Wybrałam życie kochanki – historia, która rozdarła moją rodzinę

Wszystko zaczęło się w środku zimy, kiedy śnieg zasypywał ulice naszego małego miasta pod Krakowem, a ja – Marta Kwiatkowska – stałam na klatce schodowej, trzęsąc się nie tylko z zimna. W ręku ściskałam klucz do mieszkania, które jeszcze godzinę temu było moim domem. Za drzwiami słyszałam krzyki mojego męża, Pawła, i płacz naszej córki, Julki. „Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś nas zostawić dla niego?!” – wrzeszczał Paweł, a ja nie miałam już siły tłumaczyć. Wybiegłam na mróz, zostawiając za sobą wszystko, co znałam.

Nie wiem, czy potraficie sobie wyobrazić ten moment, kiedy całe życie wali się w gruzy w ciągu jednej nocy. Jeszcze miesiąc wcześniej byłam przykładną żoną i matką. Pracowałam jako nauczycielka polskiego w miejscowym liceum, piekłam ciasta na szkolne kiermasze i chodziłam z Julką na balet. Paweł był dobrym człowiekiem – spokojnym, przewidywalnym, trochę nudnym. Nasze życie było jak herbata z cukrem: słodkie, ale bez smaku.

A potem pojawił się on – Michał Majewski. Ojciec jednego z moich uczniów. Przystojny, pewny siebie, z tym błyskiem w oku, który sprawiał, że czułam się znowu młoda. Zaczęło się niewinnie: rozmowy po wywiadówkach, przypadkowe spotkania w sklepie, kawa w szkolnej stołówce. Ale już po pierwszym pocałunku wiedziałam, że to nie jest niewinny flirt.

– Marta, co ty wyprawiasz? – zapytała mnie moja przyjaciółka Anka, kiedy wyznałam jej prawdę.
– Nie wiem… Chyba pierwszy raz od lat czuję się żywa – odpowiedziałam i rozpłakałam się jej na ramieniu.

Wiedziałam, że to grzech. Wiedziałam, że ranię Pawła i Julkę. Ale Michał był jak narkotyk – nie mogłam przestać o nim myśleć. Spotykaliśmy się ukradkiem w jego wynajętym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Każdy pocałunek był jak ucieczka od szarej codzienności.

W końcu Paweł się dowiedział. Znalazł wiadomości w moim telefonie. Pamiętam jego twarz – nie gniewną, tylko złamaną. „Nie wierzę… Ty? Ty mi to zrobiłaś?” – powtarzał jak mantrę. Próbowałam tłumaczyć, że to nie jego wina, że po prostu się zakochałam… Ale jak wytłumaczyć zdradę komuś, kto ci ufał bezgranicznie?

Rodzina Pawła od razu stanęła po jego stronie. Teściowa zadzwoniła do mnie jeszcze tego samego dnia:
– Marta, jesteś wyrodną matką! Jak możesz zostawić dziecko dla jakiegoś faceta?!
– To nie tak…
– Nie chcę cię więcej widzieć! – rzuciła słuchawką.

Moja mama też nie rozumiała:
– Córciu… przecież miałaś wszystko. Dom, rodzinę…
– Ale nie miałam siebie – wyszeptałam.

Julka przestała ze mną rozmawiać. Przez pierwsze tygodnie po wyprowadzce widywałyśmy się tylko na kilka godzin w tygodniu. Każde nasze spotkanie kończyło się jej łzami i moim poczuciem winy.

Michał był przy mnie. Obiecywał nowy początek. Ale on też miał rodzinę – żonę i dwóch synów. Mówił mi: „Jeszcze chwila, Marta. Muszę wszystko poukładać.” Czekałam miesiącami na jego decyzję. W międzyczasie byłam tą drugą – kobietą od ukradkowych spotkań i cichych telefonów nocą.

W pracy zaczęły krążyć plotki. Dyrektorka wezwała mnie do gabinetu:
– Pani Marto… Rozumiemy prywatne sprawy, ale szkoła nie może sobie pozwolić na skandale.
– Rozumiem…
– Proszę na razie wziąć urlop.

Czułam się jak trędowata. Sąsiadki przestały mówić mi „dzień dobry”. W sklepie spożywczym ekspedientka patrzyła na mnie z pogardą.

Pewnego wieczoru Michał zadzwonił:
– Musimy porozmawiać.
Spotkaliśmy się w jego samochodzie pod lasem.
– Marta… Moja żona wie o wszystkim. Grozi mi rozwodem i zabraniem dzieci.
– I co teraz?
– Nie mogę ich zostawić… Przepraszam.

Wysiadłam z auta i szłam przez zaśnieżone pole do domu. Łzy zamarzały mi na policzkach. Zostałam sama – bez rodziny, bez kochanka, bez pracy.

Przez kilka miesięcy żyłam jak cień człowieka. Wynajmowałam pokój u starszej pani na obrzeżach miasta. Julka nie chciała mnie widzieć. Paweł wystąpił o rozwód z orzeczeniem mojej winy.

Któregoś dnia zadzwoniła Anka:
– Marta, musisz się ogarnąć! Julka cię potrzebuje!
– Ale ona mnie nienawidzi…
– Jest twoją córką! Walcz o nią!

Zaczęłam chodzić na terapię. Powoli odbudowywałam siebie. Po roku Julka zgodziła się spędzić ze mną weekend.
– Mamo… Dlaczego to zrobiłaś?
– Bo byłam nieszczęśliwa… Ale to nie twoja wina.
Przytuliłyśmy się i obie płakałyśmy długo.

Michał czasem pisał do mnie krótkie wiadomości: „Tęsknię.” Ale już nie odpowiadałam.

Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na osiedlu Tysiąclecia w Krakowie. Pracuję jako korepetytorka i powoli odbudowuję relacje z córką. Paweł ułożył sobie życie z inną kobietą.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy było warto? Czy miłość usprawiedliwia wszystko? Czy można być szczęśliwym kosztem innych? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?