Tajemnica, która rozdarła nasze życie: Historia Magdaleny z Radomia
Wszystko zaczęło się od krzyku. Był czerwcowy wieczór, upalny i duszny, a ja – Magdalena – stałam przy kuchennym stole, krojąc ogórki na mizerię. W radiu leciała stara piosenka Lady Pank, a przez uchylone okno dobiegały odgłosy dzieci bawiących się na podwórku. Nagle drzwi trzasnęły z hukiem.
– Mamo! – wrzasnęła moja córka, Julia, wbiegając do kuchni z płaczem. – Tata znowu się na mnie wydzierał! Powiedział, że jestem beznadziejna i nigdy niczego nie osiągnę!
Otarłam ręce o fartuch i przytuliłam ją mocno. Czułam, jak jej ramiona drżą. – Cicho, kochanie. Tata jest zmęczony po pracy, nie powinien tak mówić. Porozmawiam z nim.
Ale wiedziałam, że to nie pierwszy raz. Od miesięcy w naszym domu narastało napięcie. Mój mąż, Artur, wracał coraz później, coraz częściej śmierdział papierosami i tanim piwem. Unikał rozmów, a kiedy już mówił – to tylko po to, by kogoś zranić.
Wieczorem usiadłam naprzeciwko niego w salonie. Telewizor grał głośno, ale wyłączyłam go pilotem.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Artur spojrzał na mnie spode łba. – O czym znowu? O twoich pretensjach? O tym, że nie jestem taki jak twój ojciec?
– O Julii. O nas. Nie poznaję cię ostatnio. Co się z tobą dzieje?
Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. – Praca mnie wykańcza. Szef się czepia, a ty tylko narzekasz.
– Nie narzekam. Martwię się. Boję się o naszą rodzinę.
Wtedy usłyszałam dźwięk telefonu. Artur zerknął na ekran i natychmiast pobladł. Zanim zdążyłam zapytać, kto dzwoni, wybiegł na balkon.
Coś we mnie pękło. Przez kolejne dni obserwowałam go uważnie. Zaczął znikać na całe wieczory pod pretekstem „spotkań służbowych”. Julia zamykała się w pokoju i płakała po nocach. Syn, Kacper, coraz częściej wracał do domu pijany.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Agata.
– Magda, muszę ci coś powiedzieć – zaczęła niepewnie. – Widziałam Artura w galerii z jakąś kobietą. Trzymali się za ręce.
Serce mi stanęło. – Jesteś pewna?
– Tak. Przepraszam, ale musisz to wiedzieć.
Nie spałam całą noc. Rano postanowiłam działać. Przeszukałam kieszenie Artura i znalazłam paragon z hotelu w Warszawie oraz rachunek za kolację dla dwóch osób.
Wieczorem czekałam na niego w kuchni.
– Gdzie byłeś? – zapytałam spokojnie.
– U Wojtka, oglądaliśmy mecz – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
– Kłamiesz – rzuciłam mu rachunki na stół. – Kim jest ta kobieta?
Artur pobladł jeszcze bardziej niż wtedy przy telefonie.
– To nie tak… Magda… Ja…
– Powiedz prawdę! – krzyknęłam przez łzy.
Wtedy wszystko wyszło na jaw. Artur miał romans z koleżanką z pracy, Pauliną. Trwało to od ponad roku. Spotykali się w hotelach, jeździli razem na „delegacje”.
– Dlaczego? – szlochałam. – Co zrobiłam nie tak?
– To nie twoja wina… Po prostu… Znudziłem się tym życiem. Chciałem poczuć się znowu młody…
Przez kolejne dni w domu panowała cisza jak przed burzą. Julia przestała ze mną rozmawiać, Kacper zamknął się w sobie jeszcze bardziej.
W końcu zebrałam rodzinę przy stole.
– Musimy zdecydować, co dalej – powiedziałam drżącym głosem.
Artur spuścił głowę. – Wyprowadzę się do matki na jakiś czas.
Julia zerwała się z miejsca i wybiegła z płaczem do swojego pokoju.
Kacper spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Po co była ta cała szopka? Myślisz, że nie wiedziałem? Tata od dawna miał gdzieś tę rodzinę!
Zostałam sama w kuchni, patrząc na puste talerze i niedojedzoną kolację.
Następne tygodnie były koszmarem. Artur wyprowadził się do swojej matki na osiedlu Gołębiów II, ale Paulina dzwoniła do niego codziennie. Julia zaczęła się ciąć – znalazłam żyletki pod jej poduszką i zawiozłam ją do psychologa dziecięcego przy ulicy Żeromskiego. Kacper rzucił studia na Politechnice Radomskiej i zaczął pracować na budowie u znajomego ojca.
Moja matka przyjechała z Kozienic i próbowała mnie pocieszać:
– Magda, musisz być silna dla dzieci…
– Ale ja już nie mam siły! – wybuchłam płaczem.
– On nie był ciebie wart! Nigdy go nie lubiłam!
– Mamo! To nie pomaga!
Rodzina Artura obwiniała mnie o wszystko:
– Gdybyś była lepszą żoną…
– Może powinnaś była schudnąć…
– On potrzebował wsparcia!
Czułam się jak intruz we własnym życiu.
Któregoś dnia zadzwoniła Paulina:
– Magdo… Przepraszam… Nie chciałam tego wszystkiego…
– To dlaczego to zrobiłaś?!
– Zakochałam się…
– Zniszczyłaś moją rodzinę!
Po tej rozmowie długo nie mogłam dojść do siebie.
Przez pół roku żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem (Artur wrócił po kilku miesiącach). Próbowaliśmy terapii rodzinnej w poradni przy ulicy Traugutta, ale każde spotkanie kończyło się awanturą:
– Ty zawsze musisz mieć rację!
– A ty nigdy nie słuchasz!
– Mama tylko płacze!
– Tata jest tchórzem!
W końcu podjęliśmy decyzję o rozwodzie.
Rozprawa odbyła się w sądzie przy ulicy Warszawskiej w Radomiu. Siedziałam na korytarzu z Julią i Kacprem, trzymając ich za ręce. Artur przyszedł sam, bez adwokata.
Sędzia zapytał:
– Czy jest szansa na pojednanie?
Odpowiedziałam cicho:
– Nie ma już nic do ratowania.
Po rozwodzie zostałam sama z dziećmi w naszym trzypokojowym mieszkaniu na osiedlu Michałów. Było ciężko finansowo – pracowałam jako księgowa w małym biurze rachunkowym przy ulicy 25 Czerwca, dorabiałam korepetycjami z matematyki.
Julia długo nie mogła mi wybaczyć:
– To twoja wina! Gdybyś bardziej walczyła o tatę…
Kacper przestał się odzywać do ojca całkowicie.
Minęły dwa lata. Dzisiaj Julia studiuje psychologię na Uniwersytecie Warszawskim i powoli odzyskuje równowagę. Kacper wyjechał do Norwegii za pracą i rzadko dzwoni. Artur mieszka z Pauliną pod Warszawą – podobno nie są szczęśliwi.
A ja? Nadal boję się zaufać komukolwiek. Często pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy można odbudować rodzinę po takim trzęsieniu ziemi?
Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam: czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może to dopiero początek nowego życia? Co Wy o tym sądzicie?