Mamina rada: „Nigdy nie wpuszczaj samotnej przyjaciółki za próg” – historia przyjaźni, która zmieniła moje życie
– Nie wpuszczaj jej więcej do domu, słyszysz? – głos mojej mamy był ostry jak nóż, a jej spojrzenie nie znosiło sprzeciwu. Stałam w kuchni, trzymając w ramionach mojego kilkutygodniowego synka, kiedy padły te słowa. Marta właśnie wyszła, zostawiając po sobie zapach perfum i echo śmiechu, który jeszcze przed chwilą rozbrzmiewał w naszym salonie.
– Mamo, przecież to tylko Marta… – próbowałam się bronić, ale ona już wiedziała swoje.
– Samotna kobieta w domu młodej matki? To się nigdy dobrze nie kończy. Zobaczysz, jeszcze będziesz mi dziękować za tę radę.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w cichy oddech mojego synka i męża, który spał obok. W głowie dudniły mi słowa mamy. Przecież Marta była moją najlepszą przyjaciółką od liceum. Razem przeżyłyśmy pierwsze miłości, rozstania, egzaminy i imprezy. Była ze mną, gdy dowiedziałam się o ciąży i kiedy płakałam po porodzie z bezsilności. Jak mogłabym ją odsunąć?
A jednak coś we mnie pękło. Zaczęłam patrzeć na Martę inaczej. Każda jej wizyta wydawała mi się podejrzana. Czy naprawdę przyszła tylko po to, żeby zobaczyć mojego synka? Czy może podziwia mojego męża? Zaczęłam zauważać rzeczy, które wcześniej ignorowałam: jej długie spojrzenia na Pawła, żarty rzucane w jego stronę, sposób, w jaki poprawiała włosy, kiedy on był w pobliżu.
Pewnego dnia, kiedy Marta przyszła z ciastem i butelką wina (zawsze wiedziała, jak poprawić mi humor), Paweł wrócił wcześniej z pracy. Siedzieliśmy razem przy stole, a rozmowa płynęła lekko. Nagle Marta zaśmiała się z czegoś, co powiedział Paweł, i dotknęła jego ramienia. To był tylko ułamek sekundy, ale poczułam ukłucie zazdrości tak silne, że aż zabrakło mi tchu.
Po jej wyjściu wybuchłam:
– Widziałeś to? Jak ona na ciebie patrzyła?
Paweł spojrzał na mnie zdziwiony:
– O czym ty mówisz? Przecież to Marta…
– Właśnie! – krzyknęłam. – Zawsze była sama! Może teraz szuka sobie faceta i…
Nie dokończyłam. Paweł tylko pokręcił głową i wyszedł do sypialni.
Zaczęłam unikać Marty. Odpowiadałam na jej wiadomości zdawkowo, tłumaczyłam się zmęczeniem albo obowiązkami przy dziecku. Ona nie dawała za wygraną:
– Co się dzieje? – zapytała pewnego dnia przez telefon. – Czuję, że mnie unikasz.
– Jestem po prostu zmęczona – skłamałam.
Ale ona znała mnie zbyt dobrze.
– To przez twoją mamę? Powiedziała ci coś?
Zamilkłam. Skąd wiedziała?
– Wiesz co? – powiedziała cicho. – Myślałam, że jesteśmy ponad takie rzeczy…
Kilka dni później przyszła do mnie bez zapowiedzi. Stała w drzwiach z torbą pełną zakupów dla mojego synka.
– Chciałam ci tylko powiedzieć… – zaczęła drżącym głosem – …że nigdy nie zrobiłabym niczego, co mogłoby cię zranić. Ale jeśli uważasz inaczej…
Nie dokończyła. Zamknęłam drzwi przed jej nosem.
Przez kolejne tygodnie czułam się coraz gorzej. Paweł był coraz bardziej zamknięty w sobie, a ja coraz bardziej samotna. Mama powtarzała swoje:
– Lepiej być ostrożną niż potem żałować.
Ale czy naprawdę byłam ostrożna? Czy raczej pozwoliłam lękowi i zazdrości zniszczyć coś pięknego?
Któregoś dnia zobaczyłam Martę na ulicy. Szła sama, z opuszczoną głową. Chciałam do niej podejść, przeprosić, powiedzieć, jak bardzo mi jej brakuje… Ale zabrakło mi odwagi.
Minął rok. Mój synek rósł zdrowo, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że brakuje mi rozmów z Martą. Paweł próbował mnie pocieszać:
– Może powinnaś do niej zadzwonić?
Ale ja tylko kręciłam głową.
W końcu nadszedł dzień chrztu mojego synka. Mama siedziała obok mnie w kościele i ściskała moją dłoń.
– Dobrze zrobiłaś – szepnęła.
Ale ja patrzyłam na puste miejsce obok siebie i czułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej.
Dziś wiem jedno: jedna rada może zmienić całe życie. Czy warto było słuchać cudzych lęków zamiast własnego serca? Czy można odbudować coś, co zostało zniszczone przez nieufność?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze przyjaźni zostało zniszczonych przez podobne rady? Czy wy też mieliście kiedyś wątpliwości przez słowa bliskich?