Ból wspomnień, który nie da się zapomnieć – Historia Zofii z Torunia

Wszystko zaczęło się od telefonu, który rozdzwonił się w mojej dłoni o szóstej rano, zanim jeszcze słońce zdążyło przebić się przez zasłony. – Zofia, musisz przyjechać do szpitala. Tata miał zawał – usłyszałam głos mojej siostry, Iwony, drżący i obcy, jakby mówiła do mnie przez szybę. W jednej chwili świat przestał istnieć. Wybiegłam z domu w kapciach, zostawiając męża przy śniadaniu i syna śpiącego jeszcze w swoim pokoju.

Nie pamiętam drogi do szpitala. Pamiętam tylko zimny korytarz, zapach chloru i twarz lekarza, który nie musiał nic mówić – już wiedziałam. Ojciec odszedł. Iwona płakała, a ja stałam obok niej jak z kamienia. Przez lata to on był moją opoką, jedynym mężczyzną, któremu ufałam bezgranicznie. Teraz zostałam sama z matką, która od lat żyła we własnym świecie i nie poznawała już nawet mnie.

Po pogrzebie wróciłam do domu w Toruniu. Mąż, Andrzej, czekał na mnie z obiadem i pytaniem: – Jak się czujesz? – Jak mam się czuć? – odpowiedziałam ostro, a on tylko spuścił wzrok. Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak cienie. Ja pogrążona w żałobie, on coraz bardziej nieobecny.

Pewnego wieczoru, gdy wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle, zobaczyłam go przez uchylone drzwi sypialni. Rozmawiał przez telefon szeptem, uśmiechał się. – Kocham cię – powiedział na koniec i odłożył słuchawkę. Zamarłam. Wiedziałam już wszystko.

– Z kim rozmawiałeś? – zapytałam lodowatym głosem.
– Z kolegą z pracy – skłamał bez mrugnięcia okiem.
– Nie kłam. Słyszałam wszystko.

Wybuchła awantura. Krzyczałam, płakałam, rzucałam w niego poduszkami. On milczał, a potem wyszedł trzaskając drzwiami. Syn, Michał, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Mamo, co się dzieje?
– Nic, kochanie. Wszystko będzie dobrze – skłamałam po raz pierwszy w życiu swojemu dziecku.

Przez kolejne dni Andrzej wracał coraz później. W końcu wyznał: – Zakochałem się w innej. Wyprowadzam się.

Zostałam sama z Michałem i matką, która wymagała opieki jak dziecko. Praca w szkole nie dawała mi satysfakcji ani pieniędzy na godne życie. Wieczorami płakałam w poduszkę, a rano zakładałam maskę silnej kobiety.

Iwona przyjeżdżała rzadko. Miała własną rodzinę i własne problemy. – Zosia, musisz być silna – powtarzała mi przez telefon. Ale jak być silną, gdy wszystko się wali?

Najgorsze były święta. Wigilijny stół świecił pustkami. Michał patrzył na pusty talerz dla wędrowca i pytał: – Mamo, czy tata wróci?
– Nie wiem, synku – odpowiadałam drżącym głosem.

Któregoś dnia matka upadła w łazience i złamała biodro. Szpital, rehabilitacja, opieka całodobowa – wszystko spadło na mnie. Michał zamknął się w sobie, zaczął mieć problemy w szkole.

Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie nauczycielka:
– Pani Zofio, Michał pobił się z kolegą. Jest agresywny i zamknięty w sobie.

Zawiozłam go do psychologa. – To przez rozpad rodziny – usłyszałam diagnozę.

Wieczorem usiadłam przy jego łóżku.
– Synku, przepraszam cię za wszystko.
– To nie twoja wina, mamo – odpowiedział cicho i wtulił się we mnie.

Czułam się winna za wszystko: za śmierć ojca, za chorobę matki, za zdradę męża i cierpienie syna. Każdego dnia walczyłam o przetrwanie.

Po roku Andrzej zadzwonił:
– Chciałbym zobaczyć Michała.
– Teraz sobie przypomniałeś? Gdzie byłeś przez ten czas?
– Musiałem poukładać sobie życie.

Pozwoliłam mu na spotkania z synem. Michał wracał smutny i zamyślony.
– Tata ma nową rodzinę – powiedział kiedyś szeptem.

Wtedy poczułam prawdziwy ból wspomnień. Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą: dzieciństwo pełne miłości ojca, młodość z Andrzejem, narodziny Michała… I nagle wszystko runęło jak domek z kart.

Zaczęły się konflikty z Iwoną o opiekę nad matką.
– Ty masz więcej czasu! – krzyczała przez telefon.
– A ty więcej pieniędzy! – odpowiadałam ze łzami w oczach.

Rodzina rozpadła się na kawałki. Każdy ciągnął w swoją stronę. Nawet sąsiedzi zaczęli mnie unikać – samotna kobieta to zawsze temat do plotek.

Któregoś wieczoru usiadłam przy stole z lampką wina i zaczęłam pisać list do ojca:
„Tato, tak bardzo mi cię brakuje… Nie wiem już, jak żyć dalej.”

Wtedy zadzwoniła Iwona:
– Przepraszam cię za wszystko. Może spróbujemy razem?

Zgodziłam się. Razem zaczęłyśmy opiekować się matką i wspierać Michała. Powoli odbudowywałyśmy więzi rodzinne.

Dziś minęło pięć lat od tamtych wydarzeń. Andrzej mieszka w Warszawie z nową żoną i córką. Michał zdał maturę i wyjechał na studia do Krakowa. Matka odeszła spokojnie we śnie dwa miesiące temu.

Zostałam sama w dużym mieszkaniu pełnym wspomnień. Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można wybaczyć losowi? Czy da się zapomnieć ból wspomnień?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć zdradę i zacząć od nowa? Czy są rany, które nigdy się nie zabliźnią?