Jestem tylko mamą. O miłości bez praw i czasu

– Kasiu, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! – krzyknęłam z kuchni, mieszając owsiankę, która już dawno powinna być gotowa. Kuba siedział przy stole, przewracając oczami i bawiąc się telefonem. Zegar na ścianie tykał głośniej niż zwykle, jakby odliczał sekundy do kolejnego poranka, który niczym nie różnił się od poprzedniego.

– Mamo, nie musisz mnie budzić, mam budzik – Kasia weszła do kuchni z miną obrażonej księżniczki. Miała już szesnaście lat i coraz częściej patrzyła na mnie jak na intruza w swoim życiu. Kuba, młodszy o cztery lata, jeszcze czasem przytulał się do mnie wieczorem, ale i on coraz częściej zamykał się w swoim świecie.

– Śniadanie na stole – powiedziałam cicho, próbując nie pokazać, jak bardzo boli mnie ten dystans. Przysiadałam na chwilę obok nich, ale rozmowa nie kleiła się. Kasia pisała coś na telefonie, Kuba oglądał filmik. Ja patrzyłam na nich i czułam się przezroczysta.

Kiedy dzieci wyszły do szkoły, a ja do pracy w biurze rachunkowym, przez cały dzień towarzyszyło mi uczucie pustki. W pracy byłam po prostu panią Anią – cichą, sumienną księgową. Nikt nie pytał, jak się czuję. Nikt nie zauważał, że od miesięcy nie miałam nowej fryzury ani nawet pomalowanych paznokci. Po pracy wracałam do domu, gotowałam obiad, sprzątałam, sprawdzałam lekcje Kuby. Wieczorem próbowałam porozmawiać z Kasią o jej problemach w szkole, ale ona zamykała się w pokoju.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej. W przedpokoju stały dwa plecaki – Kasi i jej przyjaciółki Oli. Usłyszałam śmiechy z pokoju córki. Zapukałam delikatnie.

– Kasia, wszystko w porządku?

– Mamo! Nie możesz po prostu zapukać i wejść? – usłyszałam zirytowany głos córki.

– Przepraszam… Chciałam tylko zapytać, czy coś wam podać.

– Nie trzeba! – odpowiedziała Kasia i zamknęła drzwi.

Stałam przez chwilę pod drzwiami, czując się jak intruz we własnym domu. Przypomniałam sobie czasy, kiedy Kasia była mała i tuliła się do mnie przed snem. Teraz byłam tylko przeszkodą.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

– Aniu, kiedy ostatnio byłaś u fryzjera? Albo na spacerze z kimś dorosłym? – zapytała z troską.

– Nie mam czasu, mamo. Praca, dom, dzieci…

– Dzieci dorastają. A ty? Kim jesteś poza byciem mamą?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Kim jestem? Od szesnastu lat jestem tylko mamą. Moje marzenia o podróżach, o malowaniu obrazów czy nawet o zwykłym wyjściu do kina dawno zostały zamknięte w szufladzie.

Kilka dni później Kasia przyszła do mnie wieczorem.

– Mamo… mogę iść na imprezę u Zuzy? Wszyscy idą…

Zawahałam się. Chciałam powiedzieć „nie”, bo bałam się o nią. Ale przypomniałam sobie własną młodość i to uczucie duszenia się pod nadopiekuńczym okiem mojej mamy.

– Dobrze – powiedziałam cicho. – Ale wróć przed północą i bądź ostrożna.

Kasia spojrzała na mnie zaskoczona.

– Serio? Dzięki! – rzuciła mi się na szyję i przez chwilę poczułam dawną bliskość.

Kiedy wyszła z domu tego wieczoru, siedziałam sama w kuchni i patrzyłam na zegar. Każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Kuba grał na komputerze w swoim pokoju. Ja siedziałam sama ze swoimi myślami.

Wtedy zadzwonił telefon. To był Tomek – kolega z pracy, który od dawna próbował mnie zaprosić na kawę.

– Aniu, może wyskoczymy kiedyś po pracy? – zapytał niepewnie.

Chciałam odmówić odruchowo – przecież jestem tylko mamą. Ale nagle poczułam bunt.

– Może… może jutro? – odpowiedziałam drżącym głosem.

Następnego dnia po pracy spotkaliśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Rozmawialiśmy o wszystkim – o dzieciach, o pracy, o marzeniach z młodości. Poczułam się znów kobietą, człowiekiem z własnymi myślami i pragnieniami.

Kiedy wróciłam do domu później niż zwykle, Kasia już była w domu.

– Gdzie byłaś? – zapytała podejrzliwie.

– Na kawie z kolegą z pracy – odpowiedziałam szczerze.

Kasia spojrzała na mnie zdziwiona.

– Ty… masz kolegów?

Zaśmiałam się smutno.

– Tak, czasem też potrzebuję pogadać z kimś dorosłym.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W jej oczach zobaczyłam coś nowego – może cień zrozumienia?

Od tego dnia zaczęłam powoli odzyskiwać siebie. Zapisałam się na zajęcia z malarstwa w domu kultury. Zaczęłam wychodzić na spacery sama ze sobą. Czasem spotykałam się z Tomkiem po pracy. Dzieci patrzyły na mnie inaczej – czasem z niezadowoleniem, czasem z ciekawością.

Pewnego wieczoru Kuba przyszedł do mnie z zeszytem matematyki.

– Mamo… pomożesz mi?

Uśmiechnęłam się szeroko.

– Oczywiście!

Usiedliśmy razem przy stole i przez chwilę poczułam dawną bliskość. Ale wiedziałam już, że muszę znaleźć równowagę między byciem mamą a byciem sobą.

Czasem zastanawiam się: czy mam prawo być kimś więcej niż tylko matką? Czy moje marzenia są mniej ważne niż potrzeby moich dzieci? Może każda mama powinna czasem zapytać siebie: kim jestem naprawdę?