Matczyna miłość czy ciężar? Historia, która rozdziera serce
– Mamo, możesz mi przelać jeszcze te pięćset złotych? – przeczytałam wiadomość od Emila, zanim jeszcze zdążyłam wypić poranną kawę. Dłoń mi zadrżała, a serce ścisnęło się znajomym bólem. Emil ma już trzydzieści pięć lat, żonę, dwójkę dzieci, a ja wciąż jestem dla niego ostatnią deską ratunku. Czy to ja go tak wychowałam? Czy to moja wina, że nie potrafi samodzielnie stanąć na nogi?
Pamiętam, jak był mały. Zawsze chciał być blisko mnie, tulił się do mojej spódnicy, gdy tylko coś go przestraszyło. Po śmierci jego ojca zostałam sama z dwójką dzieci – Emil miał wtedy dziesięć lat, a jego siostra Ola ledwie sześć. Pracowałam na dwa etaty, żeby niczego im nie brakowało. Może wtedy zaczęłam popełniać błędy? Może za bardzo starałam się być dla nich wszystkim naraz?
– Mamo, przecież wiesz, że to tylko na chwilę – mówił przez telefon kilka dni temu. – Dostałem rachunek za prąd, a dzieciom trzeba kupić buty na zimę. Kasia też nie ma pracy…
Słuchając go, czułam, jak narasta we mnie frustracja. Przecież nie zarabiam już tyle co kiedyś. Przeszłam na wcześniejszą emeryturę po operacji kolana. Każda złotówka jest teraz na wagę złota. Ale jak odmówić własnemu dziecku? Jak powiedzieć „nie”, kiedy słyszę w jego głosie ten sam strach co wtedy, gdy miał dziesięć lat i bał się burzy?
Ola nigdy nie prosi o pomoc. Sama wychowuje syna po rozwodzie, pracuje jako nauczycielka w podstawówce i zawsze powtarza: – Mamo, dasz radę. Nie martw się o mnie. Czasem patrzę na nią z podziwem i zastanawiam się, dlaczego Emilowi jest tak trudno.
Wieczorem siedziałam przy kuchennym stole i patrzyłam na telefon. Przelew już zrobiłam, ale w środku czułam pustkę i żal do samej siebie. Czy naprawdę mu pomagam? A może tylko przedłużam jego niemoc? Może gdybym kiedyś była twardsza, dziś byłby innym człowiekiem?
– Mamo, nie przesadzaj – powiedziała Ola podczas naszej ostatniej rozmowy. – On zawsze znajdzie powód, żeby poprosić o pieniądze. Musisz mu postawić granice.
– Ale jak? – zapytałam cicho. – Przecież to mój syn.
Ola westchnęła ciężko.
– Właśnie dlatego musi się nauczyć radzić sobie sam.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z Emilem. Przypominałam sobie jego dzieciństwo: pierwsze dni w szkole, choroby, wspólne wyjazdy nad morze… Zawsze był wrażliwy i delikatny. Po śmierci ojca zamknął się w sobie na długie miesiące. Może wtedy powinnam była szukać pomocy u psychologa? Może nie powinnam była wszystkiego brać na siebie?
Rano zadzwoniła Kasia, żona Emila.
– Pani Zosiu… bardzo dziękujemy za pomoc. Emil mówił, że znowu pani nam przelała pieniądze…
W jej głosie słyszałam zmieszanie i wstyd.
– Kasiu, nie musicie mi dziękować – odpowiedziałam szybko. – Wiem, że wam ciężko.
– Ale my musimy coś zmienić – powiedziała cicho Kasia. – Emil nie może ciągle liczyć na panią.
Po tej rozmowie długo siedziałam w milczeniu. Z jednej strony czułam ulgę, że ktoś jeszcze widzi problem. Z drugiej – poczułam się zdradzona przez własnego syna. Czy on naprawdę nie widzi, jak bardzo mnie to wszystko boli?
Kilka dni później Emil przyszedł do mnie bez zapowiedzi.
– Mamo… przepraszam – powiedział od progu. – Wiem, że nadużywam twojej dobroci.
Patrzyłam na niego i widziałam wciąż tego małego chłopca sprzed lat. Ale teraz był dorosłym mężczyzną z własnymi problemami.
– Emil… musisz zacząć radzić sobie sam – powiedziałam drżącym głosem. – Ja już nie mam siły.
Usiadł naprzeciwko mnie i spuścił głowę.
– Boję się, mamo… Boję się, że sobie nie poradzę.
Wtedy pierwszy raz od lat pozwoliłam sobie zapłakać przy nim.
– Ja też się boję – wyszeptałam. – Ale musimy spróbować.
Od tamtej rozmowy minęły dwa tygodnie. Emil rzadziej się odzywa, ale wiem, że próbuje znaleźć dodatkową pracę. Kasia zadzwoniła raz jeszcze i powiedziała mi, że zaczęli rozmawiać o swoich finansach szczerze jak nigdy wcześniej.
Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam siebie: czy byłam dobrą matką? Czy można kochać za bardzo? Czy miłość matki powinna mieć granice? Może każda z nas musi sama znaleźć odpowiedź na te pytania…