Gdzie zniknęła Kasia? Historia przyjaźni wystawionej na próbę przez macierzyństwo
– Kasia, kiedy ostatni raz myłaś włosy? – zapytałam półżartem, choć w moim głosie zabrzmiała nuta irytacji. Stała przede mną w rozciągniętym dresie, z niemowlęciem przy piersi, a jej spojrzenie było nieobecne. Jeszcze dwa lata temu śmiałyśmy się z takich obrazków, przysięgając sobie, że nigdy nie pozwolimy się tak zaniedbać. Teraz patrzyłam na moją najlepszą przyjaciółkę i czułam, jak coś we mnie pęka.
Kasia i ja znamy się od podstawówki. Razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, porażki na maturze i szalone imprezy na studiach. Była zawsze tą piękną, pewną siebie dziewczyną, której wszyscy zazdrościli urody i lekkości bycia. Ja – bardziej nieśmiała, wiecznie w jej cieniu – byłam dumna, że to właśnie mnie wybrała na swoją powierniczkę. Przysięgałyśmy sobie, że nigdy nie pozwolimy, by cokolwiek nas rozdzieliło. Ale wtedy nie wiedziałyśmy jeszcze, czym jest prawdziwe życie.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Kasia zaszła w ciążę. Najpierw były żarty o „brzuszku”, potem coraz rzadsze spotkania. Tłumaczyła się zmęczeniem, mdłościami, a ja starałam się być wyrozumiała. Przynosiłam jej ulubione ciastka, próbowałam wyciągnąć na spacer, ale coraz częściej słyszałam: „Nie mam siły”, „Może innym razem”. Po narodzinach Antosia kontakt niemal się urwał.
Pewnego dnia zadzwoniłam do niej z propozycją kawy w naszej ulubionej kawiarni. – Nie dam rady – odpowiedziała zmęczonym głosem. – Antoś ma kolki, nie śpię od trzech nocy. Może przyjdziesz do mnie?
Zgodziłam się, choć już wtedy czułam ukłucie żalu. W jej mieszkaniu panował chaos: wszędzie pieluchy, zabawki, niedopite herbaty. Kasia wyglądała jak cień samej siebie – włosy tłuste, twarz bez makijażu, oczy podkrążone. Próbowałam żartować, rozluźnić atmosferę, ale ona była jakby nieobecna. Cały czas mówiła tylko o dziecku: ile waży, ile zjadł, jak długo spał. Gdy próbowałam opowiedzieć jej o swojej pracy czy nowym chłopaku, kiwała głową bez zainteresowania.
– Kasia, tęsknię za tobą – powiedziałam w końcu cicho. – Za nami.
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Myślisz, że mi jest łatwo? – syknęła. – Nie masz pojęcia, jak to jest być matką! Wszystko się zmienia. Ty możesz sobie wychodzić kiedy chcesz, spać do południa…
Zatkało mnie. Chciałam zaprotestować, powiedzieć jej, że przecież też mam swoje problemy, że samotność potrafi być równie bolesna jak nieprzespane noce. Ale ugryzłam się w język.
Od tamtej pory nasze spotkania stawały się coraz rzadsze i coraz bardziej niezręczne. Kasia zamknęła się w swoim świecie – świecie pieluch i niekończących się obowiązków. Jej mąż Bartek wracał późno z pracy i coraz częściej słyszałam od niej żale: „On nic nie rozumie”, „Ciągle jestem sama”. Próbowałam ją wspierać, ale miałam wrażenie, że cokolwiek powiem, będzie źle.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie jej mama.
– Martwię się o Kasię – powiedziała drżącym głosem. – Ona już nie jest sobą. Może ty byś z nią porozmawiała?
Zebrałam się na odwagę i pojechałam do niej następnego dnia. Zastałam ją płaczącą w kuchni nad zimną kawą.
– Kasia…
– Nie dam już rady – wyszeptała. – Czuję się jak niewolnica we własnym domu. Bartek tylko narzeka, mama mówi mi co robię źle… A ty… Ty chyba też mnie już nie rozumiesz.
Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy.
– Chcę ci pomóc – powiedziałam w końcu. – Ale musisz mi pozwolić być blisko.
Popatrzyła na mnie z nadzieją i rozpaczą jednocześnie.
– Boję się, że już nigdy nie będę sobą – przyznała cicho.
Tamtego dnia długo rozmawiałyśmy o wszystkim: o strachu przed samotnością, o presji bycia idealną matką i żoną, o tęsknocie za dawnym życiem. Zrozumiałam wtedy coś ważnego – że czasem największym aktem przyjaźni jest po prostu być obok i słuchać bez oceniania.
Od tamtej pory próbuję być dla Kasi wsparciem, choć nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama jak kiedyś. Czasem czuję żal za utraconą beztroską i dawną bliskością. Ale widzę też siłę w tej nowej wersji naszej przyjaźni – pełnej szczerości i wzajemnego zrozumienia.
Czy każda przyjaźń musi przejść przez próbę ognia? Czy można pogodzić dawne życie z nowymi obowiązkami? Czasem zastanawiam się, czy to ja powinnam bardziej się zmienić…