Jak modlitwa uratowała moje małżeństwo: Moja walka z teściową i o szacunek męża

– Znowu to zrobiłaś, Aniu! – głos mojej teściowej przebił się przez ściany kuchni jak ostrze. – Zupa jest za słona. Czy ty naprawdę nie potrafisz gotować?

Stałam przy zlewie, zaciskając dłonie na ściereczce. Woda kapała z kranu, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę. Nawet nie spojrzał w moją stronę.

– Przepraszam, poprawię – wyszeptałam, choć miałam ochotę krzyknąć. Ale nie krzyczałam. Nigdy nie krzyczałam. W tej rodzinie nie było miejsca na moje emocje.

Teściowa mieszkała z nami od dwóch lat, odkąd jej mąż zmarł. Zawsze była obecna – w kuchni, w salonie, nawet w naszej sypialni, bo jej uwagi i krytyka przenikały przez ściany. Każdy dzień był dla mnie próbą sił. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy Tomek stanął po jej stronie. To był nasz trzeci miesiąc małżeństwa. Pokłóciliśmy się o to, czy powinniśmy zaprosić moją mamę na święta. – Mama już zaplanowała wszystko – powiedział wtedy Tomek beznamiętnie. – Nie możemy jej tego zrobić.

Od tamtej pory wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji.

Wieczorami zamykałam się w łazience i płakałam w ciszy. Modliłam się wtedy szeptem, choć nie byłam szczególnie wierząca. Prosiłam Boga o siłę, o zrozumienie, o cokolwiek, co pozwoli mi przetrwać kolejny dzień.

Pewnego dnia, gdy wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle, usłyszałam rozmowę Tomka z jego matką:

– Ona nigdy nie będzie taka jak my – mówiła teściowa. – Powinieneś był wybrać Kasię.
– Mamo, proszę cię…
– Nie udawaj, że ci nie przeszkadza! Nawet obiadu nie potrafi zrobić porządnie.

Stałam za drzwiami i czułam, jak serce mi pęka. Chciałam wejść i wykrzyczeć im wszystko, co czuję, ale nogi miałam jak z waty. Odeszłam do swojego pokoju i po raz pierwszy od dawna zaczęłam się modlić na głos:

– Boże, jeśli jesteś, pomóż mi. Nie wiem już, co robić.

Następnego dnia poszłam do kościoła. Usiadłam w ostatniej ławce i patrzyłam na światło wpadające przez witraże. Przypomniały mi się słowa babci: „Modlitwa to nie tylko prośba – to rozmowa”. Zaczęłam rozmawiać z Bogiem codziennie. Najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej. Prosiłam o cierpliwość dla siebie i… dla teściowej.

Zaczęły się zmiany. Najpierw drobne: przestałam odpowiadać na zaczepki teściowej. Zamiast tego uśmiechałam się i mówiłam: „Dziękuję za radę”. Kiedy krytykowała moją kuchnię, pytałam: „Może pokażesz mi swój sposób?”

Tomek zauważył zmianę.

– Co się z tobą dzieje? – zapytał pewnego wieczoru.
– Modlę się – odpowiedziałam szczerze.
– O co?
– O naszą rodzinę.

Nie odpowiedział od razu. Ale zaczął częściej patrzeć mi w oczy. Zaczął pytać, jak się czuję. Pewnego dnia wrócił z pracy wcześniej i zaproponował spacer bez mamy.

– Chcę być tylko z tobą – powiedział cicho.

To był pierwszy raz od miesięcy, kiedy poczułam się ważna.

Niestety teściowa nie zamierzała odpuścić tak łatwo. Pewnego wieczoru wybuchła awantura:

– Ty ją zmieniasz! – krzyczała do Tomka. – Ona cię odciąga ode mnie!
– Mamo! – Tomek podniósł głos po raz pierwszy w życiu. – Ania jest moją żoną. Musisz to zaakceptować.

Stałam w korytarzu i słuchałam tej rozmowy ze ściśniętym gardłem. Po raz pierwszy poczułam ulgę – ktoś stanął po mojej stronie.

Tej nocy długo rozmawialiśmy z Tomkiem.
– Przepraszam, że cię zostawiłem samą – powiedział cicho.
– Ja też przepraszam… za wszystko.

Od tamtej pory zaczęliśmy razem się modlić. Nie zawsze było łatwo – teściowa nadal próbowała dzielić naszą rodzinę, ale już nie miała takiej siły jak dawniej. Z czasem zaczęła się wycofywać; coraz częściej zamykała się w swoim pokoju.

Któregoś dnia przyszła do mnie i powiedziała:
– Przepraszam… Może mogłybyśmy zacząć od nowa?

Nie odpowiedziałam od razu. Ale poczułam spokój, jakiego nie znałam wcześniej.

Dziś wiem jedno: modlitwa nie zmieniła mojej teściowej ani mojego męża – zmieniła mnie. Dała mi siłę do przebaczenia i walki o siebie.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: Czy gdyby nie wiara, miałabym odwagę walczyć o własne szczęście? Czy wy też znaleźliście kiedyś siłę tam, gdzie najmniej się jej spodziewaliście?