Nigdy więcej! Historia Haliny z warszawskiego blokowiska
Nigdy więcej! Przysięgałam sobie to już tyle razy, że sama przestałam wierzyć w te słowa. Ale tamtego wieczoru, stojąc w dusznym sklepie na rogu, z torbą makaronu i parówek w ręku, poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Przede mną w kolejce stał wysoki mężczyzna w czarnej kurtce i ręcznie robionej czapce. Pachniał tanim piwem i papierosami. Próbowałam nie patrzeć mu w oczy, ale on odwrócił się i rzucił przez ramię: „Co się tak gapisz?”. Zamarłam. Przez sekundę poczułam się jak wtedy, gdy Andrzej wracał do domu po nocnej zmianie – zmęczony, rozdrażniony, gotowy wybuchnąć o byle co.
Za mną ktoś chrząknął niecierpliwie. Kasjerka spojrzała na mnie z wyraźną irytacją. „Następny!” – zawołała. Przeprosiłam cicho i podałam jej zakupy. Drżały mi ręce, kiedy wyciągałam portfel. W głowie miałam tylko jedną myśl: muszę wrócić do Kingi. Muszę ją nakarmić, zanim Andrzej wróci.
Wyszłam ze sklepu i poczułam zimny wiatr na twarzy. Warszawskie blokowisko o tej porze roku było szare i przygnębiające. Przemykałam między kałużami, ściskając torbę z zakupami, jakby to był najcenniejszy skarb. W klatce schodowej spotkałam sąsiadkę, panią Zofię. „Dzień dobry, Halinko. Jak tam Kinga?” – zapytała z troską. Uśmiechnęłam się blado. „Dobrze, dziękuję.” Nie miałam siły na rozmowy.
W domu panowała cisza. Kinga siedziała przy stole, rysując coś na kartce. Miała dziesięć lat, ale jej oczy były poważniejsze niż u większości dorosłych. „Cześć, mamo” – powiedziała cicho. „Cześć, kochanie. Zaraz zrobię kolację.” Wstawiłam wodę na makaron i zaczęłam kroić parówki. Kinga podeszła do mnie i przytuliła się mocno. „Będzie dobrze?” – zapytała nagle. Zamarłam z nożem w ręku.
„Oczywiście, że będzie” – odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w te słowa. Usiedliśmy razem przy stole, jedząc w milczeniu. Każdy dźwięk na klatce schodowej sprawiał, że serce podchodziło mi do gardła.
Około dziewiątej usłyszałam znajomy stukot butów na schodach. Andrzej wrócił do domu. Drzwi otworzyły się z hukiem. „Co na kolację?” – rzucił z progu, nawet nie patrząc na nas. „Makaron z parówkami” – odpowiedziałam cicho. Skrzywił się pogardliwie.
„Znowu to samo? Nie stać cię na nic lepszego?” – jego głos był zimny jak lód. Kinga skuliła się na krześle.
„Nie miałam czasu… dużo pracy…” – próbowałam się tłumaczyć.
Andrzej podszedł bliżej i pochylił się nade mną. Poczułam jego oddech na twarzy.
„Zawsze masz wymówki! Może powinnaś znaleźć sobie lepszą robotę? Albo przestać wydawać pieniądze na głupoty!”
Kinga zaczęła płakać cicho. Andrzej spojrzał na nią z irytacją.
„Przestań ryczeć! Nic ci nie jest!”
Wtedy coś we mnie pękło. Wstałam gwałtownie od stołu.
„Dość! Nie będziesz tak mówił do Kingi! Ani do mnie!”
Andrzej spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
„Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz mi się stawiać?”
Serce waliło mi jak młotem, ale nie cofnęłam się ani o krok.
„Tak, właśnie to sobie wyobrażam! Nigdy więcej nie pozwolę ci nas poniżać! Nigdy więcej!”
Przez chwilę w powietrzu zawisła cisza. Andrzej patrzył na mnie wściekły, ale widziałam w jego oczach cień strachu – pierwszy raz od lat.
Zabrałam Kingę za rękę i poszłyśmy do jej pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłyśmy razem na łóżku.
Kinga wtuliła się we mnie mocno.
„Mamo… boję się…”
Pogłaskałam ją po głowie.
„Ja też się boję, kochanie. Ale już nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś nas skrzywdził. Obiecuję ci to.”
Tej nocy nie spałam prawie wcale. Siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Myślałam o tym, jak bardzo się zmieniłam przez te wszystkie lata z Andrzejem – jak bardzo pozwoliłam mu odebrać mi radość życia, pewność siebie, spokój mojej córki.
Nad ranem podjęłam decyzję. Zadzwoniłam do mojej siostry Ewy.
„Ewa… czy mogłybyśmy przyjechać do ciebie na kilka dni? Muszę… muszę odpocząć od Andrzeja.”
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, a potem usłyszałam cichy głos:
„Halina… zawsze możesz na mnie liczyć. Przyjeżdżajcie kiedy chcecie.”
Spakowałyśmy z Kingą najpotrzebniejsze rzeczy do dwóch walizek. Andrzej spał jeszcze pijany na kanapie, kiedy wychodziłyśmy z mieszkania.
Na klatce schodowej spotkałam panią Zofię.
„Halinko… wszystko w porządku?”
Spojrzałam jej prosto w oczy pierwszy raz od dawna.
„Tak… teraz już będzie dobrze.”
Wsiadłyśmy z Kingą do autobusu i patrzyłyśmy przez okno na budzące się miasto.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy znajdę w sobie siłę, żeby zacząć od nowa – ale wiem jedno: nigdy więcej nie pozwolę nikomu nas skrzywdzić.
Czy można naprawdę uwolnić się od przeszłości? Czy wystarczy jeden wieczór odwagi, żeby zmienić całe życie? Może czasem trzeba po prostu powiedzieć: nigdy więcej.