Cień nad Rodziną: Historia Marty i Anity

Drzwi zatrzęsły się pod naporem pięści. Zerwałam się z kanapy, serce waliło mi jak młot. W tej ciszy sobotniego poranka, kiedy mąż był już w pracy, a syn jeszcze spał, taki hałas zwiastował tylko jedno: kłopoty. Otworzyłam drzwi i zamarłam. Na progu stała Anita – moja młodsza siostra, której nie widziałam od ośmiu lat.

— Marta, musimy porozmawiać — powiedziała bez przywitania, jej oczy były czerwone od płaczu.

Nie zaprosiłam jej do środka od razu. Przez głowę przetoczyły mi się obrazy z dzieciństwa: jak razem bawiłyśmy się na podwórku w Zabrzu, jak płakała, gdy mama zostawiła nas na kilka dni u babci, jak potem, już jako dorosła, zniknęła bez słowa po pogrzebie ojca.

— Co się stało? — spytałam chłodno.

— Wpuścisz mnie czy mam tu wszystko wykrzyczeć? — syknęła.

Z ciężkim westchnieniem cofnęłam się, robiąc miejsce. Weszła, rzuciła torbę na podłogę i usiadła na krześle w kuchni. Przez chwilę milczałyśmy. Zegar tykał głośniej niż zwykle.

— Mama jest w szpitalu — powiedziała w końcu. — Rak. Lekarze nie dają jej szans.

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Mama… Ta sama, która przez lata stawiała nas przeciwko sobie. Która zawsze powtarzała: „Marta jest ta rozsądna, Anita ta wrażliwa”.

— Dlaczego nie zadzwoniłaś wcześniej? — głos mi zadrżał.

Anita spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Bo myślałam, że cię to nie obchodzi. Zawsze byłaś tą lepszą córką.

Zacisnęłam pięści pod stołem.

— To nieprawda! Ty sama uciekłaś do Warszawy i nawet nie napisałaś kartki przez te wszystkie lata!

— Bo nie mogłam… — jej głos się załamał. — Nie rozumiesz…

Wtedy do kuchni wszedł mój syn, Kuba. Przetarł oczy i spojrzał zdziwiony na ciotkę.

— Cześć…

Anita uśmiechnęła się blado.

— Cześć, Kubuś. Ale wyrosłeś…

— Idź jeszcze spać — powiedziałam synowi łagodnie. — Porozmawiamy później.

Kuba poszedł do swojego pokoju, a ja nalałam sobie i Anicie herbaty. Ręce mi drżały.

— Co dokładnie z mamą? — spytałam cicho.

— Guz na trzustce. Jest już przerzut. Lekarze mówią… kilka tygodni, może miesiąc.

Wpatrywałam się w parującą herbatę. Przed oczami miałam obraz mamy – silnej kobiety, która nigdy nie okazywała słabości. Nawet po śmierci ojca nie uroniła łzy przy nas.

— Musimy się nią zająć — powiedziała Anita nagle stanowczo. — Ja nie dam rady sama. Nie mam pracy, wynajmuję pokój u obcych ludzi. Ty masz mieszkanie, rodzinę…

Poczułam ukłucie żalu i gniewu.

— A gdzie byłaś przez te wszystkie lata? Kiedy ja musiałam opiekować się ojcem przed śmiercią? Kiedy mama miała depresję i nie chciała wychodzić z łóżka?

Anita spuściła głowę.

— Wiem… Zawiodłam cię. Ale teraz… Proszę cię, Marta…

W tej chwili zadzwonił mój mąż, Paweł. Odebrałam szybko.

— Wszystko w porządku? Słyszałem jakieś krzyki przez telefon…

— Tak… Anita przyszła. Musimy pogadać.

— Dobrze. Jak coś, dzwoń.

Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na siostrę.

— Co dokładnie chcesz zrobić?

— Chcę zabrać mamę do siebie… Ale nie mam gdzie. Może mogłaby zamieszkać tu? Choćby na jakiś czas?

Zamarłam. Mój mąż nigdy nie przepadał za moją matką – po tym jak kilka razy wtrącała się w nasze sprawy i próbowała wychowywać Kubę po swojemu.

— Muszę pogadać z Pawłem…

Anita wybuchła płaczem.

— Proszę cię! Ja nie mam nikogo! Ty zawsze miałaś wszystko: dom, rodzinę, pieniądze… Ja tylko ciebie mam!

Wstałam gwałtownie.

— To nieprawda! Myślisz, że było mi łatwo? Że mama nigdy mnie nie raniła? Że Paweł nie miał dość jej wizyt i wiecznych pretensji?

Wtedy usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwiami wejściowymi – Paweł wrócił szybciej z pracy. Spojrzał na nas zdziwiony.

— Co tu się dzieje?

Opowiedziałam mu wszystko jednym tchem. Paweł pokręcił głową.

— Marta… To twoja decyzja. Ale pamiętaj, ile razy twoja mama nas raniła. Ile razy próbowała nastawić Kubę przeciwko mnie…

Anita zerwała się z miejsca.

— Przepraszam! Nie powinnam była przychodzić! — wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.

Stałam przez chwilę oszołomiona. Paweł objął mnie ramieniem.

— I co teraz?

Nie wiedziałam. Cały dzień chodziłam jak struta. Wieczorem zadzwoniła mama ze szpitala.

— Marta… Anita była u ciebie?

— Tak…

— Nie chcę być ciężarem dla nikogo z was — powiedziała cicho mama. — Ale chciałabym was zobaczyć razem jeszcze raz…

Łzy napłynęły mi do oczu.

Następnego dnia pojechałam do szpitala razem z Kubą i Pawłem. Anita już tam była – siedziała przy łóżku mamy, trzymając ją za rękę. Gdy weszłam, spojrzałyśmy na siebie długo i ciężko.

Mama uśmiechnęła się słabo.

— Moje dziewczynki… Tak bardzo was kocham…

Przez chwilę milczałyśmy obie – a potem Anita wyciągnęła do mnie rękę. Ujęłam ją drżącą dłonią i poczułam, jak pęka we mnie skorupa żalu.

Przez kolejne tygodnie opiekowałyśmy się mamą razem – na zmianę nocowałyśmy przy niej w szpitalu, gotowałyśmy jej ulubione potrawy (choć jadła coraz mniej), czytałyśmy książki z dzieciństwa na głos. Były łzy i kłótnie – o to kto więcej poświęca czasu, kto bardziej cierpi – ale były też chwile śmiechu i wspomnień o ojcu, o wakacjach nad jeziorem w Borach Tucholskich, o pierwszych miłościach i złamanych sercach.

Mama odeszła spokojnie w październikowy poranek – trzymając nas za ręce. Po pogrzebie wróciłyśmy do mojego mieszkania – obie zmęczone i puste w środku.

Siedziałyśmy przy stole długo milcząc. W końcu Anita odezwała się pierwsza:

— Przepraszam cię za wszystko… Za te lata ciszy… Za to, że uciekłam wtedy po pogrzebie taty…

Poczułam łzy spływające po policzkach.

— Ja też przepraszam… Za to, że byłam dumna i nie potrafiłam wyciągnąć ręki pierwsza…

Objęłyśmy się mocno – pierwszy raz od dzieciństwa poczułam prawdziwą bliskość z siostrą.

Dziś mija rok od śmierci mamy. Anita znalazła pracę w naszym mieście i wynajmuje małe mieszkanie niedaleko nas. Spotykamy się co tydzień – czasem tylko na kawę, czasem idziemy razem na spacer z Kubą nad staw albo odwiedzamy grób rodziców.

Czasem myślę: ile lat zmarnowałyśmy przez dumę i żal? Czy naprawdę musiała przyjść choroba i śmierć mamy, żebyśmy znów były rodziną? Czy wybaczenie zawsze musi tyle kosztować?