Nowa mama z Warszawy instaluje ukryte kamery, by sprawdzić nianię – to, co zobaczyła, zmieniło jej życie na zawsze

– Magda, nie przesadzasz? – głos mojego męża, Piotra, odbijał się echem w ciasnej kuchni naszego mieszkania na Ursynowie. Stałam przy blacie, ściskając w dłoni maleńką kamerę, którą właśnie odebrałam z paczkomatu.

– Piotrze, nie rozumiesz. To nie chodzi o przesadę. Po prostu… coś mi nie pasuje w tej niani. – Moje słowa drżały, a w oczach czułam piekące łzy. – Zosia jest taka miła, ale kiedy patrzy na Hanię… mam ciarki.

Piotr westchnął ciężko i wyszedł do salonu. Zostałam sama z własnymi myślami i narastającym lękiem. Hania miała dopiero pięć miesięcy. Wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, bo kredyt na mieszkanie sam się nie spłaci. Moja mama mieszka w Białymstoku i nie może nam pomóc na co dzień. Zosia przyszła z polecenia sąsiadki – starsza pani, ciepła, z doświadczeniem. Ale coś w jej spojrzeniu sprawiało, że nie mogłam spać spokojnie.

W nocy przewracałam się z boku na bok. W głowie kłębiły się myśli: Może to tylko moje paranoje? Może jestem złą matką, skoro nie potrafię zaufać nikomu? Ale potem przypominałam sobie momenty, kiedy wracałam wcześniej do domu i widziałam Zosię wpatrzoną w telefon, a Hania leżała sama w łóżeczku i płakała.

Następnego dnia, zanim wyszłam do pracy, zamontowałam dwie małe kamery – jedną w salonie, drugą w pokoju dziecięcym. Czułam się podle. Jakby zdradzała własne dziecko i kobietę, która miała się nim opiekować. Ale musiałam wiedzieć.

W pracy nie mogłam się skupić. Każdy mail wydawał się błahy wobec tego, co działo się w moim domu. O 11:30 dostałam powiadomienie na telefonie: „Ruch wykryty w pokoju dziecięcym”. Otworzyłam aplikację i zobaczyłam Zosię pochyloną nad łóżeczkiem Hani.

– Cicho bądź! – syknęła niania przez zaciśnięte zęby. – Ile można płakać?!

Zamarłam. Hania zanosiła się płaczem, a Zosia potrząsnęła nią lekko za rączkę. Moje serce waliło jak młotem. Chciałam krzyczeć, ale tylko patrzyłam jak sparaliżowana.

– Zaraz wróci twoja mamusia i zobaczymy, kto tu będzie rządził – mruknęła Zosia i odwróciła się do telefonu.

Zerwałam się z biurka tak gwałtownie, że przewróciłam kubek z kawą. Nie tłumaczyłam się szefowej – wybiegłam z biura i zamówiłam taksówkę. Całą drogę modliłam się, żeby Hania była cała i zdrowa.

Wpadłam do mieszkania jak burza. Zosia siedziała na kanapie i oglądała serial na tablecie. Hania leżała w łóżeczku z czerwonymi od płaczu oczkami.

– Co pani sobie wyobraża?! – wrzasnęłam, podbiegając do łóżeczka i przytulając córkę.

Zosia zerwała się na równe nogi.

– Pani Magdo! Co się dzieje?

– Wiem wszystko! Mam nagrania! Jak pani mogła?!

Zosia pobladła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy przerywanej tylko szlochem Hani.

– Ja… ja tylko… ona tak dużo płacze… – zaczęła się tłumaczyć.

– Proszę natychmiast wyjść! I niech pani nigdy więcej nie wraca!

Zosia wybiegła z mieszkania bez słowa. Usiadłam na podłodze z Hanią na rękach i zaczęłam płakać razem z nią. Po chwili zadzwonił Piotr.

– Magda? Co się stało?

– Miałam rację… Ona była okropna dla Hani…

Piotr przyjechał do domu szybciej niż zwykle. Przez kilka dni nie rozmawialiśmy o tym wydarzeniu prawie wcale. Każde z nas zamknęło się w sobie. Ja obwiniałam siebie – jak mogłam zostawić dziecko pod opieką obcej kobiety? Piotr próbował mnie pocieszać, ale widziałam w jego oczach strach i bezradność.

Wieczorami siedziałam przy łóżeczku Hani i patrzyłam na jej spokojną twarz. W głowie miałam tysiące pytań: Czy każda matka musi przechodzić przez taki koszmar? Czy można jeszcze komuś zaufać?

Po kilku tygodniach zaczęliśmy szukać nowej opiekunki – tym razem razem z Piotrem i po wielu rozmowach kwalifikacyjnych. Ale trauma została ze mną na długo. Każdy dźwięk z pokoju dziecięcego powodował u mnie dreszcze.

Moja mama przyjechała na kilka dni z Białegostoku.

– Madziu, nie możesz żyć w ciągłym strachu – powiedziała cicho, głaszcząc mnie po włosach.

– Ale jak mam zaufać komukolwiek po tym wszystkim? – wyszeptałam.

Mama uśmiechnęła się smutno.

– Musisz nauczyć się ufać sobie. Twoja intuicja cię nie zawiodła.

Dziś wiem jedno: instynkt matki to najpotężniejsza broń. Ale czy to wystarczy, by chronić nasze dzieci przed całym złem tego świata?

Czy wy też mieliście kiedyś poczucie winy za to, że musicie pracować i zostawiać dziecko pod opieką obcych? Jak radzicie sobie z lękiem o bezpieczeństwo swoich dzieci?