Kłamstwa, które rozbiły mój dom: Historia Antoniego i mojej rodziny

— Co ty tu robisz, Antoni? — zapytała moja mama, patrząc na niego z nieufnością, kiedy wszedł do naszego mieszkania bez pukania. Stałam w kuchni, trzymając w rękach kubek z herbatą, który nagle wydał mi się zbyt ciężki. W powietrzu wisiało napięcie, które można było kroić nożem.

Antoni, mój jeszcze prawny mąż, nie pochodził stąd. Pochodził z małej wsi pod Lublinem, ale kilka lat temu wysłano go na służbę wojskową do naszego miasta. Po zakończeniu służby nie wrócił do domu. Został. Najpierw zamieszkał z dziewczyną, którą poznał w wojsku, ale im nie wyszło — rozstali się po kilku miesiącach. Wtedy pojawiłam się ja.

Poznaliśmy się na weselu kuzynki. Był czarujący, opowiadał zabawne historie, sprawiał wrażenie człowieka, który wie, czego chce. Moja mama od początku była sceptyczna. „Za dużo mówi, za mało robi” — powtarzała. Ale ja byłam zakochana. Wkrótce zamieszkaliśmy razem, a potem wzięliśmy ślub.

Przez pierwsze dwa lata wszystko wydawało się w porządku. Antoni znalazł pracę w warsztacie samochodowym, ja pracowałam w szkole jako nauczycielka. Mieliśmy plany, marzyliśmy o własnym domu, dzieciach. Ale coś zaczęło się psuć. Najpierw drobne kłamstwa — o tym, gdzie był, z kim się spotkał, dlaczego nie wrócił na noc. Potem coraz większe.

Pewnego dnia moja młodsza siostra, Kasia, przyszła do mnie z płaczem. „On mnie śledzi, Aniu. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale widziałam go pod moją szkołą. Pytał moich kolegów, z kim się spotykam.” Nie chciałam wierzyć. Antoni był zazdrosny, to prawda, ale żeby aż tak?

Zaczęłam obserwować go uważniej. Coraz częściej znikał na całe wieczory, tłumacząc się pracą. Ale jego szef, pan Marek, powiedział mi kiedyś przypadkiem, że Antoni już od dawna nie pracuje w warsztacie. „Zwolnił się miesiąc temu. Mówił, że ma lepszą robotę.”

Zaczęłam drążyć. Znalazłam w jego telefonie wiadomości do nieznanej mi kobiety. „Spotkajmy się dziś wieczorem. Tęsknię.” Numer był zastrzeżony. Kiedy zapytałam go wprost, wpadł w furię. „Nie masz prawa grzebać w moich rzeczach!” — krzyczał.

Wtedy po raz pierwszy uderzył pięścią w ścianę. Przestraszyłam się. Ale jeszcze bardziej bałam się prawdy.

Wszystko się zmieniło, kiedy Antoni zaczął coraz częściej pojawiać się w domu mojej mamy. Najpierw pod pretekstem pomocy przy remoncie, potem coraz częściej zostawał na noc, tłumacząc się, że „nie chce wracać do pustego mieszkania”. Moja mama była coraz bardziej zirytowana, ale nie chciała robić awantur. „To twój mąż, Aniu. Sama go sobie wybrałaś.”

Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam Antoniego i moją siostrę Kasię w kuchni. Siedzieli bardzo blisko siebie, rozmawiali szeptem. Kiedy weszłam, oboje zamilkli. Kasia wybiegła z kuchni, a Antoni spojrzał na mnie z wyzwaniem w oczach.

— Co tu się dzieje? — zapytałam drżącym głosem.

— Nic, Aniu. Rozmawialiśmy tylko o szkole — odpowiedział z udawaną obojętnością.

Ale wiedziałam, że to nieprawda. Od tego dnia zaczęłam dostrzegać coraz więcej sygnałów. Kasia była nerwowa, unikała mojego wzroku. Antoni coraz częściej znikał na całe noce, a kiedy wracał, był rozdrażniony i agresywny.

W końcu nie wytrzymałam. Zorganizowałam rodzinne spotkanie. Mama, Kasia, Antoni i ja. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. W końcu mama przerwała ciszę:

— Antoni, powiedz nam prawdę. Co się dzieje?

Antoni spojrzał na mnie, potem na Kasię. Przez chwilę myślałam, że się przyzna. Ale tylko wzruszył ramionami.

— Nic się nie dzieje. To wy sobie coś wymyślacie.

Wtedy Kasia wybuchła płaczem.

— On mnie szantażuje! — krzyknęła. — Groził mi, że jeśli komuś powiem, to zrobi coś złego naszej rodzinie!

Zamarłam. Mama pobladła. Antoni zerwał się z krzesła i wybiegł z mieszkania.

Po tej nocy wszystko się rozpadło. Mama przestała ze mną rozmawiać — obwiniała mnie za to, że wpuściłam Antoniego do naszego życia. Kasia zamknęła się w sobie, przestała chodzić do szkoły. Ja zostałam sama w pustym mieszkaniu, z poczuciem winy i żalu.

Próbowałam rozmawiać z Antonim, ale nie odbierał telefonów. W końcu dowiedziałam się od znajomej, że wyjechał z miasta. Podobno widziano go w Warszawie z jakąś kobietą.

Złożyłam pozew o rozwód. Ale to nie zakończyło dramatu w naszej rodzinie. Mama długo nie mogła mi wybaczyć, Kasia potrzebowała terapii. Ja przez wiele miesięcy nie mogłam spać spokojnie.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy powinnam wcześniej zauważyć sygnały? Czy można było uratować naszą rodzinę przed kłamstwami i manipulacją Antoniego?

Może każdy z nas nosi w sobie jakąś winę? A może po prostu niektórych ludzi nie da się uratować? Co wy byście zrobili na moim miejscu?