Zawsze chciałem być jak mój brat, aż wszystko się zmieniło

– Dlaczego zawsze musisz być taki idealny, Michał? – wykrzyczałem, trzaskając drzwiami do naszego pokoju. Mój brat nawet nie podniósł wzroku znad książki, jakby moje słowa nie miały żadnego znaczenia. W tamtej chwili czułem, jakby całe życie było jednym wielkim wyścigiem, w którym zawsze jestem drugi. Michał – starszy o dwa lata, przystojniejszy, mądrzejszy, zawsze z najlepszymi ocenami i uznaniem nauczycieli. Ja – Kuba, wiecznie w jego cieniu, wiecznie ten gorszy.

Nasza mama zaszła w ciążę mając osiemnaście lat. Ojciec odszedł niemal natychmiast, gdy tylko dowiedział się o dziecku. Potrzebował tylko wiecznych imprez i znajomych, a nie rodziny. Dziadkowie byli wściekli. W naszym małym miasteczku pod Łodzią dziecko bez męża to był skandal. Mama musiała znieść ich krzywe spojrzenia, szepty sąsiadek i własny wstyd. Ale nigdy się nie poddała. Pracowała na dwa etaty, żebyśmy mieli co jeść i w co się ubrać. Michał był jej oczkiem w głowie – pierwszy syn, pierwszy powód do dumy. Ja pojawiłem się dwa lata później i od początku czułem się jak ten „drugi”.

Pamiętam, jak miałem siedem lat i wróciłem do domu z pierwszą trójką na świadectwie. Mama spojrzała na mnie z rozczarowaniem:
– Michał w twoim wieku miał same piątki.
To zdanie słyszałem przez całe dzieciństwo. Michał był wzorem, ja – porażką. Nawet kiedy starałem się ze wszystkich sił, nigdy nie byłem wystarczająco dobry.

Zazdrościłem mu wszystkiego: tego, że mama kupowała mu nowe ubrania, a ja dostawałem jego stare; tego, że dziadek zabierał go na ryby, a mnie zostawiał w domu; tego, że nauczyciele pytali mnie: „Czy twój brat mógłby ci pomóc z matematyką?”.

Ale najbardziej bolało mnie to, że Michał nigdy nie wydawał się szczęśliwy. Siedział godzinami nad książkami, nie miał przyjaciół, nie wychodził na podwórko. Czasem słyszałem, jak płacze w nocy, ale rano znów był tym samym chłopakiem z idealnym uśmiechem.

Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Było lato, miałem wtedy szesnaście lat. Mama wróciła z pracy później niż zwykle – zmęczona, z podkrążonymi oczami. Michał siedział przy stole i patrzył w pustkę.
– Co się stało? – zapytałem.
– Nic – odpowiedział cicho.
Ale wiedziałem, że kłamie.

Wieczorem usłyszałem ich rozmowę w kuchni. Mama płakała:
– Nie dam już rady… Nie wiem, co robić…
Michał próbował ją pocieszyć:
– Mamo, ja ci pomogę. Znajdę pracę po maturze.
– Nie chcę cię obciążać…
– Nie masz wyboru.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem w Michału coś więcej niż tylko rywala. Zobaczyłem chłopaka zmęczonego życiem, który od lat dźwiga na barkach ciężar całej rodziny.

Kilka dni później wydarzyło się coś jeszcze gorszego. Dziadek dostał udaru. Mama musiała zostać z nim w szpitalu przez kilka dni. Zostaliśmy sami w domu – ja i Michał.

Pierwszego wieczoru próbowałem ugotować obiad. Spaliłem ziemniaki i rozlałem mleko na kuchence. Michał wszedł do kuchni i spojrzał na mnie z politowaniem:
– Daj spokój, ja to zrobię.
– Zawsze musisz być lepszy? – zapytałem z goryczą.
Spojrzał na mnie smutno:
– Wiesz co? Chciałbym choć raz być tobą.
Zatkało mnie.
– Dlaczego?
– Bo nikt od ciebie niczego nie oczekuje. Możesz być sobą. Ja muszę być idealny dla wszystkich.

Te słowa siedziały mi w głowie przez całą noc. Zrozumiałem wtedy, że moja zazdrość była ślepa. Michał nie miał łatwiej ode mnie – miał trudniej. Był więźniem oczekiwań mamy, dziadków i całego świata.

Kiedy mama wróciła ze szpitala, byliśmy już inni. Przestaliśmy się kłócić o drobiazgi. Zacząłem pomagać w domu bez narzekania. Michał znalazł pracę w sklepie spożywczym i przynosił do domu pierwsze pieniądze.

Ale los nie przestawał nas doświadczać. Dziadek nigdy już nie wrócił do pełni sił. Mama coraz częściej chorowała ze stresu i przemęczenia. Michał rzucił studia po pierwszym roku – nie dał rady pogodzić nauki z pracą i opieką nad rodziną.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na ławce przed domem.
– Myślisz czasem o ojcu? – zapytałem cicho.
Michał wzruszył ramionami:
– Czasem… Ale nie mam mu nic do powiedzenia.
– Ja też nie…
Przez chwilę milczeliśmy.
– Wiesz co? – powiedział nagle Michał – Może kiedyś będzie lepiej. Może kiedyś przestaniemy być tylko „tymi bez ojca”.
Patrzyłem na niego i po raz pierwszy poczułem dumę, że jestem jego bratem.

Dziś mam dwadzieścia pięć lat i wiem jedno: życie nigdy nie jest takie, jak sobie wyobrażamy jako dzieci. Każdy nosi swój ciężar – nawet ci, którym zazdrościmy najbardziej. Czasem trzeba stracić wszystko, żeby zobaczyć prawdę o sobie i innych.

Czy naprawdę warto całe życie porównywać się do innych? A może lepiej nauczyć się być sobą – nawet jeśli to trudniejsze niż bycie „idealnym”?