Zbyt późno na zmiany: droga powrotna zamknięta – historia Elżbiety Nowak
— Proszę pani, musi pani odpocząć. Organizm nie wytrzyma kolejnego takiego załamania — powiedział lekarz, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos był łagodny, ale stanowczy. Siedziałam na szpitalnym łóżku, ściskając w dłoni wypis i patrząc przez okno na szarą, listopadową Warszawę. W głowie miałam tylko jedno: jak ja wrócę do domu? Czy ktoś w ogóle zauważył moją nieobecność?
Nazywam się Elżbieta Nowak. Mam czterdzieści dwa lata i przez większość życia byłam żoną, matką, córką — wszystkim dla wszystkich, nigdy dla siebie. Mój mąż, Andrzej, był kiedyś moim światem. Poznaliśmy się na studiach — on, wieczny żartowniś z Pragi, ja — dziewczyna z Grochowa, która zawsze musiała być odpowiedzialna. Zakochałam się w nim od pierwszego uśmiechu. Wydawało mi się, że razem możemy wszystko.
Pierwsze lata były piękne. Wynajmowaliśmy kawalerkę na Ochocie, piliśmy tanie wino na parapecie i śmialiśmy się z własnej biedy. Potem pojawił się nasz syn, Michał. Andrzej dostał pracę w urzędzie miasta, ja wróciłam do szkoły jako nauczycielka polskiego. Zaczęło się dorosłe życie — kredyt na mieszkanie, raty za samochód, codzienna gonitwa.
Z czasem coś się zmieniło. Andrzej coraz częściej zostawał po godzinach, tłumacząc się „ważnymi projektami”. Michał dorastał i coraz mniej mnie potrzebował. Moja mama zachorowała na Alzheimera — opiekowałam się nią po pracy, nocami czytałam o chorobie i płakałam w poduszkę ze zmęczenia. Andrzej nie rozumiał. — Przesadzasz, Ela. Każdy ma swoje problemy — mówił, nie odrywając wzroku od telewizora.
Najgorsze przyszło po śmierci mamy. Zostałam sama z żałobą i domem pełnym pustki. Andrzej był coraz bardziej nieobecny. Zaczął wyjeżdżać na „szkolenia”, wracał późno, czasem czułam od niego damskie perfumy. Udawałam, że nie widzę. Bałam się prawdy bardziej niż samotności.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa, pani Janina. — Elżbieto, Andrzej ostatnio taki zmęczony… Może byś mu ugotowała coś porządnego? On tak lubi twoje gołąbki… — westchnęła ciężko. Zacisnęłam zęby. Przez lata znosiłam jej uwagi o tym, jak powinnam prowadzić dom, wychowywać syna i dbać o męża. Zawsze byłam tą „nie dość dobrą” żoną dla jej jedynaka.
Wszystko pękło pewnego wieczoru. Michał wrócił ze szkoły z podbitym okiem — pobił się z kolegą, bo ktoś wyśmiał jego stare buty. Andrzej nawet nie podniósł głowy znad laptopa. — Chłopak musi nauczyć się radzić sobie sam — rzucił tylko.
Tej nocy nie spałam. Rano obudziłam się z bólem w klatce piersiowej i zawrotami głowy. Zemdlałam w łazience. Obudziłam się w szpitalu.
Przez dwa tygodnie leżałam pod kroplówkami, a świat toczył się beze mnie. Michał odwiedził mnie raz — przyniósł rysunek i powiedział: — Mamo, wracaj szybko, bo tata nie umie nawet zrobić kanapki.
Andrzej zadzwonił tylko raz: — Kiedy cię wypiszą? Bo Janina już narzeka na bałagan.
W dniu wypisu czułam się jak cień człowieka. Taksówkarz pomógł mi z walizką pod drzwi mieszkania na Ursynowie. Wsunęłam klucz do zamka — drzwi były otwarte.
W przedpokoju stała młoda kobieta w czerwonym swetrze.
— Dzień dobry? — zapytałam niepewnie.
— Ooo… To pani jest Elżbieta? — uśmiechnęła się sztucznie. — Jestem Sandra. Andrzej mówił, że już pani tu nie mieszka.
Zamarłam.
— Przepraszam bardzo? To jest mój dom! — głos mi drżał.
Sandra wzruszyła ramionami.
— Andrzej powiedział, że wszystko już ustalone… Że pani wyjechała na stałe do siostry do Wrocławia.
Weszłam dalej, ignorując ją. W salonie siedział Andrzej z kieliszkiem wina.
— Ela… Nie spodziewałem się cię tak szybko — powiedział cicho.
— Kim jest ta kobieta? Co tu się dzieje?!
Sandra parsknęła śmiechem:
— Kochanie, nie tłumacz się jej! Przecież już wszystko jasne!
Poczułam, jak świat wiruje wokół mnie. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać jak dziecko.
— Ela… Posłuchaj… Ja… My z Sandrą… To już trwa jakiś czas… Chciałem ci powiedzieć… Ale ty zawsze byłaś taka zajęta wszystkim innym…
Nie pamiętam reszty rozmowy. Wyszłam z mieszkania z jedną walizką i poczuciem totalnej klęski.
Przez kilka dni spałam u koleżanki z pracy, Agaty. Płakałyśmy razem nad butelką taniego wina.
— Ela, musisz walczyć o swoje! Nie pozwól im tak po prostu cię wyrzucić! — krzyczała Agata.
Zadzwoniłam do prawnika. Okazało się, że mieszkanie jest na mnie i Andrzeja wspólnie — ale większość rat spłaciłam ja ze swojej pensji.
Wróciłam do mieszkania z policją i komornikiem. Sandra krzyczała:
— To skandal! Ja tu mieszkam!
Andrzej milczał.
Wyrzuciłam ich oboje.
Michał zamieszkał ze mną — miał wtedy szesnaście lat i był rozdarty między lojalnością wobec ojca a współczuciem dla mnie.
Przez kolejne miesiące walczyliśmy o każdy dzień normalności. Andrzej próbował wrócić:
— Ela… Popełniłem błąd… Sandra mnie zostawiła… Może spróbujemy jeszcze raz?
Popatrzyłam mu prosto w oczy:
— Andrzej, droga powrotna jest zamknięta. Zbyt długo czekałeś na zmiany.
Odszedł bez słowa.
Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Mam nową pracę w bibliotece miejskiej i pierwszy raz od lat czuję spokój. Michał zdał maturę i dostał się na studia do Krakowa. Czasem wieczorem siadam przy oknie z herbatą i myślę o tym wszystkim, co przeszłam.
Czy naprawdę musiałam upaść tak nisko, żeby nauczyć się żyć dla siebie? Czy każda kobieta musi przejść przez piekło zdrady i samotności, by odnaleźć własną wartość?
A może to właśnie zamknięte drzwi są początkiem czegoś lepszego? Co wy o tym myślicie?