Zostawiam to, co kocham, zaraz potem, gdy mnie wykorzystają i odrzucą – Historia Magdy z Gdańska

Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego – mojej matki. Była środa, godzina 18:30, a ja właśnie wróciłam z pracy do naszego mieszkania na Przymorzu. Ledwo przekroczyłam próg, usłyszałam jej głos: – Magda! Chodź tu natychmiast!

W kuchni czekała na mnie nie tylko mama, ale i mój brat, Paweł. Siedział z założonymi rękami, patrząc w blat stołu. Mama trzymała w dłoni kopertę. – Co to ma znaczyć? – rzuciła, machając mi przed twarzą pismem z banku. – Znowu zaległości? Ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz być taka nieodpowiedzialna?

Poczułam, jak krew uderza mi do głowy. – To nie jest twoja sprawa – syknęłam. – To moje życie.

– Twoje życie? – prychnęła mama. – Mieszkasz tu, korzystasz z naszego prądu, naszej wody! Paweł też dokłada się do rachunków, a ty tylko ciągle coś kombinujesz!

Paweł milczał. Od miesięcy był dla mnie obcy. Odkąd dostał awans w firmie IT i zaczął zarabiać więcej ode mnie, patrzył na mnie z góry. Kiedyś byliśmy nierozłączni – teraz miałam wrażenie, że czeka tylko na mój błąd.

– Nie będę się tłumaczyć – powiedziałam cicho i wyszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i opadłam na łóżko. Znowu to samo: poczucie winy, wstyd i żal. Pracowałam jako nauczycielka polskiego w podstawówce. Zarabiałam tyle, co nic. Po opłaceniu raty za studia podyplomowe i biletów miesięcznych zostawało mi niewiele na życie.

Telefon zawibrował. „Kochanie, dasz radę dziś przyjechać?” – napisał Bartek, mój chłopak od trzech lat. Był moją jedyną ostoją. Mieszkał na Zaspie z matką po rozwodzie rodziców. Zawsze powtarzał: „Jak będzie źle, zamieszkasz u mnie”.

Odpisałam: „Nie mogę dziś. Rodzina znowu robi mi piekło”.

Bartek zadzwonił natychmiast.
– Magda, ile jeszcze dasz się tak traktować?
– Nie wiem… To wszystko jest takie trudne.
– Przyjedź do mnie jutro po pracy. Pogadamy spokojnie.

Następnego dnia po lekcjach poszłam do Bartka. Jego mama, pani Teresa, przywitała mnie ciepło jak zawsze. Zjadłyśmy razem kolację – pierogi ruskie i kompot z wiśni. Bartek był dziwnie spięty.

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczął nagle, gdy zostaliśmy sami w jego pokoju.
– Co się stało?
– Dostałem propozycję pracy w Warszawie…
Zamarłam.
– I co zamierzasz?
– Chcę tam jechać. Ale… nie wiem, czy ty byś chciała ze mną.

Poczułam ukłucie w sercu. Warszawa? Zostawić Gdańsk? Szkołę? Wszystko?
– Nie mogę tak po prostu rzucić wszystkiego…
Bartek spuścił wzrok.
– Wiem. Ale ja muszę spróbować. Nie chcę całe życie tkwić tutaj.

Wróciłam do domu późno. Mama już spała, ale Paweł czekał na korytarzu.
– Słyszałem, że Bartek wyjeżdża – rzucił bez emocji.
– Podsłuchujesz mnie?
– Martwię się o ciebie…
Prychnęłam.
– Jasne. Martwisz się tylko o to, żeby nie musieć mnie utrzymywać.
Paweł wzruszył ramionami i zamknął się w swoim pokoju.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. W szkole dzieciaki wyczuwały moją słabość – rozrabiały bardziej niż zwykle. Dyrektorka wezwała mnie na rozmowę:
– Pani Magdo, czy wszystko w porządku? Ostatnio jest pani rozkojarzona…
– Przepraszam… Mam trudny czas w domu.
– Proszę pamiętać, że dzieci to wyczuwają. Musi pani być dla nich wsparciem.

Wróciłam do pustego mieszkania i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się bezużyteczna wszędzie: w domu rodzinnym byłam ciężarem, w pracy nie radziłam sobie nawet z dwunastolatkami, a chłopak właśnie planował życie beze mnie.

W sobotę Bartek zadzwonił:
– Magda… Muszę ci powiedzieć prawdę. Poznałem kogoś w Warszawie podczas rozmowy kwalifikacyjnej…
Zamarłam.
– Co?
– Przepraszam… Nie chciałem cię ranić… Ale zakochałem się.

Nie pamiętam reszty rozmowy. Wiem tylko, że siedziałam potem na ławce pod blokiem i patrzyłam bezmyślnie na tramwaje sunące przez nocny Gdańsk.

Następnego dnia mama weszła do mojego pokoju bez pukania:
– Magda! Paweł mówił mi o Bartku…
– Proszę cię…
– Może to i lepiej? Może wreszcie weźmiesz się za siebie? Może znajdziesz normalną pracę?
Zacisnęłam pięści.
– Pracuję ciężko! Tylko nikt tego nie widzi!
Mama spojrzała na mnie z pogardą:
– Wszyscy mamy ciężko! Ale nie robimy z siebie ofiar!

Wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Poszłam nad morze – szłam długo brzegiem aż do Brzeźna. Wiatr smagał mi twarz łzami i solą.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak automat: praca-dom-praca-dom. Paweł coraz częściej sugerował mamie, żeby „coś ze mną zrobić”. Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi:
– Mamo, ona nigdy nie stanie na nogi! Może trzeba ją wyrzucić? Albo niech idzie do ojca!
Mama westchnęła:
– Ojciec ma nową rodzinę… Nie chce jej znać.

To był moment przełomowy. Spakowałam walizkę i napisałam kartkę: „Nie martwcie się już o mnie”.

Znalazłam pokój do wynajęcia na Oruni u starszej pani Ireny. Było skromnie: tapczan z PRL-u, stara szafa i widok na zaniedbane podwórko. Ale miałam spokój.

Pani Irena była wdową po kolejarzu. Miała ciepłe oczy i zawsze częstowała herbatą z malinami.
– Każdy kiedyś zaczyna od nowa – powiedziała pierwszego wieczoru.
Opowiedziałam jej swoją historię przy kubku herbaty.
– Wie pani… Czasem mam wrażenie, że wszyscy mnie wykorzystują i zostawiają wtedy, gdy najbardziej ich potrzebuję.
Pani Irena pokiwała głową:
– Ludzie są różni. Ale najważniejsze to nie zostawić samej siebie.

Zaczęłam powoli układać sobie życie od nowa. W szkole dostałam propozycję prowadzenia kółka teatralnego – dzieciaki nagle zaczęły mnie słuchać i nawet lubić.

Po miesiącu zadzwoniła mama:
– Magda… Możesz wrócić do domu… Paweł wyjeżdża do Anglii.
Odpowiedziałam spokojnie:
– Dziękuję, mamo. Już mam swoje miejsce.

Bartek przysłał SMS-a: „Przepraszam za wszystko”. Odpisałam: „Nie martw się o mnie”.

Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Nadal wynajmuję pokój u pani Ireny, ale czuję się wolna jak nigdy wcześniej. Czasem odwiedzam rodzinny dom – mama jest milsza, Paweł dzwoni rzadko z Anglii.

Często myślę o tym wszystkim: czy naprawdę trzeba upaść tak nisko, żeby nauczyć się kochać siebie? Czy rodzina zawsze musi być źródłem bólu? A może to my sami pozwalamy innym decydować o naszej wartości?

Co wy o tym sądzicie? Czy mieliście kiedyś poczucie, że zostawiacie to, co kochacie – bo ktoś inny was wykorzystał i odrzucił?