Zagubiony brat, zagubione serce: Historia o rodzinie, która rozpadła się przez jedno kłamstwo
Wpadłem do mieszkania rodziców z trzaskiem drzwi, jeszcze zanim zdążyłem zdjąć buty. Matka siedziała przy stole, ściskając w dłoni zmięty list. Jej twarz była blada, a oczy – czerwone od płaczu. „Tomek… musisz to przeczytać” – powiedziała drżącym głosem i podała mi kartkę.
Wiedziałem już, że coś się stało. Ostatnie tygodnie były pełne napięcia – ojciec coraz częściej milczał przy obiedzie, matka chodziła jak cień, a mój młodszy brat, Paweł, przestał wracać na noc do domu. Mówił, że pracuje po godzinach w warsztacie samochodowym na drugim końcu miasta, ale ja czułem, że coś ukrywa.
Rozwinąłem list. Był od Pawła. „Mamo, Tato, Tomek… przepraszam. Nie mogę już dłużej udawać. Wpakowałem się w długi przez hazard. Muszę wyjechać do Niemiec, żeby je spłacić. Nie szukajcie mnie. Wrócę, jak będę mógł spojrzeć wam w oczy. Paweł.”
Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Matka zaczęła szlochać głośniej. Ojciec wyszedł z pokoju bez słowa. Zostałem sam z jej łzami i własną bezsilnością.
– Tomek, co my teraz zrobimy? – zapytała matka, łapiąc mnie za rękę.
– Znajdę go – odpowiedziałem twardo, choć nie miałem pojęcia jak.
Przez kolejne dni dom pogrążył się w ciszy. Ojciec nie odzywał się do nikogo, tylko wieczorami wychodził na balkon i palił papierosa za papierosem. Matka przestała gotować obiady. Ja rzuciłem się w wir pracy na budowie, żeby nie myśleć.
Ale nie mogłem spać. Każdej nocy przewracałem się z boku na bok, słysząc w głowie głos Pawła: „Nie szukajcie mnie”. Jak miałem nie szukać? Byliśmy braćmi! Zawsze trzymaliśmy się razem – nawet gdy ojciec krzyczał na nas za rozbite okno czy matka płakała po kolejnej kłótni o pieniądze.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Anka – dziewczyna Pawła.
– Tomek… Paweł dzwonił do mnie z jakiegoś niemieckiego numeru. Brzmiał… dziwnie. Powiedział tylko, żebym nie mówiła twojej mamie, gdzie jest.
– Anka, musisz mi pomóc go znaleźć! – błagałem.
– On nie chce być znaleziony… Ale chyba jest w Hanowerze. Pracuje na budowie.
Po tej rozmowie nie mogłem już dłużej czekać. Spakowałem plecak i pojechałem do Niemiec autokarem. Całą drogę patrzyłem przez okno na ciemniejące pola i myślałem o tym, jak bardzo zawiodłem jako brat.
W Hanowerze szukałem go po wszystkich możliwych budowach. Pytałem Polaków na przystankach, chodziłem po barach i sklepach spożywczych. W końcu trafiłem na niego przypadkiem – siedział pod ścianą supermarketu, z papierosem w ustach i pustym spojrzeniem.
– Paweł! – krzyknąłem.
Podniósł głowę powoli. Przez chwilę patrzył na mnie bez wyrazu.
– Co ty tu robisz? – zapytał cicho.
– Szukam cię! Jesteś moim bratem!
– Nie powinieneś był przyjeżdżać… – odwrócił wzrok.
Usiadłem obok niego na zimnym betonie.
– Wróć do domu. Mama płacze dzień i noc. Ojciec… nawet nie wiem, co czuje.
– Nie mogę wrócić. Zawiodłem was wszystkich.
– Każdy popełnia błędy! Ale rodzina jest od tego, żeby sobie pomagać!
Paweł zacisnął pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.
– Tomek… ja nie tylko przegrałem swoje pieniądze. Wziąłem kredyt na mieszkanie rodziców jako poręczyciel… Jeśli nie spłacę długu, mogą stracić dom.
Zamarłem. To był cios prosto w serce.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś?!
– Bałem się… Wstydziłem się…
Siedzieliśmy tak długo w milczeniu. W końcu powiedziałem:
– Musimy wrócić i powiedzieć im prawdę. Razem coś wymyślimy.
Paweł nie chciał wracać, ale przekonałem go. Wróciliśmy do Polski po tygodniu. Matka rzuciła mu się na szyję ze łzami w oczach, ojciec stał w progu i patrzył z kamienną twarzą.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy przy stole – pierwszy raz od miesięcy.
– Paweł ma wam coś do powiedzenia – zacząłem.
Brat spuścił głowę i zaczął mówić cicho:
– Przepraszam… Wziąłem kredyt na mieszkanie… Jeśli nie spłacę długu…
Matka zaczęła płakać jeszcze głośniej niż wtedy przy liście.
Ojciec zerwał się od stołu:
– Jak mogłeś?! Po tym wszystkim?!
Paweł próbował tłumaczyć:
– Chciałem tylko pomóc… Myślałem, że wygram i oddam wszystko…
Ojciec uderzył pięścią w stół:
– Hazard?! Ty głupi dzieciaku!
Wybuchła awantura jakiej jeszcze nie było w naszym domu. Krzyki, płacz matki, przekleństwa ojca i moje próby uspokojenia wszystkich spełzły na niczym. Paweł wybiegł z mieszkania trzaskając drzwiami tak mocno, że aż szyby zadzwoniły.
Matka osunęła się na krzesło i zaczęła szeptać:
– To wszystko moja wina… Powinnam była wcześniej zauważyć…
Przytuliłem ją mocno:
– Mamo, to nie twoja wina…
Ale ona tylko płakała coraz bardziej.
Przez kolejne dni Paweł nie wracał do domu. Ojciec zamknął się w sobie jeszcze bardziej – przestał chodzić do pracy, całymi dniami siedział przed telewizorem i pił piwo za piwem. Matka chodziła po mieszkaniu jak duch.
W końcu znalazłem Pawła u jego kolegi z podstawówki – Marka.
– Tomek… ja już nie mam siły walczyć – powiedział mi brat ze łzami w oczach.
– Paweł! Jeśli teraz się poddasz, to już nigdy sobie nie wybaczysz! Musimy razem stawić temu czoła!
Wrócił ze mną do domu tego samego dnia. Usiadł naprzeciwko ojca i powiedział:
– Tato… przepraszam. Wiem, że zawiodłem was wszystkich. Ale chcę to naprawić.
Ojciec długo milczał, a potem powiedział tylko:
– Masz miesiąc na znalezienie pracy i zacznij spłacać ten dług. Inaczej… nie jesteś już moim synem.
To zdanie rozdarło mnie na pół. Patrzyłem na Pawła – był blady jak ściana, ale skinął głową i wyszedł z pokoju bez słowa.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Paweł znalazł pracę jako magazynier w hurtowni spożywczej i co miesiąc oddawał część wypłaty na spłatę kredytu. Ja pomagałem mu jak mogłem – czasem dorabiałem po godzinach i dokładałem się do raty.
Ale atmosfera w domu była ciężka jak nigdy wcześniej. Ojciec rozmawiał tylko ze mną – Pawła traktował jak powietrze. Matka próbowała udawać, że wszystko wraca do normy, ale widziałem po niej, jak bardzo cierpi.
Pewnego dnia podczas obiadu ojciec nagle odezwał się do Pawła:
– Ile ci jeszcze zostało do spłaty?
Paweł spojrzał na niego zaskoczony:
– Jeszcze trzydzieści tysięcy…
Ojciec westchnął ciężko:
– Dam ci połowę tej sumy z moich oszczędności. Ale pod jednym warunkiem: nigdy więcej nie wejdziesz do kasyna ani nie postawisz złotówki na żadną grę!
Paweł rozpłakał się jak dziecko i rzucił ojcu na szyję.
Od tamtej pory powoli zaczynaliśmy odbudowywać nasze relacje. To nie było łatwe – zaufanie raz stracone trudno odzyskać. Ale byliśmy rodziną i wiedzieliśmy już jedno: nawet największe kłamstwo można spróbować naprawić, jeśli tylko jest odrobina miłości i chęci walki o siebie nawzajem.
Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy gdybym wtedy nie pojechał za nim do Niemiec, czy dziś bylibyśmy jeszcze rodziną? Czy wy potrafilibyście wybaczyć komuś tak wielką zdradę? A może są granice wybaczenia?