sanatorium? Albo zapiszesz się na jogę?

Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– Mamo, ja nie potrzebuję sanatorium. Potrzebuję spokoju.

Mama spojrzała na mnie z litością.

– W twoim wieku trudno zacząć od nowa…

Wybuchłam płaczem. W moim wieku? Mam czterdzieści sześć lat! Czy naprawdę już nic mnie nie czeka?

Przez kolejne tygodnie próbowałam nauczyć się żyć sama ze sobą. Rano wstawałam później niż zwykle – nie musiałam już szykować śniadania dla Marka. Wieczorami oglądałam seriale bez poczucia winy. Zaczęłam chodzić na spacery po Lesie Zwierzynieckim. Czasem spotykałam sąsiadkę z psem – panią Jadzię – która zawsze miała dobre słowo i uśmiech.

W pracy wszyscy patrzyli na mnie ukradkiem. Szefowa zaprosiła mnie na rozmowę.

– Magda… jeśli potrzebujesz wolnego…

– Dziękuję, dam radę – odpowiedziałam twardo.

Ale nie dawałam rady. W nocy budziłam się zlana potem, śniąc o tym, że Marek wraca i wszystko jest jak dawniej. Potem budziłam się i czułam ulgę, że to tylko sen.

Któregoś dnia Ola przyjechała z Warszawy.

– Mamo… może zamieszkasz ze mną?

Pokręciłam głową.

– Muszę nauczyć się żyć sama. Nie chcę być ciężarem.

Ola przytuliła mnie mocno.

– Nigdy nie byłaś ciężarem. Ale jeśli chcesz być sama…

Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu.

– Mamo… czy ty jeszcze kochasz tatę?

Zastanowiłam się długo nad odpowiedzią.

– Nie wiem, Olu. Chyba już nie wiem, co to znaczy kochać po tylu latach udawania.

Ola spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Ja też nie wiem…

Po jej wyjeździe długo myślałam o tym, co powiedziała. Czy można przestać kochać kogoś z dnia na dzień? Czy można wybaczyć zdradę? Czy można zaufać sobie na tyle, by zacząć wszystko od nowa?

W grudniu przyszły święta. Pierwsze bez Marka przy stole. Mama upiekła makowiec, Bartek przyjechał z nową dziewczyną – Anią. Wszyscy udawali, że wszystko jest jak dawniej, ale czułam napięcie pod skórą.

Podczas kolacji mama szepnęła mi do ucha:

– Może jeszcze wszystko się ułoży…

Spojrzałam na nią smutno.

– Mamo… czasem lepiej coś zakończyć niż ciągnąć na siłę.

Po świętach zadzwonił Marek.

– Magda… możemy się spotkać?

Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w kawiarni przy Rynku Kościuszki. Marek wyglądał starzej niż pamiętałam – siwe włosy, zmęczone oczy.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Zawiodłem cię.

Patrzyłam na niego długo.

– Tak. Ale ja też zawiodłam siebie. Pozwoliłam ci traktować mnie jak powietrze przez tyle lat.

Marek spuścił głowę.

– Chciałem wrócić… ale ona jest w ciąży…

Poczułam ukłucie zazdrości i żalu jednocześnie.

– W takim razie życzę wam szczęścia – powiedziałam i wyszłam bez słowa więcej.

Wróciłam do pustego mieszkania i pierwszy raz od miesięcy poczułam ulgę. To koniec pewnego rozdziału mojego życia. Przez kolejne dni zaczęłam robić rzeczy tylko dla siebie: zapisałam się na kurs fotografii, zaczęłam jeździć rowerem po mieście, kupiłam sobie czerwony płaszcz – pierwszy kolorowy ciuch od lat!

Dzieci powoli zaczynały akceptować nową rzeczywistość. Bartek przestał dzwonić codziennie z pretensjami do ojca i matki; Ola zaczęła opowiadać mi o swoich problemach w pracy zamiast pytać tylko o Marka.

Mama pogodziła się z tym, że jej córka jest rozwódką i nawet zaczęła bronić mnie przed ciotką Krysią podczas rodzinnych spotkań:

– Magda jest silna! Sama sobie poradzi!

Czasem jednak dopada mnie strach przed przyszłością. Czy będę już zawsze sama? Czy jeszcze ktoś mnie pokocha? Czy potrafię być szczęśliwa bez mężczyzny u boku?

Dziś patrzę w lustro i widzę inną kobietę niż rok temu: zmęczoną, ale wolną; przestraszoną, ale gotową na nowe życie. Może jeszcze kiedyś ktoś usiądzie naprzeciwko mnie przy kuchennym stole… A może nauczę się kochać samą siebie?

Czy wy też mieliście momenty w życiu, kiedy wszystko runęło i trzeba było budować siebie od nowa? Jak poradziliście sobie z ciszą po rozstaniu?