Telefon, który zmienił wszystko: Historia Elżbiety i rodzinnych tajemnic
Telefon zadzwonił dokładnie wtedy, kiedy w końcu zebrałam się na odwagę, by wyrzucić stare listy po mamie. Siedziałam na podłodze w salonie, otoczona pudłami pełnymi wspomnień, kiedy rozległ się dźwięk, który przerwał ciszę mojego popołudnia. Spojrzałam na wyświetlacz: nieznany numer. Przez sekundę chciałam zignorować, ale coś mnie tknęło. Odebrałam.
— Halo? — mój głos był cichy, niemal niepewny.
— Ela? To ja… Zosia. — Usłyszałam głos, którego nie słyszałam od ponad dziesięciu lat. Zamarłam. Moja młodsza siostra, z którą nie rozmawiałam od czasu pogrzebu ojca.
— Zosia? — powtórzyłam głucho. — Skąd masz mój numer?
— Od cioci Krysi. Ela… ja wiem, że nie powinnam dzwonić po tylu latach, ale… — zawahała się, a w jej głosie usłyszałam łzy. — Mama jest w szpitalu. Lekarze mówią, że to może być koniec.
Poczułam, jak świat wiruje. Mama… Ostatni raz widziałyśmy się dwa lata temu, kiedy próbowała pogodzić mnie z Zosią przy świątecznym stole. Skończyło się awanturą i trzaskaniem drzwiami.
— Co się stało? — zapytałam, próbując ukryć drżenie w głosie.
— Udar. Leży nieprzytomna od wczoraj. Lekarze nie dają nadziei… Ela, przyjedź, proszę. Nie wiem, co robić sama…
Przez chwilę milczałam. W mojej głowie kłębiły się obrazy z dzieciństwa: Zosia bawiąca się moimi lalkami, mama krzycząca na mnie za rozbite okno, tata pijący w kuchni i trzaskający szklankami. Przypomniałam sobie też ten dzień, kiedy Zosia zabrała mi chłopaka — wtedy przestałyśmy być siostrami.
— Przyjadę — powiedziałam w końcu i rozłączyłam się.
W drodze do szpitala czułam narastający lęk i złość. Złość na siebie, na Zosię, na mamę, która nigdy nie potrafiła nas pogodzić. Przez całą drogę powtarzałam sobie: „Nie płacz. Nie pokazuj słabości.”
Szpital pachniał środkami dezynfekującymi i strachem. Znalazłam Zosię skuloną na plastikowym krześle pod salą intensywnej terapii. Wyglądała na starszą niż pamiętałam — zmęczone oczy, siwe pasma we włosach.
— Ela… — podniosła wzrok i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie jak obce kobiety.
— Co lekarz mówi? — zapytałam chłodno.
— Że jeśli do jutra się nie obudzi… — głos jej się załamał.
Usiadłam obok niej. Przez kilka minut milczałyśmy. W końcu Zosia odezwała się pierwsza:
— Wiem, że mnie nienawidzisz. Ale nie chciałam ci zabrać Tomka… Po prostu… Byłam wtedy taka zagubiona…
Poczułam ukłucie w sercu. Przez lata pielęgnowałam w sobie żal i gniew. A teraz siedziałyśmy tu razem, dwie dorosłe kobiety, które straciły wszystko przez dumę i niedopowiedzenia.
— To już nie ma znaczenia — powiedziałam cicho. — Teraz liczy się tylko mama.
Weszłyśmy razem do sali. Mama leżała nieruchomo, podłączona do aparatury. Jej twarz była blada i spokojna. Usiadłyśmy po obu stronach łóżka.
— Pamiętasz, jak mama piekła szarlotkę na nasze urodziny? — zapytała Zosia nagle.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
— I zawsze kłóciłyśmy się o to, która dostanie większy kawałek…
Zaczęłyśmy wspominać dzieciństwo: wakacje u babci w Bieszczadach, pierwsze rowery, wieczorne czytanie bajek przez mamę. Wspomnienia płynęły jak rzeka i nagle poczułam ulgę — jakby ciężar spadł mi z serca.
Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i do sali wbiegła ciotka Krysia.
— Dziewczyny! Co wy tu robicie razem? Myślałam, że już nigdy nie będziecie ze sobą rozmawiać! — wykrzyknęła zaskoczona.
Zosia spojrzała na mnie niepewnie.
— Może to właśnie mama chciała nam przekazać… żebyśmy się pogodziły zanim będzie za późno?
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Potem objęłyśmy się mocno i obie zaczęłyśmy płakać.
Mama nie obudziła się już ze śpiączki. Odeszła nad ranem, cicho i spokojnie. Na pogrzebie stałyśmy z Zosią razem, trzymając się za ręce. Po wszystkim usiadłyśmy w kuchni przy herbacie i długo rozmawiałyśmy o wszystkim tym, o czym przez lata bałyśmy się mówić.
Kilka tygodni później zadzwonił do mnie Tomek — ten sam chłopak sprzed lat.
— Ela? Słyszałem o twojej mamie… Przykro mi bardzo. Może spotkamy się na kawę?
Zawahałam się przez chwilę.
— Wiesz co? Myślę, że już czas zamknąć stare sprawy — odpowiedziałam spokojnie.
Dziś wiem jedno: życie jest zbyt krótkie na pielęgnowanie żalu i gniewu. Czy warto tracić lata przez dumę? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś po tylu latach milczenia?