Wybiorę ciebie, mamo – historia o miłości, zdradzie i przebaczeniu

Wszystko zaczęło się w ten zimny, lutowy wieczór, kiedy wróciłam do domu szybciej niż zwykle. Śnieg skrzypiał pod moimi butami, a w powietrzu czuć było napięcie – choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za chwilę moje życie rozpadnie się na kawałki. Otworzyłam drzwi i usłyszałam cichy szept dochodzący z kuchni. Zatrzymałam się w korytarzu, serce waliło mi jak młot.

– Nie możesz tu przychodzić, Andrzej! – syknęła mama. – Co będzie, jak Zosia się dowie?

Zamarłam. Andrzej? Sąsiad z naprzeciwka? Przecież on zawsze był tylko miłym panem od naprawy rowerów. Poczułam, jak coś we mnie pęka. Chciałam wejść do kuchni i krzyknąć, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałam tak jeszcze chwilę, słuchając urywanych zdań, aż w końcu drzwi się otworzyły i Andrzej wyszedł, nawet nie patrząc w moją stronę.

Weszłam do kuchni. Mama stała przy zlewie, dłonie jej drżały.

– Zosiu… – zaczęła cicho.

– Od jak dawna? – przerwałam jej. – Od kiedy mnie okłamujesz?

Nie odpowiedziała. W jej oczach zobaczyłam łzy i coś jeszcze – strach, którego nigdy wcześniej u niej nie widziałam.

Od tamtej chwili nic już nie było takie samo. Ojciec wrócił późno, jak zwykle zmęczony po pracy w kopalni. Próbowałam zachowywać się normalnie, ale nie potrafiłam. Każde spojrzenie na mamę bolało mnie bardziej niż cokolwiek innego.

Następnego dnia rano ojciec siedział przy stole z gazetą. Mama krzątała się po kuchni, udając, że wszystko jest w porządku.

– Zosiu, podasz mi sól? – zapytał ojciec.

Podałam mu solniczkę, patrząc na mamę. Widziałam, jak unika mojego wzroku.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak aktorzy w kiepskim przedstawieniu. Mama coraz częściej wychodziła z domu wieczorami, tłumacząc się zakupami albo spotkaniami z koleżankami. Ojciec zamykał się w swoim świecie, a ja… ja czułam się coraz bardziej samotna.

W końcu nie wytrzymałam.

– Mamo, musisz mu powiedzieć – powiedziałam pewnego wieczoru. – To nie może tak dalej trwać.

Mama spojrzała na mnie z rozpaczą.

– Nie rozumiesz… Twój ojciec… On już od dawna mnie nie widzi. Jesteśmy razem tylko dla ciebie.

– To nieprawda! – krzyknęłam. – On cię kocha! Po prostu nie umie tego okazać!

Mama rozpłakała się. Po raz pierwszy zobaczyłam ją taką bezbronną.

– Zosiu… Ja już nie mam siły…

Wybiegłam z domu i długo błąkałam się po osiedlu. W głowie kłębiły mi się myśli: czy to ja byłam powodem ich nieszczęścia? Czy gdybym była inną córką, wszystko wyglądałoby inaczej?

W szkole przestałam się uczyć. Koleżanki pytały, co się dzieje, ale nie potrafiłam im odpowiedzieć. Najlepsza przyjaciółka, Marta, próbowała mnie pocieszać:

– Może to tylko chwilowe? Może twoja mama się opamięta?

Ale ja wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.

Pewnego dnia ojciec wrócił wcześniej niż zwykle. Zastał mamę płaczącą w kuchni.

– Co się stało? – zapytał zaniepokojony.

Mama spojrzała na mnie błagalnie. Wiedziałam, że to moja decyzja: powiedzieć prawdę czy dalej milczeć?

– Tato… – zaczęłam cicho. – Musisz coś wiedzieć…

Opowiedziałam mu wszystko. Każde słowo bolało mnie jak cios nożem. Ojciec patrzył na mamę z niedowierzaniem.

– To prawda? – zapytał głucho.

Mama skinęła głową.

W domu zapanowała cisza. Ojciec wyszedł bez słowa. Mama osunęła się na krzesło i zaczęła płakać.

Przez kilka dni żyliśmy jak duchy. Ojciec spał w salonie, mama zamykała się w sypialni. Ja próbowałam pogodzić się z myślą, że moja rodzina już nie istnieje.

Po tygodniu ojciec spakował walizkę i wyjechał do brata do Katowic. Mama została sama ze mną.

– Przepraszam cię, Zosiu… – powtarzała codziennie. – Nie chciałam cię skrzywdzić.

Ale ja nie potrafiłam jej wybaczyć.

Minęły miesiące. Ojciec przysyłał kartki na święta i urodziny, ale nigdy nie wrócił do domu. Mama próbowała ułożyć sobie życie na nowo z Andrzejem, ale ja nie mogłam patrzeć na niego bez gniewu.

Pewnego dnia usiadła ze mną przy stole.

– Zosiu… Wiem, że mnie nienawidzisz. Ale jestem twoją matką. Proszę cię tylko o jedno: spróbuj mnie zrozumieć.

Spojrzałam na nią przez łzy.

– Chciałabym… Ale nie umiem…

Z czasem zaczęłyśmy rozmawiać coraz więcej. Mama opowiadała mi o swoim dzieciństwie, o marzeniach i rozczarowaniach. Zrozumiałam wtedy, że ona też jest tylko człowiekiem – słabym i zagubionym jak ja.

Po latach ojciec zachorował na raka płuc. Pojechałyśmy do niego do szpitala w Katowicach. Leżał blady i wychudzony na szpitalnym łóżku.

– Cześć, Zosiu… – wyszeptał słabo.

Usiadłam przy nim i trzymałam go za rękę przez całą noc. Mama stała w drzwiach, niepewna czy może podejść bliżej.

Przed śmiercią ojciec spojrzał na nas obie i powiedział:

– Wybaczajcie sobie nawzajem… Życie jest za krótkie na nienawiść…

Po jego pogrzebie wróciłyśmy do domu razem. Mama długo milczała, aż w końcu powiedziała:

– Dziękuję ci, że byłaś przy nim do końca…

Objęłam ją pierwszy raz od lat.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko krew i wspólne nazwisko. To wybór – codzienny wybór miłości ponad ból i rozczarowanie.

Czasem zastanawiam się: czy gdybyście byli na moim miejscu, potrafilibyście wybaczyć? Czy można naprawdę zacząć od nowa po takim upadku?