Cień nad blokowiskiem: Historia Magdy z ulicy Słowiczej
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. – Magda, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiała butów na środku przedpokoju?! – wrzasnęła mama, rzucając torbę na podłogę. W tej samej chwili zza ściany rozległo się stukanie miotłą – pani Zofia z trzeciego piętra znowu miała powód do narzekań.
Miałam wtedy szesnaście lat i czułam się jak więzień we własnym domu. Ojciec odszedł rok wcześniej, zostawiając nas z długami i pustką, której nie dało się niczym wypełnić. Mama była coraz bardziej nerwowa, a ja coraz częściej zamykałam się w swoim pokoju, żeby nie słyszeć jej płaczu i pretensji.
Pewnego wieczoru, gdy wróciłam później z korepetycji, zastałam ją siedzącą przy stole z butelką taniego wina. – Gdzie byłaś?! – zapytała podejrzliwie. – Uczyłam się u Kasi – odpowiedziałam cicho. – U Kasi czy u tego twojego Pawła? – prychnęła. – Wiesz, co ludzie mówią? Że się puszczasz, że ojciec przez ciebie odszedł!
Zamarłam. To nie był pierwszy raz, kiedy słyszałam takie słowa, ale za każdym razem bolały tak samo. – Mamo, proszę… – zaczęłam, ale ona już wstała i zaczęła krążyć po kuchni jak zwierzę w klatce. – Przez ciebie wszystko się zawaliło! Przez ciebie muszę pracować po godzinach!
Wtedy zadzwonił domofon. – Pani Zofia z trzeciego piętra. Proszę zejść na dół, bo znowu śmierdzi smażonym! – usłyszałam przez słuchawkę. Mama rzuciła mi spojrzenie pełne nienawiści i wyszła trzaskając drzwiami.
Zostałam sama. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o ucieczce. Ale dokąd? Do ojca, który mieszkał teraz z nową rodziną na drugim końcu miasta? Do babci, która od lat nie odzywała się do mamy po kłótni o spadek?
Następnego dnia w szkole Paweł podszedł do mnie na przerwie. – Magda, wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc…
– Nie chcę o tym mówić – mruknęłam. Ale on nie odpuszczał. – Słyszałem, że twoja mama pokłóciła się z Zofią na klatce. Całe osiedle huczy.
Zacisnęłam pięści. Nienawidziłam tego miejsca, tych ludzi, plotek i wiecznego oceniania. Po lekcjach wróciłam do domu okrężną drogą, żeby nie spotkać sąsiadów.
Wieczorem mama wróciła późno i od progu zaczęła krzyczeć: – Znowu nie ma obiadu?! Co ty robisz cały dzień?!
– Uczyłam się…
– Uczyłaś się! Ty tylko siedzisz w tym telefonie! Gdybyś była lepsza, ojciec by nie odszedł!
Wtedy nie wytrzymałam. – Może to przez ciebie odszedł! Może miał dość twojego wiecznego narzekania!
Zamarła. Przez chwilę myślałam, że mnie uderzy, ale tylko spojrzała na mnie z pogardą i wyszła do łazienki trzaskając drzwiami.
Następnego dnia rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam je niepewnie i zobaczyłam panią Zofię. – Twoja matka znowu awanturuje się na klatce. Powiedz jej, że jak jeszcze raz usłyszę przekleństwa, zadzwonię na policję!
Zamknęłam drzwi bez słowa. W kuchni mama siedziała z głową opartą o blat.
– Mamo…
– Idź stąd.
Wyszłam z domu i poszłam do parku. Zadzwoniłam do ojca.
– Tato…
– Magda? Coś się stało?
– Nie mogę już tu mieszkać.
– Co zrobiła twoja matka?
– Krzyczy na mnie… mówi okropne rzeczy…
– Wiesz, że nie mogę cię zabrać do siebie… Basia jest w ciąży…
Poczułam się jeszcze bardziej samotna niż kiedykolwiek.
Przez kolejne tygodnie sytuacja tylko się pogarszała. Mama coraz częściej piła, coraz częściej wyżywała się na mnie za swoje niepowodzenia. Pani Zofia donosiła na nas do administracji za każdy hałas czy zapach z kuchni.
Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i zobaczyłam mamę siedzącą na podłodze w przedpokoju. Płakała.
– Przepraszam…
Usiadłam obok niej.
– Nie umiem inaczej… wszystko mnie przerasta…
Objęłam ją ostrożnie.
– Może powinnaś porozmawiać z kimś… pójść do psychologa?
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Ty myślisz, że ja jestem wariatką?!
Westchnęłam.
Wieczorem zadzwonił Paweł.
– Magda, moja mama mówi, że możesz u nas przenocować, jeśli chcesz…
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Bałam się zostawić mamę samą, ale bałam się też zostać.
W końcu spakowałam plecak i wyszłam po cichu z domu.
U Pawła było inaczej. Jego rodzice rozmawiali ze sobą spokojnie, śmiali się przy kolacji. Poczułam ukłucie zazdrości.
Następnego dnia rano zadzwoniła mama.
– Gdzie jesteś?!
– U Pawła.
– Wracaj natychmiast!
Nie wróciłam. Przez kilka dni mieszkałam u Pawła, potem u Kasi. W końcu zadzwoniła babcia.
– Magda… może przyjedziesz do mnie na wieś? Odpoczniesz od tego wszystkiego.
Zgodziłam się bez wahania.
Na wsi było cicho i spokojnie. Babcia piekła chleb, opowiadała historie z młodości. Powoli zaczynałam wierzyć, że życie może być inne.
Po miesiącu mama przyjechała po mnie.
– Przepraszam… nie radzę sobie sama…
Wróciłyśmy razem do miasta. Było ciężko – musiałyśmy nauczyć się rozmawiać od nowa. Mama zaczęła chodzić na terapię, ja znalazłam pracę po szkole.
Pani Zofia nadal donosiła na wszystkich sąsiadów, ale już mnie to nie ruszało.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat i własne mieszkanie w innym mieście. Czasem odwiedzam mamę – jest spokojniejsza, pogodzona ze sobą.
Często myślę o tamtych latach i zastanawiam się: ile dzieci wciąż żyje w takich domach? Ile matek nie potrafi kochać przez własny ból? Czy można naprawdę wybaczyć wszystko?