Zostawiłam Syna w Szpitalu: Historia, Której Nigdy Nie Chciałam Napisać
– Nie płacz, Marto. Wszystko będzie dobrze – powiedziała pielęgniarka, delikatnie kładąc mi dłoń na ramieniu. Ale ja nie mogłam przestać. Łzy płynęły mi po policzkach, a w głowie dudniło jedno pytanie: „Co ze mną nie tak?”
To był szary, marcowy poranek. Siedziałam na szpitalnym łóżku, tuląc do piersi mojego nowo narodzonego synka. Michał spał spokojnie, nieświadomy burzy, która szalała we mnie. Wokół mnie krzątały się inne mamy – rozmawiały, śmiały się, robiły zdjęcia. Ja czułam się jak intruz. Jakby ktoś podmienił mi życie na cudze.
– Marto, zadzwonić do twojej mamy? – zapytała pielęgniarka.
– Nie chcę nikogo widzieć – wyszeptałam.
Nie tak wyobrażałam sobie ten dzień. Przez całą ciążę słyszałam: „Zobaczysz, jak tylko go przytulisz, wszystko się zmieni”. Ale nic się nie zmieniło. Czułam tylko pustkę i przerażenie.
Mój mąż, Tomek, pojawił się w drzwiach sali z bukietem tulipanów.
– Kochanie… – zaczął niepewnie.
– Nie chcę rozmawiać – przerwałam mu, odwracając wzrok.
Nie rozumiał. Nikt nie rozumiał. Przez dziewięć miesięcy wszyscy oczekiwali ode mnie radości i wdzięczności. A ja czułam się coraz bardziej przytłoczona. Każdy dzień ciąży był dla mnie ciężarem, a poród – choć przebiegł bez komplikacji – odebrał mi resztki sił.
Pamiętam rozmowę z mamą kilka dni wcześniej:
– Marto, każda kobieta przez to przechodzi. Musisz być silna dla dziecka.
– Ale ja nie chcę być silna! – wykrzyczałam wtedy przez telefon.
W szpitalu nikt nie mówił o depresji poporodowej. Były gratulacje, kwiaty, uśmiechy. A ja czułam się coraz bardziej samotna. W nocy leżałam bezsennie, wsłuchując się w oddech Michała. Myśli krążyły jak sępy: „Nie nadajesz się na matkę. Zawiedziesz go. Lepiej dla niego będzie bez ciebie”.
Trzeciego dnia po porodzie podjęłam decyzję. Zostawię Michała w szpitalu. Może ktoś inny da mu to, czego ja nie potrafię.
Rano poprosiłam o rozmowę z ordynatorem oddziału.
– Chcę zostawić dziecko – powiedziałam drżącym głosem.
Lekarz spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Pani Marto… Proszę to jeszcze przemyśleć. Może rozmowa z psychologiem?
– Nie chcę rozmawiać – powtórzyłam uparcie.
Tomek dowiedział się o wszystkim od pielęgniarki. Wpadł do sali jak burza.
– Zwariowałaś?! To nasz syn! Jak możesz go zostawić?!
– Nie dam rady… Przepraszam…
Krzyczał na mnie, płakał, błagał. Ale ja byłam już gdzie indziej – jakby za szybą. Widziałam jego rozpacz i gniew, ale nie mogłam nic zrobić.
Mama przyjechała tego samego dnia.
– Marto, proszę cię… Pomyśl o nim! O nas! Co ludzie powiedzą?
– Nie obchodzi mnie to – odpowiedziałam chłodno.
W końcu podpisałam dokumenty. Michał został w szpitalu. Ja wyszłam z oddziału z pustymi rękami i sercem ciężkim jak ołów.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak automat. Ludzie szeptali za moimi plecami: „Ta, co zostawiła dziecko”. Tomek wyprowadził się do rodziców. Mama przestała odbierać moje telefony.
Dopiero po miesiącu trafiłam do psychiatry. Diagnoza: ciężka depresja poporodowa. Zaczęłam terapię i leczenie farmakologiczne. Każdego dnia walczyłam o to, by znów poczuć coś poza bólem i winą.
Czasem śni mi się Michał – widzę jego oczy, słyszę płacz. Zastanawiam się, czy kiedyś mi wybaczy. Czy będę miała odwagę go odnaleźć? Czy zasługuję na drugą szansę?
Minęły dwa lata od tamtego dnia. Dziś jestem inną osobą – silniejszą i bardziej świadomą swoich ograniczeń. Wiem już, że depresja to choroba jak każda inna i że czasem trzeba poprosić o pomoc zanim będzie za późno.
Ale pytanie wciąż wraca: czy mogłam postąpić inaczej? Czy ktoś z Was byłby w stanie mnie zrozumieć?