„To nie jego dziecko!” – krzyczała teściowa. A potem wrócił z pierścionkiem w dłoni… Zbyt późno

– To nie jego dziecko! – wrzasnęła teściowa tak głośno, że sąsiedzi na pewno słyszeli przez cienkie ściany bloku na warszawskim Bródnie. Stałam w przedpokoju z walizką, z oczami pełnymi łez i sercem, które biło jak oszalałe. W jednej ręce ściskałam zdjęcie USG, w drugiej klucze do mieszkania, które jeszcze rano wydawało się moim domem.

– Pani Anno, proszę… – próbowałam coś powiedzieć, ale pani Anna, matka mojego narzeczonego, była nieugięta.

– Nie będziesz niszczyć życia mojemu synowi! – syknęła. – Wymyśliłaś sobie dziecko, żeby go złapać? Myślisz, że nie wiem, jak to się robi? Widziałam już takie dziewuchy!

Za mną stał Michał – mój Michał, z którym planowałam przyszłość. Ale on tylko patrzył w podłogę. Ani razu nie spojrzał mi w oczy.

– Michał… – wyszeptałam. – Powiedz coś…

On milczał. W końcu podniósł głowę i powiedział cicho:

– Nie wiem, co mam myśleć, Magda. To wszystko za szybko…

Wtedy zrozumiałam, że jestem sama. Że nie mam już nikogo.

Wyszłam na klatkę schodową, a drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem. Przez chwilę stałam bez ruchu, słysząc za drzwiami jeszcze jeden krzyk teściowej:

– I nie waż się tu wracać!

Miałam 22 lata. Studiowałam zaocznie pedagogikę na UW i pracowałam na kasie w Biedronce. Michał był moją pierwszą wielką miłością – poznaliśmy się na imprezie u wspólnej znajomej. Był czuły, opiekuńczy, mówił, że chce mieć ze mną dzieci. Kiedy powiedziałam mu o ciąży, najpierw się ucieszył. Ale potem… zaczęły się rozmowy z matką.

Pani Anna zawsze patrzyła na mnie z góry. „Zwykła dziewczyna z Pragi”, powtarzała swoim koleżankom. „On powinien znaleźć sobie kogoś lepszego”. Michał był jej oczkiem w głowie – jedynak, wychuchany, rozpieszczony.

Po tamtym dniu nie odezwał się do mnie przez dwa tygodnie. Pisałam do niego SMS-y: „Proszę, odezwij się”, „Chcę tylko porozmawiać”. Bez odpowiedzi.

W końcu zadzwoniła moja mama:

– Magda, wracaj do domu. Tata już wie. Damy radę.

Wróciłam do rodzinnego mieszkania na Pradze-Północ. Mały pokój z tapetą w kwiaty i łóżkiem piętrowym po mnie i mojej siostrze. Mama płakała razem ze mną. Tata milczał przez pierwsze dni, ale potem przyniósł mi kubek herbaty i powiedział:

– Nie jesteś sama.

Ciąża była trudna. Pracowałam do ósmego miesiąca – na kasie, potem jako pomoc kuchenna w barze mlecznym na Targowej. Ludzie patrzyli na mnie różnie – jedni współczująco, inni z pogardą.

Michał? Raz przyszedł pod blok. Stał pod balkonem i dzwonił domofonem:

– Magda, pogadajmy…

Zeszłam na dół.

– Mama mówi, że to nie moje dziecko – zaczął od razu. – Może powinniśmy zrobić testy?

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.

– Naprawdę w to wierzysz? – zapytałam drżącym głosem.

– Nie wiem już nic…

Odszedł bez słowa.

Urodziłam syna w szpitalu Bródnowskim. Byłam sama – mama została w domu z młodszą siostrą. Kiedy pierwszy raz przytuliłam Antosia, wiedziałam, że dla niego zrobię wszystko.

Przez pierwsze miesiące było bardzo ciężko. Pieluchy kupowałam na promocjach, ubranka dostawałam od sąsiadki z klatki obok. Spałam po dwie godziny dziennie – Antoś miał kolki i płakał całymi nocami.

Tata pomagał jak mógł – czasem zabierał wnuka na spacer po parku Skaryszewskim. Mama gotowała obiady na dwa dni do przodu.

A Michał? Zniknął zupełnie.

Minęły trzy lata. Skończyłam studia licencjackie z pedagogiki – wieczorami pisałam prace dyplomowe przy śpiącym Antosiu. Dostałam pracę w przedszkolu na Grochowie. Zaczęło być trochę łatwiej – wynajęłyśmy z koleżanką kawalerkę na Gocławiu.

Antoś rósł jak na drożdżach – był pogodny, ciekawy świata, uwielbiał pociągi i bajki o dinozaurach.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani Anna.

– Magda? Tu Anna Kowalczyk… matka Michała.

Zamarłam.

– Michał miał wypadek samochodowy… Jest w szpitalu na Banacha… Chciałby cię zobaczyć.

Pojechałam tam z duszą na ramieniu. Michał leżał blady jak ściana, z ręką w gipsie.

– Magda… Przepraszam cię za wszystko – wyszeptał. – Byłem głupi… Mama mnie namówiła… Bałem się odpowiedzialności…

Patrzyłam na niego bez słowa.

– Chciałem cię prosić o drugą szansę…

Wyjął spod poduszki małe pudełeczko z pierścionkiem.

– Wiem, że zawaliłem wszystko… Ale chcę być ojcem dla Antosia… Chcę być twoim mężem…

Wybuchłam płaczem.

– Michał… gdzie byłeś przez te wszystkie lata? Gdzie byłeś, kiedy Antoś miał gorączkę i nie wiedziałam, czy przeżyje noc? Gdzie byłeś, kiedy musiałam wybierać między pieluchami a obiadem?

On milczał.

Za drzwiami stała pani Anna. Miała łzy w oczach.

– Magda… Przepraszam cię… Myliłam się co do ciebie…

Nie odpowiedziałam nic. Wyszłam ze szpitala i długo chodziłam po parku Pole Mokotowskie. Myślałam o wszystkim: o samotnych nocach, o strachu przed przyszłością, o tym jednym spojrzeniu mojego syna każdego ranka.

Michał dzwonił jeszcze kilka razy. Pisał SMS-y: „Daj mi szansę”, „Chcę być ojcem”.

Ale ja już byłam kimś innym niż ta dziewczyna sprzed lat. Byłam matką, kobietą silną i niezależną.

Nie przyjęłam pierścionka.

Dziś Antoś ma pięć lat i pyta czasem o tatę. Mówię mu prawdę: tata był kiedyś bardzo zagubiony i bał się odpowiedzialności. Ale my mamy siebie nawzajem i to jest najważniejsze.

Czasem zastanawiam się: czy powinnam była wybaczyć? Czy człowiek naprawdę może się zmienić? Czy lepiej żyć przeszłością czy patrzeć tylko przed siebie?

A wy co byście zrobili na moim miejscu? Czy można odbudować coś po tylu latach bólu i rozczarowań?