Moja mama wydała pieniądze na wakacje zamiast na operację – czy można jeszcze odbudować zaufanie?

– Mamo, powiedz mi, proszę, że to jakiś żart – mój głos drżał, a w gardle czułam gulę, której nie mogłam przełknąć. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni wyciąg z konta. Na czerwono widniały przelewy do biura podróży i hotelu w Kołobrzegu.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem, jakby to ona była ofiarą. – Martynka, ja już nie mogłam dłużej wytrzymać tego wszystkiego. Potrzebowałam odpoczynku. Ty nie rozumiesz, jak to jest być mną.

Nie rozumiałam. Albo raczej nie chciałam rozumieć. Przez ostatnie tygodnie żyłam w ciągłym stresie – szukałam najlepszych lekarzy, konsultowałam terminy operacji, a potem zdecydowałam się na kredyt, bo NFZ wyznaczył termin za pół roku. Mama płakała, że nie wytrzyma bólu tak długo. Wzięłam więc na siebie 40 tysięcy złotych długu, żeby mogła mieć zabieg prywatnie już za dwa tygodnie.

A ona… pojechała nad morze.

– Mamo, przecież miałaś mieć operację! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Jak mogłaś?!

– Przestań się tak unosić! – odparła ostro. – To moje życie i moje zdrowie. Chciałam jeszcze raz poczuć się wolna, zanim zamkną mnie w szpitalu. Poza tym… może ta operacja wcale nie jest mi potrzebna?

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie miałam tylko jedno: „Jak mogłaś mi to zrobić?”.

Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Przestałyśmy ze sobą rozmawiać jak dawniej. Ja chodziłam do pracy z poczuciem winy i wstydu – przecież to ja podpisałam umowę kredytową, to ja będę przez lata spłacać raty. Mama zamknęła się w sobie, a kiedy próbowałam wrócić do tematu operacji, rzucała tylko: „Nie chcę o tym gadać”.

Najgorsze było to, że cała rodzina zaczęła się mieszać. Ciocia Halina zadzwoniła do mnie z pretensjami:

– Martyna, jak mogłaś tak naciskać na matkę? Przecież ona zawsze marzyła o tych wakacjach! Może jej się należało?

A potem mój brat Paweł:

– Ty zawsze wszystko musisz kontrolować! Może mama po prostu chciała odpocząć od twojego zamartwiania się?

Czułam się osaczona i niezrozumiana. Przecież zrobiłam to wszystko dla niej! Nie dla siebie. Gdyby nie jej płacz i prośby, nigdy nie zdecydowałabym się na taki dług.

W pracy też nie było łatwo. Zaczęłam brać nadgodziny, żeby szybciej spłacić raty. Szefowa patrzyła na mnie podejrzliwie:

– Martyna, wszystko w porządku? Wyglądasz na wykończoną.

Nie miałam siły tłumaczyć jej całej tej rodzinnej farsy.

Wieczorami leżałam w łóżku i analizowałam każdy szczegół tej historii. Czy powinnam była zaufać mamie? Czy mogłam przewidzieć, że wykorzysta pieniądze inaczej? Przecież zawsze była odpowiedzialna… A może to ja jestem winna? Może za bardzo ją przycisnęłam?

Pewnego dnia znalazłam w skrzynce list z banku – przypomnienie o kolejnej racie kredytu. Zadrżały mi ręce. Wtedy mama weszła do pokoju.

– Martynka… – zaczęła cicho. – Wiem, że jesteś na mnie zła. Ale ja naprawdę musiałam wyjechać. Gdybym została tu, chyba bym zwariowała.

– A ja? – przerwałam jej ostro. – Myślisz, że dla mnie to było łatwe? Że nie boję się tego długu?

Mama spuściła wzrok.

– Przepraszam… Nie wiem, jak ci to wynagrodzić.

Przez chwilę milczałyśmy obie. W końcu powiedziałam:

– Chciałabym ci wierzyć, mamo. Ale nie wiem, czy jeszcze potrafię.

Od tamtej pory nasze relacje stały się chłodne i pełne niedopowiedzeń. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: jedni stawali po mojej stronie, inni bronili mamy.

Najbardziej bolało mnie jednak to, że mama nie widziała problemu w tym, co zrobiła. Dla niej liczył się tylko ten jeden moment wolności nad morzem – dla mnie liczyły się lata spłacania długu i utracone zaufanie.

Czasem zastanawiam się, czy można jeszcze odbudować tę relację. Czy da się wybaczyć taką zdradę? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza, jeśli potrafi tak bardzo zranić?

Może ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Jak poradzić sobie z takim zawodem i czy warto jeszcze walczyć o bliskość?