Niechciana córka – opowieść o rodzinie, winie i przebaczeniu
Wszystko zaczęło się w ten wieczór, kiedy matka wróciła z pracy wcześniej niż zwykle. W kuchni pachniało jeszcze zupą ogórkową, a ja – trzynastoletnia Anna – siedziałam przy stole, odrabiając lekcje. Drzwi trzasnęły tak mocno, że aż podskoczyłam. Matka rzuciła torbę na podłogę i spojrzała na mnie tym swoim spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułam się jak intruz we własnym domu.
– Znowu nie posprzątałaś po sobie? – syknęła. – Ile razy mam powtarzać?
Chciałam odpowiedzieć, że to nie ja zostawiłam kubek na blacie, ale Ola – moja starsza siostra. Ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Ola była jej oczkiem w głowie. Ja byłam… no właśnie. Kim byłam?
– Przepraszam – powiedziałam cicho i zaczęłam zbierać naczynia.
Matka westchnęła ciężko, jakby cały świat spadł jej na ramiona przez moją obecność. – Gdybyś była choć trochę jak Ola…
Te słowa słyszałam od dziecka. Ola była piękna, zdolna, zawsze z najlepszymi ocenami. Ja – przeciętna, cicha, zaczytana w książkach. Ojciec odszedł, gdy miałam sześć lat. Zostawił nas bez słowa wyjaśnienia. Matka nigdy mu tego nie wybaczyła. Ale miałam wrażenie, że całą swoją złość przelała na mnie.
Pamiętam ten dzień, kiedy Ola wróciła do domu z informacją, że dostała się na medycynę w Warszawie. Matka płakała ze szczęścia i powtarzała wszystkim sąsiadkom: „Moja Ola będzie lekarzem!”. Ja wtedy miałam czternaście lat i właśnie wygrałam konkurs literacki w powiecie. Pokazałam dyplom matce.
– Ładnie – rzuciła beznamiętnie. – Ale z tego chleba nie będzie.
Zazdrościłam Oli tej miłości, tej dumy w oczach matki. Ale najbardziej bolało mnie to, że nawet nie próbowała mnie zrozumieć. Kiedyś podsłuchałam rozmowę matki z ciotką przez telefon:
– Z Anną to tylko kłopoty. Nie wiem, po kim ona taka…
Wtedy pierwszy raz poczułam się naprawdę sama.
Z czasem Ola zaczęła przyjeżdżać coraz rzadziej. Znalazła chłopaka z bogatej rodziny, zaczęła żyć po swojemu. Matka tęskniła za nią coraz bardziej i coraz częściej wyżywała się na mnie.
– Gdybyś była taka jak twoja siostra…
Pewnego dnia nie wytrzymałam.
– Mamo, czy ty mnie w ogóle kochasz?
Spojrzała na mnie tak zimno, że aż ścisnęło mnie w środku.
– Nie prowokuj mnie, Aniu. Nie mam teraz głowy do twoich fochów.
Uciekłam wtedy do swojego pokoju i płakałam całą noc. Przysięgłam sobie, że kiedyś stąd wyjadę i już nigdy nie wrócę.
Ale życie pisze własne scenariusze.
Maturę zdałam dobrze, choć nie tak świetnie jak Ola. Dostałam się na polonistykę w Krakowie. Matka nawet nie zapytała, czy potrzebuję czegoś na wyjazd. Spakowałam się sama i pojechałam pociągiem z jedną walizką.
Na studiach poczułam pierwszy raz smak wolności. Poznałam ludzi takich jak ja – trochę zagubionych, trochę innych. Zaczęłam pisać do gazetki studenckiej, potem do lokalnej prasy. Znalazłam chłopaka – Michała – który patrzył na mnie tak, jak nikt nigdy wcześniej.
Ale nawet tam nie uciekłam od cienia matki.
– Kiedy wrócisz na święta? – dzwoniła co tydzień. – Ola przyjedzie z narzeczonym. Chciałabym, żebyś była.
Wracałam więc do domu rodzinnego jak do obcego miejsca. Ola zawsze błyszczała przy stole, a ja czułam się niewidzialna.
Pewnego razu podczas Wigilii matka zaczęła opowiadać o sukcesach Oli:
– Ola dostała stypendium! Ola będzie miała staż w szpitalu w Niemczech!
W końcu Michał nie wytrzymał:
– A Anna? Przecież Anna publikuje artykuły w ogólnopolskim tygodniku!
Matka spojrzała na niego z pogardą:
– Dziennikarstwo… To żadna praca dla kobiety.
Ola milczała. Nigdy nie stanęła po mojej stronie.
Po tej Wigilii Michał powiedział mi:
– Twoja matka cię niszczy. Musisz się od niej odciąć.
Ale ja nie umiałam. Wciąż łudziłam się, że kiedyś mnie zaakceptuje.
Wszystko zmieniło się dwa lata później. Michał oświadczył mi się i zaproponował wspólne mieszkanie w Warszawie. Byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Zadzwoniłam do matki z tą nowiną.
– Michał poprosił mnie o rękę! Przeprowadzam się do Warszawy!
Cisza po drugiej stronie była długa i ciężka.
– A Ola? – zapytała w końcu matka.
– Co Ola? – zapytałam rozgoryczona.
– Czy ona wie?
Wtedy coś we mnie pękło.
– Mamo! To moje życie! Czy ty naprawdę nigdy nie będziesz ze mnie dumna?
Usłyszałam tylko westchnienie i ciche: – Rób co chcesz…
Przez kolejne miesiące kontaktowałyśmy się coraz rzadziej. Michał był dla mnie wsparciem, ale czułam pustkę tam, gdzie powinna być matczyna miłość.
Wkrótce potem Ola zadzwoniła do mnie pierwszy raz od lat:
– Anka… Mama jest w szpitalu. Zawał.
Pojechałam natychmiast do rodzinnej miejscowości. W szpitalu zobaczyłam matkę słabą jak nigdy wcześniej. Leżała pod kroplówką, blada i bezradna.
Usiadłam przy jej łóżku. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
– Aniu… – wyszeptała nagle matka drżącym głosem – Przepraszam cię…
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Za co?
– Za wszystko… Za to, że cię krzywdziłam… Bałam się… Bałam się zostać sama po odejściu ojca…
Nie wiedziałam co powiedzieć. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej człowieka, nie tylko surową matkę.
Ola stała w drzwiach i płakała cicho.
Po powrocie ze szpitala długo rozmawiałyśmy całą trójką. Wyszły na jaw stare żale i tajemnice: matka bała się kochać mnie za bardzo, bo bała się stracić kolejną osobę; Ola zazdrościła mi wolności i odwagi; ja byłam cieniem między nimi.
Dziś mieszkam w Warszawie z Michałem i naszą córeczką Zosią. Matka dzwoni co tydzień – czasem rozmawiamy godzinami o błahostkach. Ola odwiedza nas częściej niż kiedyś.
Ale czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy rana po braku miłości kiedykolwiek się zabliźni?
A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś bliskiemu lata bólu? Czy warto próbować odbudować rodzinę za wszelką cenę?