Przepaść, której nie da się zasypać – historia Magdy i jej rodziny

Wszystko zaczęło się w noc, kiedy usłyszałam trzask drzwi. Mój brat, Bartek, wrócił do domu pijany, a mama znowu płakała w kuchni. Ojciec nie żył od dwóch miesięcy, a nasza rodzina rozpadła się szybciej niż mogłam sobie wyobrazić. Siedziałam na schodach, słuchając ich kłótni – głosy niosły się po całym domu, jakby ściany miały pęknąć od napięcia.

– Znowu piłeś? – Mama podniosła głos, ale w jej tonie było więcej rozpaczy niż złości.

– A co cię to obchodzi? – odburknął Bartek. – I tak już nic nie ma sensu!

Wiedziałam, że powinnam zejść i spróbować ich pogodzić, ale nie miałam siły. Od śmierci taty każdy dzień był walką o przetrwanie. Mama przestała gotować obiady, Bartek rzucił studia i całymi dniami włóczył się z kolegami po okolicznych wsiach. Ja… ja próbowałam być niewidzialna. Chciałam tylko, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze.

Ale nikt tego nie zrobił.

Kiedyś byliśmy normalną rodziną. Tata pracował w tartaku, mama prowadziła dom i ogród, Bartek był moim starszym bratem-ochroniarzem. Ja – Magda – byłam tą cichą, która zawsze miała dobre oceny i nigdy nie sprawiała problemów. Ale potem tata zachorował na raka i wszystko się zmieniło. Choroba trwała krótko – zbyt krótko, byśmy zdążyli się przygotować na stratę. Po pogrzebie mama zamknęła się w sobie, a Bartek zaczął obwiniać wszystkich dookoła.

Najgorsze przyszło jednak później.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy przez telefon. Stałam na korytarzu i podsłuchiwałam, bo coś w jej głosie brzmiało inaczej niż zwykle.

– Nie wiem, co robić… On mnie zostawił… Nie mam już siły…

Potem cisza i cichy szloch. Zrozumiałam wtedy, że mama nie płacze tylko po tacie. Kilka dni później zobaczyłam ją z sąsiadem – panem Romanem – jak stali razem przy furtce. On trzymał ją za rękę. Poczułam coś dziwnego – złość? Zazdrość? Strach? Sama już nie wiem.

Bartek dowiedział się pierwszy. Wrócił do domu szybciej niż zwykle i zobaczył ich razem w kuchni.

– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnął tak głośno, że aż podskoczyłam na piętrze.

– Bartek, to nie tak… – zaczęła mama.

– Nie tak?! Tata nie zdążył ostygnąć w grobie, a ty już…

Nie dokończył. Wybiegł z domu trzaskając drzwiami tak mocno, że szyby zadzwoniły. Mama osunęła się na krzesło i zakryła twarz dłońmi. Stałam w progu i patrzyłam na nią bez słowa.

– Magda… ja…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam ją przytulić, ale czułam się zdradzona. Przez kilka dni nie rozmawiałyśmy ze sobą prawie wcale. Bartek wracał coraz później, czasem w ogóle nie nocował w domu.

Wtedy pojawiła się ciotka Teresa – siostra mamy. Przyjechała z Warszawy niby na kilka dni, ale została na dłużej.

– Musicie się ogarnąć! – rzuciła pierwszego dnia przy obiedzie. – Ludzie gadają po wsi, że u was dom wariatów!

Mama zacisnęła usta i spojrzała przez okno.

– Teresa, nie twoja sprawa – powiedziała cicho.

– Właśnie że moja! To dom mojej siostry! Magda, ty też powinnaś pomóc matce zamiast siedzieć całymi dniami w pokoju!

Poczułam się winna. Ale co miałam zrobić? Byłam maturzystką, miałam własne problemy – szkoła, egzaminy, strach przed przyszłością.

Kilka dni później Bartek wrócił pobity. Miał rozciętą wargę i podbite oko.

– Co się stało?! – krzyknęłam przerażona.

– Nic ci do tego – burknął i zamknął się w swoim pokoju.

Mama próbowała z nim rozmawiać, ale tylko ją odepchnął. Wieczorem usiadłam pod jego drzwiami i szeptałam:

– Bartek… proszę cię…

W końcu otworzył drzwi.

– Magda… ja już nie daję rady. Wszystko mnie przerasta. Mama… ona nas zdradziła.

– Może ona też potrzebuje kogoś bliskiego? – spytałam cicho.

Spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Ty jej bronisz? Po tym wszystkim?

Nie odpowiedziałam. Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była coraz gorsza. Ciotka Teresa zaczęła namawiać mamę na sprzedaż domu i przeprowadzkę do miasta.

– Tu cię tylko ludzie zjedzą! Z Magdą pojedziesz do Warszawy, Bartka zostawisz samemu sobie!

Mama milczała albo płakała nocami. Ja czułam się rozdarta między lojalnością wobec niej a żalem do niej o to wszystko.

W końcu przyszedł dzień mojej matury ustnej z polskiego. Mama zapomniała nawet zapytać jak mi poszło. Wróciłam do domu i zobaczyłam ją siedzącą przy stole z Romanem.

– Magda… musimy porozmawiać – zaczęła niepewnie.

Roman spuścił wzrok.

– Chcemy być razem – powiedziała mama drżącym głosem. – Wiem, że to trudne… Ale ja też mam prawo do szczęścia.

Poczułam jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.

– A my? My już się nie liczymy?

Mama rozpłakała się na dobre. Roman wyszedł bez słowa.

Wieczorem Bartek wrócił do domu pijany jak nigdy wcześniej. Wszczął awanturę z mamą, wykrzyczał jej wszystko co myśli o niej i Romanie. Ja próbowałam ich rozdzielić, ale dostałam przypadkiem łokciem w twarz.

Następnego dnia spakowałam torbę i pojechałam do babci na wieś pod Lublinem. Potrzebowałam oddechu od tego wszystkiego.

Babcia przyjęła mnie bez pytań.

– Dziecko… czasem trzeba odejść daleko od domu, żeby zobaczyć go naprawdę – powiedziała wieczorem przy herbacie.

Przez kilka tygodni pomagałam jej w ogrodzie, chodziłam na długie spacery po polach i próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Pisałam listy do Bartka, ale nie odpisywał. Mama dzwoniła codziennie, ale nie odbierałam telefonu.

W końcu wróciłam do domu przed rozpoczęciem roku akademickiego. Bartek wyprowadził się do kolegi do miasta powiatowego. Mama mieszkała już oficjalnie z Romanem.

Przez długi czas nie potrafiłam jej wybaczyć. Dopiero gdy sama zakochałam się na studiach – pierwszy raz naprawdę mocno – zrozumiałam jak bardzo można być samotnym nawet wśród najbliższych ludzi.

Dziś patrzę na to wszystko inaczej. Wiem już, że każdy ma swoją przepaść do przejścia i swoje rany do zaleczenia. Ale czy naprawdę można zasypać każdą przepaść między ludźmi? Czy czas leczy wszystko… czy tylko uczy nas żyć z bólem?