Każdego miesiąca mój syn potajemnie przesyła mi dużą część swojej pensji: prosi tylko, żebym nigdy nie mówiła o tym jego żonie
– Mamo, proszę cię, tylko nie mów o tym Ani. – Michał patrzył na mnie z tym swoim poważnym, lekko zmartwionym wyrazem twarzy, który znałam od dziecka. – To dla mnie ważne.
Siedzieliśmy w mojej kuchni, tej samej, w której kiedyś uczyłam go robić jajecznicę na starym gazowym piecu. Teraz był dorosłym mężczyzną, miał własną rodzinę i dobrą pracę w banku. Ale wciąż widziałam w nim tego chłopca, który tulił się do mnie po nocnych koszmarach.
– Michał, ale przecież to nie jest w porządku wobec Ani – szepnęłam, choć wiedziałam, że i tak nie zmieni zdania. – Ona powinna wiedzieć…
– Mamo, ona by tego nie zrozumiała. Wiesz, jak jest z pieniędzmi. Każda złotówka musi być rozliczona. A ja… ja chcę ci pomóc. Po prostu.
Nie miałam siły się sprzeczać. Po śmierci mojej ciotki odziedziczyłam to mieszkanie na Pradze, ale emerytura ledwo starczała na rachunki i leki. Michał co miesiąc przelewał mi prawie tysiąc złotych. Dzięki temu mogłam kupić lepsze jedzenie, czasem pozwolić sobie na kino czy nową książkę. Ale za każdym razem, gdy widziałam Anię, czułam się jak oszustka.
Ania była kobietą praktyczną, konkretną. Pracowała jako nauczycielka matematyki w liceum i prowadziła dom z żelazną konsekwencją. Ich córka, Zosia, miała już siedem lat i była oczkiem w głowie Michała. Często przychodziły do mnie na herbatę i wtedy Ania opowiadała o swoich uczniach albo narzekała na drożyznę.
– Pani Halino, niech pani powie Michałowi, żeby nie wydawał tyle na głupoty – śmiała się kiedyś. – On by wszystko oddał rodzinie!
Uśmiechałam się wtedy nerwowo i zmieniałam temat.
Z czasem zaczęłam zauważać, że Michał jest coraz bardziej spięty. Przychodził rzadziej, a kiedy już był, sprawdzał nerwowo telefon. Pewnego dnia zadzwonił do mnie późnym wieczorem.
– Mamo… Ania coś podejrzewa. Pytała o pieniądze. Muszę na jakiś czas przestać ci przelewać.
Zamarłam. Wiedziałam, że to się kiedyś stanie. Ale nie spodziewałam się tego tak szybko.
– Michałku, nie martw się o mnie. Poradzę sobie – próbowałam go uspokoić.
Ale on tylko westchnął ciężko i rozłączył się.
Od tamtej pory wszystko zaczęło się sypać. Ania coraz częściej dzwoniła do mnie pod byle pretekstem. Pytała o Michała, o to jak się czuję, czy czegoś mi nie potrzeba. Była uprzejma, ale wyczuwałam w jej głosie napięcie.
Pewnego dnia przyszła do mnie bez zapowiedzi. Miała podkrążone oczy i wyglądała na zmęczoną.
– Pani Halino… – zaczęła niepewnie. – Czy Michał coś pani mówił? O pieniądzach?
Zamarłam. Przez chwilę milczałam, próbując zebrać myśli.
– Nie… Nic mi nie mówił – skłamałam.
Ania patrzyła na mnie długo, jakby próbowała przejrzeć mnie na wylot.
– Bo wie pani… Od kilku miesięcy brakuje nam pieniędzy. Michał twierdzi, że wszystko jest w porządku, ale ja widzę wyciągi z konta. Coś ukrywa.
Chciałam ją przytulić, powiedzieć prawdę i zakończyć to wszystko raz na zawsze. Ale nie potrafiłam zdradzić syna.
Po jej wyjściu długo płakałam. Czułam się winna wobec Ani i Zosi. Ale jeszcze bardziej bolało mnie to, że Michał coraz bardziej oddala się od swojej rodziny przez tę tajemnicę.
Kilka tygodni później zadzwonił do mnie wieczorem.
– Mamo… Ania znalazła przelewy. Wszystko wie.
Siedziałam w ciszy, słuchając jego łamiącego się głosu.
– Pokłóciliśmy się strasznie. Powiedziała, że ją okłamałem… Że nie ufa mi już…
Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam go pocieszyć, ale czułam tylko pustkę i żal.
Następnego dnia Ania przyszła do mnie jeszcze raz. Tym razem była spokojna, ale stanowcza.
– Pani Halino… Ja rozumiem, że pani jest matką Michała. Ale on ma teraz swoją rodzinę. My też mamy wydatki…
Patrzyłam na nią ze łzami w oczach.
– Przepraszam… Nigdy nie chciałam was skrzywdzić – wyszeptałam.
Ania westchnęła ciężko.
– Ja też nie chcę wojny w domu. Ale musimy być wobec siebie szczerzy. Proszę mu powiedzieć… żeby już więcej tego nie robił za moimi plecami.
Po jej wyjściu długo siedziałam w milczeniu. Wiedziałam, że nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama.
Michał przez kilka tygodni nie odzywał się do mnie prawie wcale. W końcu przyszedł któregoś popołudnia z Zosią.
– Mamo… Przepraszam cię za wszystko – powiedział cicho. – Chciałem dobrze… Ale chyba wszystko zepsułem.
Przytuliłam go mocno i poczułam łzy na policzku.
– Synku… Najważniejsze to być uczciwym wobec siebie i tych, których kochasz.
Od tamtej pory nasze relacje były inne – bardziej ostrożne, pełne niedopowiedzeń i żalu za straconym zaufaniem. Michał już nie przesyła mi pieniędzy potajemnie. Czasem przynosi zakupy albo zaprasza mnie do siebie na obiad z całą rodziną. Ale wiem, że ta rana jeszcze długo się nie zagoi.
Często myślę o tym wszystkim przed snem i pytam siebie: czy naprawdę zrobiłam dobrze? Czy lojalność wobec syna była ważniejsza niż szczerość wobec jego żony? Może gdybym wcześniej powiedziała prawdę, dziś bylibyśmy bliżej siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?