Cień zdrady w rodzinnym domu: Historia Magdaleny Wysockiej

Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Była środa, godzina 17:40, a ja – Magdalena Wysocka – wróciłam do domu szybciej niż zwykle. Praca w szkole podstawowej w małym miasteczku pod Białymstokiem nie dawała mi wielkich pieniędzy, ale przynajmniej miałam poczucie sensu. Tego dnia jednak czułam dziwny niepokój. Może to przez to, że od rana mąż – Artur – nie odpisywał na moje wiadomości, choć zawsze był w tym punktualny jak zegarek. Może przez to, że córka, Zosia, wyszła do koleżanki bez słowa pożegnania. Albo przez to, że teściowa, pani Irena, zadzwoniła z pytaniem, czy „wszystko u nas dobrze”, choć nigdy nie dzwoniła bez powodu.

Weszłam do mieszkania i od razu poczułam zapach perfum – nie moich. W przedpokoju leżały dwie pary butów: Artura i damskie szpilki, których nigdy wcześniej nie widziałam. Serce zaczęło mi walić jak młotem. Przeszłam do salonu i zobaczyłam ich – Artura i moją siostrę, Kingę. Siedzieli blisko siebie na kanapie, śmiejąc się z czegoś na ekranie telefonu. Gdy mnie zobaczyli, Kinga zerwała się jak oparzona.

– Magda! My tylko… – zaczęła się tłumaczyć, ale głos jej ugrzązł w gardle.

Artur spojrzał na mnie z miną winnego psa. – To nie tak, jak myślisz…

– To powiedz mi, jak jest! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Kinga wybiegła z mieszkania bez słowa. Artur został. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że słyszałam własny oddech.

– Magda… To był tylko jeden raz. Przysięgam. Byłem pijany po imieninach u twojej matki…

– Jeden raz? – powtórzyłam głucho. – A ile razy jeszcze zamierzasz mnie okłamywać?

Nie odpowiedział. Wyszedł do kuchni, zostawiając mnie samą z roztrzaskanym sercem.

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Zosia zamknęła się w swoim pokoju i nie chciała ze mną rozmawiać. Teściowa przychodziła codziennie niby po to, by przynieść zupę albo pomóc w sprzątaniu, ale widziałam w jej oczach strach i poczucie winy.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Kingi.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam chłodno.

Spotkałyśmy się w kawiarni na rynku. Kinga była blada i roztrzęsiona.

– Magda… Przepraszam. To był błąd. Artur był dla mnie zawsze jak brat… Nie wiem, co się stało…

– A ja wiem – przerwałam jej ostro. – Zdradziliście mnie oboje. Nie tylko jako mąż i siostra, ale jako najbliżsi ludzie na świecie.

Kinga zaczęła płakać. Patrzyłam na nią bez litości.

– Chciałaś mieć wszystko? Męża, rodzinę i jeszcze moją przyjaźń?

– Nie! Ja… Ja już wyjeżdżam do Warszawy. Nie chcę cię więcej ranić…

Nie odpowiedziałam. Wyszłam z kawiarni i poczułam ulgę – pierwszy raz od tygodnia mogłam oddychać.

Ale to był dopiero początek dramatu.

Wieczorem Artur wrócił do domu pijany. Zaczął krzyczeć na Zosię za bałagan w pokoju. Wybiegłam z kuchni i stanęłam między nimi.

– Przestań! To nie jej wina!

– Wszystko jest moją winą, tak? Ty zawsze jesteś święta! – wrzasnął i trzasnął drzwiami od sypialni.

Zosia wtuliła się we mnie i zaczęła płakać.

– Mamo… Czy wy się rozwiedziecie?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Magda, musisz być silna. Kinga wyjechała do Warszawy na stałe. Artur… On zawsze był słaby. Ale ty dasz radę.

– Mamo… Ja już nie mam siły walczyć.

– Masz dla kogo żyć! Dla Zosi! Dla siebie!

Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc.

W pracy udawałam przed koleżankami, że wszystko jest w porządku. Ale dzieci wyczuwały mój smutek. Mały Michałek zapytał:

– Proszę pani, dlaczego pani płacze?

Uśmiechnęłam się przez łzy i powiedziałam:

– Czasem nawet dorośli muszą wypłakać swoje smutki.

Wieczorem Artur wrócił trzeźwy i poprosił o rozmowę.

– Magda… Ja cię kocham. Popełniłem błąd. Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę.

Patrzyłam na niego długo.

– A jeśli znowu mnie zawiedziesz? Jeśli znowu będziesz kłamał?

– Przysięgam…

Nie wierzyłam mu już ani trochę.

Teściowa przyszła następnego dnia z ciastem drożdżowym.

– Madziu… Wiem, że Artur zawinił. Ale on cię kocha…

– Pani Ireno, proszę nie mieszać się do tego. To moje życie.

Obraziła się i wyszła trzaskając drzwiami.

Zosia coraz częściej uciekała do koleżanek albo zamykała się w swoim świecie muzyki i książek. Pewnego wieczoru usiadła obok mnie na kanapie.

– Mamo… Ja nie chcę już tu mieszkać. Tu jest za dużo krzyku i smutku.

Te słowa przelały czarę goryczy.

Spakowałam walizki i razem z córką wyprowadziłyśmy się do mojej mamy na wieś pod Supraślem. Tam powoli zaczynałyśmy układać życie od nowa.

Artur dzwonił codziennie przez miesiąc, błagał o powrót. Teściowa przysyłała paczki z jedzeniem i listy pełne wyrzutów sumienia.

Ale ja już wiedziałam jedno: nie można budować szczęścia na kłamstwie i zdradzie.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Zosia jest spokojniejsza, ja odzyskałam równowagę i nauczyłam się ufać sobie. Czasem jeszcze boli – zwłaszcza gdy widzę szczęśliwe rodziny na spacerze albo gdy Zosia pyta: „Mamo, czy tata nas jeszcze kocha?” Ale wiem jedno: lepiej być samą niż żyć w cieniu zdrady.

Czy można wybaczyć taką ranę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może prawdziwa rodzina to ci, którzy nigdy cię nie zdradzą?