Tydzień, który zmienił wszystko: Historia o rodzinie, zdradzie i przebaczeniu
– Nie martw się, szybko wrócę. Zatrzymam się na tydzień, dopóki nie znajdę mieszkania. Liczę na twoją gościnność – powiedziała moja siostra, a ja poczułam, jakby ktoś wlał mi do żył lodowatą wodę.
Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z herbatą, kiedy usłyszałam te słowa przez telefon. Głos Iwony był spokojny, niemal obojętny, jakby nie chodziło o nic wielkiego. Ale dla mnie to był koniec spokoju. Przez lata unikałyśmy się jak ognia – ona w Warszawie, ja w Łodzi. Każda z nas miała swoje życie, swoje żale i swoje powody, by nie dzwonić pierwsza. A teraz miała zamieszkać u mnie? Nawet jeśli tylko na tydzień?
– Oczywiście, możesz przyjechać – odpowiedziałam, choć serce waliło mi jak młotem. – Ale wiesz… mam teraz dużo pracy zdalnej i…
– Spokojnie, nie będę ci przeszkadzać – przerwała mi Iwona. – Potrzebuję tylko dachu nad głową. I może… rozmowy.
Rozmowy? Z nią? Po tylu latach milczenia? O czym niby miałybyśmy rozmawiać? O tym, jak zostawiła mnie z chorą matką i uciekła do stolicy? O tym, jak przez całe dzieciństwo byłam tą „odpowiedzialną”, a ona zawsze miała wymówkę?
Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Mój mąż, Andrzej, od dawna już spał, chrapiąc cicho. Syn, Kuba, był na studiach w Krakowie i rzadko bywał w domu. Byłam sama ze swoimi myślami i lękiem przed tym, co przyniesie jutro.
Iwona przyjechała następnego dnia wieczorem. Stała w drzwiach z walizką na kółkach i torbą przewieszoną przez ramię. Wyglądała dobrze – za dobrze jak na kogoś, kto twierdził, że nie ma gdzie mieszkać. Miała nowy płaszcz, modne buty i fryzurę prosto od fryzjera.
– Cześć, Anka – powiedziała cicho. – Mogę wejść?
Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć jej drzwi przed nosem. Ale tylko skinęłam głową i cofnęłam się do przedpokoju.
– Pokój gościnny jest gotowy – rzuciłam chłodno. – Pościel czysta, ręczniki w łazience.
– Dziękuję… Naprawdę nie chcę robić kłopotu.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego poszłam do kuchni i zaczęłam podgrzewać zupę. Słyszałam, jak Iwona rozpakowuje się w pokoju obok. Każdy jej ruch był dla mnie jak dźwięk rozdzierającej się tkaniny – przypominał mi wszystko to, co nas podzieliło.
Wieczorem usiadłyśmy przy stole. Andrzej próbował rozładować atmosferę żartami o korkach w Warszawie i cenach mieszkań w Łodzi, ale obie wiedziałyśmy, że to tylko przykrywka.
– Co cię tu sprowadza? – zapytał w końcu Andrzej.
Iwona spojrzała na mnie niepewnie.
– Rozwodzę się – powiedziała cicho. – Tomek… zdradził mnie. Z moją przyjaciółką.
Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Współczucie walczyło we mnie z satysfakcją – bo przecież ona też kiedyś mnie zostawiła dla „lepszego życia”.
– Przykro mi – wymamrotałam w końcu.
– Wiem, że nie masz powodu mi współczuć – Iwona spojrzała mi prosto w oczy. – Ale nie mam nikogo innego.
Andrzej wycofał się dyskretnie do salonu, zostawiając nas same.
– Dlaczego akurat do mnie? – zapytałam ostrożnie.
– Bo tylko ty jeszcze odbierasz ode mnie telefon – odpowiedziała gorzko Iwona. – Mama nie żyje, tata od dawna nie chce mnie znać…
Zamilkłyśmy. W powietrzu wisiały niewypowiedziane słowa: „A może to ty nie chciałaś znać nas?”
Przez kolejne dni żyłyśmy obok siebie jak dwie obce kobiety pod jednym dachem. Ja pracowałam przy komputerze do późna, ona wychodziła na długie spacery albo zamykała się w pokoju gościnnym z laptopem i telefonem.
W piątek wieczorem wróciłam ze sklepu i zastałam ją płaczącą w kuchni.
– Co się stało? – zapytałam niechętnie.
– Tomek chce sprzedać nasze mieszkanie bez mojej zgody… Zostanę z niczym! – szlochała Iwona. – Nie mam pieniędzy na adwokata…
Westchnęłam ciężko.
– Pomogę ci znaleźć prawnika – powiedziałam po chwili milczenia.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością i nagle poczułam ukłucie żalu: czy naprawdę musiało dojść do takiego upadku, żebyśmy znów zaczęły ze sobą rozmawiać?
Wieczorem usiadłyśmy razem przy herbacie. Iwona opowiadała o swoim życiu w Warszawie: o pracy w korporacji, o samotności pośród ludzi, o tym, jak bardzo tęskniła za domem rodzinnym…
– Myślałam, że jestem silna – powiedziała cicho. – Ale kiedy zostałam sama… wszystko się posypało.
– Każdy czasem potrzebuje pomocy – odpowiedziałam łagodniej niż zamierzałam.
Następnego dnia zadzwonił Kuba.
– Mamo, słyszałem, że ciocia u was mieszka…
– Tak, chwilowo…
– Wiesz… Może powinnyście pogadać o tym wszystkim? O babci… O tym, co było kiedyś?
Zaskoczył mnie ten telefon. Kuba zawsze był bardziej dojrzały niż wskazywałby jego wiek.
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Iwona… Musimy porozmawiać o przeszłości.
Spojrzała na mnie ze strachem.
– Wiem, że cię zawiodłam – powiedziała drżącym głosem. – Ale wtedy… byłam młoda i głupia. Uciekałam od odpowiedzialności. Zostawiłam cię z mamą…
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Myślisz, że było mi łatwo? Że nie miałam żalu? Przez lata nienawidziłam cię za to…
Iwona zaczęła płakać cicho.
– Przepraszam… Nie umiem cofnąć czasu.
Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu objęłam ją ostrożnie.
– Może czas zacząć od nowa?
Przytuliła mnie mocno.
Ostatniego dnia jej pobytu pomogłam jej znaleźć kawalerkę niedaleko mojego bloku. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę i nadzieję.
Kiedy wychodziła z walizką pod pachą, zatrzymała się w drzwiach.
– Dziękuję ci za wszystko… Może jeszcze kiedyś będziemy rodziną?
Patrzyłam za nią długo przez okno. Może to właśnie jest rodzina: nie idealna, pełna żalu i błędów, ale gotowa dać sobie drugą szansę?
Czy wy też macie takie rodzinne tajemnice lub żale? Czy warto wyciągać rękę do tych, którzy nas skrzywdzili?