Matka powiedziała, że syn nie jest mój – historia, która rozdarła moją rodzinę
Stałam w kuchni, kiedy usłyszałam trzask drzwi i ciężkie kroki. Zanim zdążyłam odłożyć łyżkę, mój mąż, Łukasz, wszedł do pomieszczenia z miną, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam. W jego oczach czaił się gniew i coś jeszcze – coś, co sprawiło, że serce zamarło mi w piersi.
– Musimy porozmawiać – powiedział twardo.
– Co się stało? – zapytałam, próbując zachować spokój.
– Mama uważa, że Kuba nie jest moim synem.
Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Słucham? – wykrztusiłam.
– Powiedziała mi dziś rano. I… zaczynam się zastanawiać.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Kuba miał siedem lat. Był naszym oczkiem w głowie. Nigdy nie dałam Łukaszowi powodu do zazdrości czy nieufności. A jednak stał przede mną i patrzył na mnie jak na obcą osobę.
– Łukasz… – zaczęłam, ale przerwał mi.
– Chcę zrobić test DNA. Muszę wiedzieć.
Zrobiło mi się słabo. Przypomniałam sobie wszystkie te lata, kiedy jego matka, pani Teresa, wbijała mi szpileczki – że źle gotuję, że Kuba za mało podobny do rodziny Kowalskich, że jestem za młoda i za ładna dla jej syna. Ale nigdy nie sądziłam, że posunie się aż tak daleko.
– Jeśli to cię uspokoi… zróbmy test – powiedziałam cicho. – Ale pamiętaj, co to znaczy dla mnie i dla Kuby.
Łukasz odwrócił wzrok. Przez chwilę milczeliśmy. Wtedy do kuchni wbiegł Kuba z piłką pod pachą.
– Mamo! Zobacz! Strzeliłem dzisiaj dwa gole!
Uśmiechnęłam się do niego przez łzy. Łukasz patrzył na syna z dziwnym wyrazem twarzy – jakby widział go pierwszy raz w życiu.
Wieczorem zadzwoniła pani Teresa. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, ale Łukasz odebrał telefon na głośnomówiącym.
– I co? Powiedziałaś jej? – usłyszałam jej głos.
– Tak, mamo – odpowiedział Łukasz.
– No i co ona na to? Pewnie się wypiera! Ja ci mówię, synku, ona cię zdradziła! Ten dzieciak ma nos po tamtym… Jak mu tam było? Ten jej kolega z pracy!
Zacisnęłam pięści. Wiedziałam, o kim mówi – o Bartku z biura rachunkowego. Byliśmy tylko znajomymi, a jego żona była moją przyjaciółką!
– Pani Tereso – powiedziałam zimno – proszę nie mieszać mojego syna do swoich intryg.
– Oho! Już się denerwuje! Widzisz, Łukasz? Winna się tłumaczy!
Łukasz milczał. Po rozmowie wyszedł z domu bez słowa. Wrócił późno w nocy i spał na kanapie.
Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana przed ubiciem. Kuba pytał, dlaczego tata jest smutny. Nie umiałam mu odpowiedzieć. W pracy byłam cieniem samej siebie. Nawet moja szefowa, pani Iwona, zapytała:
– Wszystko w porządku?
Chciałam krzyczeć, płakać, uciec gdzieś daleko. Ale musiałam być silna dla Kuby.
W końcu nadszedł dzień testu DNA. Pojechaliśmy razem do laboratorium w centrum miasta. Kuba był podekscytowany – myślał, że to jakaś zabawa.
– Mamo, a po co nam te patyczki? – zapytał.
– To taka gra… sprawdzamy, kto ma najbardziej podobne śliny – odpowiedziałam drżącym głosem.
Łukasz nawet na mnie nie spojrzał przez całą drogę powrotną.
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– Co się dzieje? Słyszałam od sąsiadki, że Łukasz chodzi jak struty…
Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.
– Dziecko! Jak on mógł ci to zrobić? Przecież wie, jaka jest ta jego matka! Zawsze była zazdrosna o wszystko!
Mama miała rację. Pani Teresa nigdy mnie nie zaakceptowała. Gdy byłam w ciąży, sugerowała nawet Łukaszowi, żeby zrobił mi „badania na wierność”. Wtedy Łukasz ją wyśmiał. Co się zmieniło przez te lata?
Czekałam na wyniki testu jak na wyrok sądu. Każdy dzień był torturą. Łukasz coraz częściej znikał z domu – tłumaczył się pracą albo wizytami u matki. Kuba zamknął się w sobie.
W końcu przyszły wyniki. Otworzyliśmy kopertę razem przy stole w kuchni. Ręce mi drżały tak bardzo, że ledwo mogłam utrzymać papier.
„Prawdopodobieństwo ojcostwa: 99,9999%” – przeczytał Łukasz na głos.
Spojrzał na mnie z ulgą i… czymś jeszcze. Może wstydem?
– Przepraszam… – wyszeptał.
Nie odpowiedziałam. W tej chwili czułam tylko pustkę.
Następnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam z Kubą do mojej mamy do Olsztyna. Łukasz dzwonił setki razy, pisał wiadomości:
„Wróćcie! To wszystko przez mamę! Kocham was!”
Ale ja już nie potrafiłam mu zaufać. Wiedziałam jedno: jeśli raz pozwolisz komuś podważyć twoją godność i miłość – już nigdy nie będziesz tą samą osobą.
Po miesiącu Łukasz przyjechał do Olsztyna błagać o drugą szansę. Przyniósł kwiaty dla mnie i nową piłkę dla Kuby. Moja mama patrzyła na niego z chłodną rezerwą.
– Synku – powiedziała do Kuby – idź pobaw się na podwórku.
Zostaliśmy sami przy stole.
– Zawiodłem cię – powiedział Łukasz cicho. – Pozwoliłem mamie wejść między nas… Ale kocham cię i chcę naprawić wszystko.
Spojrzałam mu prosto w oczy:
– A jeśli twoja mama znów coś wymyśli? Znów mi nie uwierzysz?
Łukasz spuścił głowę.
– Już nigdy więcej nie pozwolę jej decydować o moim życiu… Proszę cię…
Nie odpowiedziałam od razu. Potrzebowałam czasu. Przez kolejne tygodnie spotykaliśmy się na neutralnym gruncie – w parku, u mojej mamy, czasem w kawiarni nad jeziorem Ukiel. Kuba był szczęśliwy za każdym razem, gdy widział tatę.
Ale ja już byłam inną kobietą. Silniejszą? Może bardziej ostrożną?
Po trzech miesiącach wróciliśmy do domu w Warszawie – ale pod jednym warunkiem: żadnych kontaktów z panią Teresą bez mojej zgody. Łukasz zgodził się bez wahania.
Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Nasze małżeństwo przeszło przez piekło i wróciło z niego okaleczone, ale żywe. Czasem patrzę na Łukasza i zastanawiam się: czy naprawdę można odbudować zaufanie po takim upokorzeniu?
A wy? Czy wybaczylibyście komuś taką zdradę serca? Czy można jeszcze kochać kogoś, kto pozwolił innym zatruć waszą miłość?