„Nie powiedziałam ci wszystkiego” – historia o miłości, tajemnicy i rozpadzie

– Żartujesz? – głos Michała drżał od emocji. – Jak to możliwe? Masz przecież tylko dwadzieścia jeden lat! Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?!

Patrzyłam na niego, czując jak serce wali mi w piersi. W tej chwili wiedziałam, że wszystko się zmieniło. Oparłam się o kuchenny blat, próbując złapać oddech. Michał stał naprzeciwko mnie, blady jak ściana, z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia i bólu.

– Bałam się, że przestaniesz mnie kochać… – wyszeptałam. – Że odwołasz ślub…

– A teraz? Na co liczysz teraz?!

Cisza rozlała się po mieszkaniu niczym gęsta mgła. Przez chwilę słyszałam tylko tykanie zegara i własny oddech. W głowie miałam mętlik. Przecież tak bardzo chciałam być szczęśliwa. Tak bardzo chciałam wierzyć, że przeszłość można zostawić za sobą.


Poznaliśmy się przypadkiem, w najbardziej zwyczajnym miejscu na świecie – w kolejce do kasy w Lidlu na warszawskim Ursynowie. Był luty, śnieg topniał pod butami, a ja dźwigałam siaty z zakupami na weekendowy obiad dla rodziców. Gdy potknęłam się na mokrej posadzce, poczułam silne ramiona, które mnie podtrzymały.

– Ostrożnie! – usłyszałam ciepły głos. – W tej Polsce nawet w sklepie można się połamać.

Spojrzałam na niego: wysoki, ciemne włosy, uśmiech z dołeczkami. Michał.

– Dziękuję… – mruknęłam speszona.

– Pomóc ci z tym wszystkim? – wskazał na moje siaty.

– Poradzę sobie… ale jeśli chcesz, możesz mnie odprowadzić do samochodu – zażartowałam.

Tak zaczęliśmy rozmawiać. O pogodzie, o korkach na Puławskiej, o tym, jak trudno znaleźć mieszkanie w Warszawie. Michał był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Nie spieszył się, nie popisywał. Po prostu był.

Spotykaliśmy się coraz częściej. Najpierw na kawę w „Relaksie”, potem na spacery po Kabatach. Z czasem zaczęliśmy spędzać ze sobą całe weekendy. Michał poznał moich rodziców – prostych ludzi spod Radomia. Ja poznałam jego mamę, panią Krystynę, która od razu zaczęła mnie traktować jak własną córkę.

Wszystko wydawało się idealne. Michał był czuły, troskliwy, miał dobrą pracę jako informatyk w dużej firmie. Ja studiowałam pedagogikę i dorabiałam jako niania. Mieliśmy plany: ślub w czerwcu, podróż poślubna do Chorwacji, wspólne mieszkanie na Ursynowie.

Ale ja miałam sekret.

Każdego dnia budziłam się z myślą: „Powiedz mu prawdę”. Każdego dnia odkładałam to na jutro.

Moje dzieci – bliźniaki, Zuzia i Kuba – miały cztery lata i mieszkały u mojej ciotki w Radomiu. Urodziłam je mając siedemnaście lat, jeszcze w liceum. Ich ojciec, Bartek, uciekł z odpowiedzialności zaraz po tym, jak dowiedział się o ciąży. Moja mama płakała nocami, tata przestał się do mnie odzywać na pół roku. Ciotka Teresa przygarnęła dzieci pod swój dach i wychowywała je jak własne wnuki.

W Warszawie nikt nie wiedział o mojej przeszłości. Nawet koleżanki z uczelni myślały, że jestem jedynaczką z dobrego domu.

Kiedy Michał poprosił mnie o rękę podczas rodzinnego obiadu u moich rodziców, poczułam się jak bohaterka filmu romantycznego. Mama płakała ze szczęścia, tata uśmiechał się dumnie. Tylko ciotka Teresa patrzyła na mnie z troską i smutkiem.

– Musisz mu powiedzieć – szepnęła mi do ucha podczas sprzątania stołu.

– Jeszcze nie teraz…

– Alicja…

– Proszę cię!


Po ślubie zamieszkaliśmy razem w nowym mieszkaniu na Ursynowie. Michał był szczęśliwy jak dziecko. Każdego dnia wracał z pracy z kwiatami albo moimi ulubionymi czekoladkami Wedla.

Ale ja nie spałam po nocach. Widziałam twarze Zuzi i Kuby w snach. Słyszałam ich głosy przez telefon: „Mamusiu, kiedy przyjedziesz?”.

W końcu nie wytrzymałam.

Był piątkowy wieczór. Michał siedział przy stole i czytał gazetę. Ja krzątałam się po kuchni, udając że wszystko jest w porządku.

– Coś się stało? – zapytał nagle.

– Musimy porozmawiać…

Usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam mówić. O wszystkim: o Bartku, o ciąży w liceum, o tym jak moi rodzice bali się „co ludzie powiedzą”. O tym jak ciotka Teresa uratowała mnie przed załamaniem nerwowym i pozwoliła skończyć szkołę.

Michał słuchał bez słowa. Widziałam jak jego twarz blednie z każdą minutą.

– I co teraz? – zapytał cicho.

– Nie wiem… Chciałam ci powiedzieć wcześniej… Ale bałam się…

– Bałaś się czego? Że odejdę?

– Tak…

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

– Chcesz zabrać dzieci do nas?

– Nie wiem… Ciotka Teresa bardzo je kocha… Ale one są moje…

Michał wstał od stołu i podszedł do okna.

– Muszę pomyśleć…


Przez kolejne dni unikaliśmy rozmów o dzieciach. Michał wracał późno z pracy, ja zamykałam się w łazience i płakałam pod prysznicem.

W końcu pojechaliśmy razem do Radomia odwiedzić Zuzię i Kubę. Dzieci rzuciły mi się na szyję, a Michał patrzył na nas z boku – obcy, wycofany.

Wieczorem usiedliśmy z ciotką Teresą przy herbacie.

– Alicja musi zdecydować sama – powiedziała ciotka spokojnie. – Ale dzieci tęsknią za matką.

Michał milczał przez całą drogę powrotną do Warszawy.


Z czasem nasze małżeństwo zaczęło się rozpadać. Michał nie potrafił mi wybaczyć kłamstwa. Ja nie potrafiłam żyć bez dzieci.

Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam walizkę przy drzwiach.

– Nie umiem tak żyć – powiedział Michał bez emocji. – Próbowałem… Ale nie potrafię zaufać komuś, kto ukrywa przede mną tak ważne rzeczy.

Nie płakałam. Było mi tylko zimno i pusto.


Dziś mieszkam z Zuzią i Kubą u ciotki Teresy w Radomiu. Skończyłam studia zaocznie i pracuję jako nauczycielka w przedszkolu. Michał czasem dzwoni – pyta co u mnie słychać, czy dzieci są zdrowe. Nigdy nie zapytał czy żałuję tego co zrobiłam.

Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam siebie: czy można naprawdę kochać kogoś nie mówiąc mu całej prawdy? Czy strach przed utratą szczęścia usprawiedliwia kłamstwo?

A może każda tajemnica prędzej czy później niszczy nawet największą miłość?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?