„Nie porzucajcie ojca”: Historia Jana, który stracił wszystko, ale wciąż czekał na przebaczenie
Wszystko zaczęło się od telefonu, który rozdarł ciszę mojego pustego mieszkania. — Tato, musimy pogadać. — Głos mojej córki, Magdy, był twardy jak lód. — Przyjedziemy z bratem w sobotę. Chcemy wiedzieć, co dalej z tym mieszkaniem.
Oparłem się o zimną ścianę kuchni i przez chwilę nie mogłem złapać tchu. To mieszkanie było jedynym, co mi zostało po tym, jak świat się zawalił. Przez lata myślałem, że rodzina to coś trwałego, że dzieci zawsze będą wracać. Ale kiedyś sam podciąłem gałąź, na której siedziałem.
Nazywam się Jan Kulesza. Mam 62 lata i nie mam już nic poza czterema ścianami i goryczą w sercu. Moja żona, Teresa, odeszła ode mnie pięć lat temu. Zdradziłem ją — nie raz, nie dwa. Zawsze miałem wymówkę: stres w pracy, kryzys wieku średniego, samotność w tłumie. Ale prawda była prostsza: byłem tchórzem. Kiedy Teresa dowiedziała się o moim romansie z koleżanką z urzędu, wyrzuciła mnie z domu bez słowa. Dzieci — Magda i Paweł — stanęły po jej stronie. Przestali odbierać telefony, nie przychodzili na święta. Nawet wnuczka, mała Zosia, patrzyła na mnie jak na obcego.
Przez pierwsze miesiące piłem. Potem próbowałem się podnieść: nowa praca w magazynie, wynajęta kawalerka na obrzeżach Olsztyna. Ale samotność była jak rdza — zżerała mnie od środka. Czasem łapałem się na tym, że mówię do siebie na głos. — Janek, co ty narobiłeś? — pytałem odbicie w lustrze.
W końcu przyszła choroba. Zawał serca w środku zimy. W szpitalu leżałem sam, patrząc przez okno na szare niebo. Nikt nie przyszedł. Nawet Teresa wysłała tylko SMS-a: „Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz.”
Po wyjściu ze szpitala zadzwoniłem do Magdy. — Córciu…
— Nie jestem już twoją córeczką — przerwała mi chłodno. — Zostawiłeś nas dla jakiejś obcej kobiety. Teraz radź sobie sam.
Minęły lata. Próbowałem naprawić relacje — wysyłałem kartki na urodziny Zosi, dzwoniłem do Pawła z życzeniami na imieniny. Bez odzewu. Tylko raz Paweł odebrał:
— Czego chcesz?
— Synu… Chciałem tylko zapytać, jak się czujesz.
— Lepiej niż ty.
W końcu zostało mi tylko to mieszkanie po matce na Zatorzu. Stare meble, zapach wilgoci i cisza przerywana tylko stukotem kaloryferów. Zacząłem myśleć o śmierci — nie ze strachu, ale z ulgi.
Aż do tego telefonu Magdy.
W sobotę przyszli razem: Magda z mężem i Zosią, Paweł sam. Weszli do mieszkania jak do muzeum smutku.
— Siadajcie — powiedziałem cicho.
Magda rozglądała się z niesmakiem po obdrapanych ścianach.
— Tato, powiedz wprost: chcesz przepisać mieszkanie? Czy będziesz tu siedział do śmierci?
Poczułem gulę w gardle.
— Chciałem… Chciałem was poprosić o pomoc. Jest mi ciężko samemu…
Paweł spojrzał na siostrę i wzruszył ramionami.
— Pomoc? A gdzie byłeś, kiedy mama płakała po nocach? Kiedy musieliśmy ją pocieszać?
Zosia patrzyła na mnie wielkimi oczami.
— Dziadku…
Zebrałem się w sobie.
— Wiem, że was zawiodłem. Wiem, że nie zasługuję na przebaczenie. Ale jestem waszym ojcem…
Magda zacisnęła usta.
— Ojcem? Ojciec to ktoś, kto jest przy dzieciach zawsze. Ty byłeś tylko wtedy, kiedy ci pasowało.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
W końcu Paweł westchnął:
— Co zamierzasz zrobić z mieszkaniem?
— Chciałem je przepisać wam po równo… Ale chciałbym jeszcze trochę tu pomieszkać.
Magda spojrzała na męża.
— My mamy kredyt na karku. Każda pomoc się przyda.
Paweł wzruszył ramionami:
— Ja bym sprzedał swoją część i kupił coś bliżej pracy.
Zaczęli się kłócić przy mnie — o pieniądze, o przyszłość, o to kto ile dostanie.
Siedziałem cicho i czułem się jak powietrze.
W końcu nie wytrzymałem:
— Czy naprawdę tylko to was interesuje? Spadek?
Magda spojrzała na mnie z wyrzutem:
— A co mamy czuć? Przez lata byłeś dla nas nikim!
Wyszedłem do kuchni i zamknąłem drzwi. Oparłem się o blat i zacząłem płakać jak dziecko.
Po chwili usłyszałem cichy głos Zosi:
— Dziadku… Nie płacz.
Przytuliła mnie mocno.
— Może kiedyś będzie lepiej?
Wieczorem dzieci wyszły bez słowa pożegnania.
Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Przez okno patrzyłem na ciemniejące niebo i myślałem: czy naprawdę zasłużyłem na taką samotność? Czy człowiek może naprawić błędy sprzed lat?
Czasem wydaje mi się, że przebaczenie to luksus dla tych, którzy nigdy nie upadli naprawdę nisko. Ale czy rodzina powinna zostawiać ojca nawet wtedy, gdy zawiódł? Czy każdy ma szansę na drugą próbę?
A wy… co byście zrobili na miejscu moich dzieci? Czy można wybaczyć wszystko?