Zranione serce i tajemniczy eliksir: Historia Magdaleny z podpoznańskiej wsi

Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi i krzyku, który przeszył ciszę naszego domu jak piorun. — Mamo, przestań mnie kontrolować! — wrzasnął mój syn, Kuba, rzucając plecak na podłogę. Stałam w progu jego pokoju, z kartką od wychowawczyni w ręku, a serce waliło mi jak oszalałe. — Kuba, musimy porozmawiać. Twoje oceny… — zaczęłam spokojnie, choć w środku gotowała się burza. — A może pogadaj z tatą? Może powie ci, gdzie był wczoraj wieczorem? — syknął, patrząc mi prosto w oczy. — Co masz na myśli? — zapytałam, czując jak nogi uginają się pode mną. — Widziałem go z tą blondyną z apteki! Przytulali się pod parkingiem przy Biedronce! — wykrzyczał i zatrzasnął drzwi przed moim nosem.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Mój mąż, Andrzej, zawsze wracał późno z pracy w Poznaniu, tłumacząc się korkami albo nadgodzinami. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłby mnie zdradzić. Przecież byliśmy razem od liceum, przeżyliśmy tyle trudnych chwil: śmierć mojej mamy, jego zwolnienie z fabryki, narodziny Kuby i potem jeszcze Marysi. Zawsze byliśmy drużyną.

Wieczorem czekałam na Andrzeja w kuchni. Siedziałam przy stole, bawiąc się obrączką na palcu. Gdy wszedł, od razu poczułam obcy zapach perfum. — Coś się stało? — zapytał, unikając mojego wzroku. — Kuba widział cię z kimś pod Biedronką — powiedziałam cicho. Zbladł. Przez chwilę milczał, potem usiadł naprzeciwko mnie i spuścił głowę.

— Magda… To nie tak miało być… — zaczął, a ja poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. — Ile to trwa? — zapytałam drżącym głosem. — Kilka miesięcy. Poznałem ją w aptece, pomagała mi z lekami dla twojego taty… Jakoś tak wyszło…

— A my? Nasza rodzina? Dzieci?! — krzyknęłam, nie mogąc już dłużej udawać silnej. — Nie wiem… Nie wiem już nic… Przepraszam…

Wybiegłam z domu na mróz, zostawiając go samego z jego przeprosinami. Chodziłam bez celu po naszej wsi, mijając znajome domy i ludzi, którzy jeszcze niedawno wydawali mi się bliscy. Teraz czułam się jak obca.

Następnego dnia Andrzej spakował walizkę i wyprowadził się do matki. Kuba zamknął się w sobie jeszcze bardziej, a Marysia płakała po nocach i pytała, kiedy tata wróci. Teściowa dzwoniła codziennie, próbując mnie przekonać do rozmowy z Andrzejem. — Magdo, on popełnił błąd, ale przecież jesteście rodziną! — powtarzała. Moja siostra Basia przyjechała z Poznania i próbowała mnie pocieszać: — Dasz radę, jesteś silna! Ale ja czułam się jak wrak człowieka.

W pracy w ośrodku zdrowia pielęgniarki szeptały za moimi plecami. Jedna z nich, pani Grażyna, podeszła do mnie na korytarzu: — Słyszałam o Andrzeju… Wiesz, ludzie gadają… Ale ty zawsze byłaś porządna dziewczyna. Trzymaj się.

Najgorsze były wieczory. Siadałam w pustym salonie i patrzyłam na zdjęcia z wakacji nad morzem: uśmiechnięty Andrzej trzymający Kubę na barana, ja z Marysią na kolanach. Wszystko wydawało się takie odległe.

Pewnego dnia Kuba wrócił ze szkoły jeszcze bardziej ponury niż zwykle. Rzucił zeszyt na stół i powiedział: — Mama, nie chcę już tu mieszkać. Chcę do taty. On przynajmniej nie krzyczy…

— Kuba! Ja cię kocham! Robię wszystko dla was! — rozpłakałam się bezradnie.

— To czemu on odszedł?! Czemu wszyscy mnie zostawiają?! — krzyczał przez łzy.

Marysia tuliła się do mnie mocno i szeptała: — Mamusiu, nie płacz…

Wtedy zrozumiałam, że muszę walczyć nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o dzieci.

Minęły tygodnie pełne ciszy i wzajemnych pretensji. Andrzej coraz rzadziej dzwonił do dzieci. Kuba zamknął się w swoim świecie gier komputerowych i przestał rozmawiać nawet z babcią. Marysia zaczęła moczyć się w nocy ze stresu.

Pewnej niedzieli przyszła do mnie sąsiadka Zofia z ciastem drożdżowym. Usiadłyśmy przy kuchennym stole.

— Magda, musisz coś zrobić dla siebie. Nie możesz tak żyć tylko dla dzieci i pracy. Pamiętasz swoje marzenia? Chciałaś kiedyś otworzyć własną zielarnię…

— Teraz to już nie ma sensu…

— Wiesz co? Moja kuzynka szuka kogoś do pomocy w sklepie zielarskim w Poznaniu. Spróbuj! Może to będzie twój eliksir na nowe życie?

Długo się wahałam, ale któregoś dnia pojechałam do Poznania na rozmowę o pracę. Sklep pachniał suszonymi ziołami i lawendą. Właścicielka, pani Irena, przyjęła mnie serdecznie.

— Pani Magdo, tu każdy ma swoją historię i swoje rany do zaleczenia. Zioła pomagają nie tylko ciału…

Zaczęłam pracować popołudniami po dyżurach w ośrodku zdrowia. Powoli uczyłam się nowych rzeczy: mieszanek na bezsenność dla starszych pań z osiedla albo naparów na stres dla młodych matek takich jak ja.

W sklepie poznałam też Pawła – wdowca po trzydziestce z dwójką dzieci. Często przychodził po rumianek dla córki albo syrop z lipy dla syna.

— Ciężko być samemu? — zapytał kiedyś cicho.

— Najgorzej wieczorami… A u pana?

— U mnie najgorzej rano… Kiedy nie ma komu zrobić kawy.

Zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej – o dzieciach, o życiu po rozwodzie, o tym jak trudno zaufać komukolwiek jeszcze raz.

Tymczasem Kuba zaczął sprawiać coraz więcej problemów – wagary, bójki w szkole. Wezwano mnie na rozmowę do dyrektora.

— Pani Magdaleno, syn potrzebuje terapii rodzinnej. On cierpi bardziej niż pani myśli.

Zgodziłam się bez wahania – razem zaczęliśmy chodzić do psychologa w Poznaniu. Na pierwszej sesji Kuba wybuchnął:

— To wszystko przez was! Przez ciebie i tatę! Nienawidzę tego domu!

Poczułam się jak najgorsza matka świata.

Ale krok po kroku zaczęliśmy rozmawiać – najpierw przez łzy i krzyk, potem coraz spokojniej. Marysia też zaczęła rysować kolorowe obrazki zamiast czarnych plam.

Minął rok od odejścia Andrzeja. Pewnego dnia przyszedł do nas niespodziewanie.

— Magda… Chciałem przeprosić… Popełniłem błąd… Tamta kobieta zostawiła mnie dla innego… Chciałem wrócić…

Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam:

— Andrzej, nie jestem już tą samą kobietą co rok temu. Dzieci cię potrzebują – możesz je odwiedzać kiedy chcesz. Ale ja już nie chcę żyć przeszłością.

Kuba długo nie mógł mu wybaczyć – potrzebował czasu i rozmów z psychologiem.

A ja? Otworzyłam własny sklepik zielarski we wsi – „Eliksir Magdy”. Pomagam innym kobietom leczyć rany duszy i ciała – tak jak kiedyś pomogły mi zioła i rozmowy z Pawłem.

Czasem wieczorami pytam siebie: czy można naprawdę uleczyć złamane serce? Czy każdy ma szansę na nowy początek – nawet jeśli wszystko wokół wydaje się stracone?

A wy – co myślicie? Czy zdradę można wybaczyć? Jak odbudować siebie po takim ciosie?