Zazdrość o teściową: Czy to normalne?
„Znowu tam byłeś, prawda?” – zapytałam z wyrzutem, gdy tylko przekroczył próg mieszkania. Marek, mój mąż, spojrzał na mnie z lekkim zmieszaniem, jakby nie wiedział, o co mi chodzi. „Nie rozumiem, o czym mówisz” – odpowiedział, ale jego wzrok zdradzał wszystko. Wiedziałam, że znowu odwiedził swoją matkę.
Zaczęło się niewinnie. Marek zawsze był blisko związany ze swoją mamą, panią Krystyną. Rozumiałam to i akceptowałam, ale od pewnego czasu coś zaczęło mnie niepokoić. Coraz częściej zauważałam, że Marek wracał do domu najedzony, mimo że przygotowywałam dla nas kolację. „Byłem u mamy” – mówił z uśmiechem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Początkowo próbowałam to ignorować. Przecież to tylko jedzenie, powtarzałam sobie. Ale z każdym kolejnym dniem czułam się coraz bardziej odsunięta na bok. Jakby Marek wolał spędzać czas z nią niż ze mną. Jakby jej potrawy były lepsze od moich.
Pewnej nocy miałam koszmar. Śniła mi się teściowa, która z triumfem podawała Markowi jego ulubione danie – pierogi ruskie. Marek jadł je z takim zachwytem, jakiego nigdy nie widziałam przy moich potrawach. Obudziłam się spocona i zdezorientowana. To tylko sen, próbowałam się uspokoić, ale uczucie zazdrości nie chciało mnie opuścić.
„Czy to normalne, że jestem zazdrosna o jego matkę?” – zapytałam przyjaciółkę podczas naszej cotygodniowej kawy. Ania spojrzała na mnie z troską. „Może to nie o jedzenie chodzi” – zasugerowała delikatnie. „Może czujesz się niedoceniana?”
Jej słowa trafiły w sedno. To nie były tylko pierogi czy schabowe. Chodziło o to, że Marek nie dostrzegał mojego wysiłku i zaangażowania w nasze życie. Czułam się jak dodatek do jego relacji z matką.
Postanowiłam porozmawiać z Markiem otwarcie. „Musimy pogadać” – zaczęłam pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy razem na kanapie. „Czuję się odsunięta na bok przez twoje wizyty u mamy” – wyznałam.
Marek spojrzał na mnie zaskoczony. „Ale przecież to tylko jedzenie” – próbował się bronić. „Nie chodzi o jedzenie” – przerwałam mu stanowczo. „Chodzi o to, że czuję się mniej ważna od niej”.
Zapanowała cisza. Marek wydawał się zamyślony. „Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób” – przyznał w końcu. „Może rzeczywiście przesadzam z tymi wizytami”.
Poczułam ulgę, ale jednocześnie wiedziałam, że to dopiero początek naszej rozmowy o granicach i priorytetach w naszym małżeństwie.
Kilka dni później Marek zaproponował, żebyśmy razem odwiedzili jego mamę i wspólnie przygotowali obiad. Zgodziłam się z nadzieją, że to pomoże nam znaleźć wspólny język.
Podczas wizyty pani Krystyna była jak zawsze serdeczna i gościnna. Razem gotowaliśmy i śmialiśmy się przy stole. Poczułam, że może rzeczywiście nie ma powodu do zazdrości.
Jednak wciąż zastanawiam się: czy to ja jestem przewrażliwiona? Czy może Marek powinien bardziej zwracać uwagę na nasze potrzeby jako pary? Jak znaleźć równowagę między miłością do rodziny a miłością do partnera?